Wstałam rano, byłam zamroczona. To co. Wszystkie wspomnienia zaczęły napływać do mnie niczym fale. Znów pojawiło się uczucie odrzucenia.
Dosyć!
Podniosłam się z wygodnego łóżka, wzięłam ciuchy do joggingu. Dziś pobiegam. Muszę odpocząć. Odstresować się. Nie chcę widzieć Mike'a.
Wzięłam prysznic, ubrałam się, a później zajrzałam do pokoju agenta. Spał. Jego twarz była skalana miłym uśmiechem. To dobrze. Przynajmniej on ma dobry sen.
Na dole napisałam kartkę, że poszłam pobiegać i zabrałam bransoletkę. Ta, bransoletka z nadajnikiem, która leżała w salonie. Domyśliłam się, że chodzi o mnie. Niech im będzie, ale nie oznacza to, że wszędzie będę z nią chodziła.
Zaczerpnęłam porannego powietrza. Nałożyłam słuchawki i pobiegłam.
Ludzie ciągle gdzieś się spieszyli. Jedni wracali z pracy, albo z pobliskiej piekarni, inni spieszyli się do pracy. Byli zabiegani. Nieuważni. Nerwowo spoglądali na zegarki. Dociskali pedał gazu. Nigdy nie rozumiałam tego, że można się gdzieś śpieszyć. Wcześniej zwykłe życie było dla mnie odmiennością. Nigdy nie musiałam pracować, ani się spieszyć. Często wyręczałam się innymi. Nigdy nie biegałam sama. Zawsze z Alex'em, albo Andriejem. To dla mnie takie obce. Wręcz niesamowite.
Ciągła obecność ludzi, którzy pilnowali, aby nic mi się nie stało. Oni byli w stanie się za mnie podłożyć, aby mi się nic nie stało. Boże, Alex zabił tylu ludzi, którzy mnie uratowali. Potrafili być dla mnie rodziną, której tak bardzo mi brakowało. A teraz? A teraz, chcę wolności. Nie chcę przywiązania. Nie chcę uczuć. To zbyt boli, aby znów popaść w skrajne uczucie.
Byłam dla niego jedną z wielu dziwek, które mógł pieprzyć. Jednak mi to nie przeszkadzało. Chciałam tego. Dawałam przyjemność, a sama brałam o wiele więcej. On dla mnie stracił głowę. On mnie kochał. Kochał mnie na swój popieprzony sposób, ale mnie kochał. A ja podarowałam mu kulkę.
Nigdy nie miałam wyrzutów sumienia za to co zrobiłam, aż do dzisiaj. Gdyby nie to, nadal bym się męczyła w związku z nim. Przecież wiedziałam na co się godzę.
Ode mnie nie odejdziesz już nigdy. Jeśli tylko spróbujesz, zabiję cię.
Nie dał rady mnie zabić. Chciałam odejść, zamknął mnie w domu w Szwajcarii. Pilnowało mnie dwudziestu ludzi. Nie mogłam nigdzie wyjść. Ciągle w tych samych ścianach. Spędziłam tam pół roku. Odwiedzał mnie raz w tygodniu. Chciał spędzić ze mną jeden cały dzień, ale ja go nienawidziłam w tamtym momencie. Zamykałam się w sypialni i siadałam przy drzwiach. On zawsze siedział na korytarzu, oparty o nie i próbował ze mną rozmawiać. Nie chciałam, aby on cokolwiek robił dla mnie. Chciałam wolności. Kiedy wiedziałam, że będzie musiał wracać, wychodziłam do niego. Pozwalałam się dotknąć, pocałować. Przez piętnaście minut mógł mnie mieć. Nie więcej.
Wypuścił mnie wreszcie. Obiecałam, że nie będę chciała więcej odejść. Dwa tygodnie później go zabiłam. Kłóciliśmy się o moją wolność. Znów. Strzeliłam, kiedy nie wytrzymałam stresu.
Od tego czasu, zaczął się mój nowy koszmar. To cholernie boli.
Zatraciłam się tak we wspomnieniach, że nawet nie wiem gdzie się znalazłam. Nie znałam LA. Miałam w sumie to gdzieś. Jak długo nie będę wracać, to ktoś po mnie przyjdzie. Biegłam dalej, a w słuchawkach ciągle leciała ta sama piosenkę. ''Numb''. - Piosenka, która określała mnie i jego. Naszą chorobliwą kontrolę tego drugiego. Nasze wybuchy gniewu. Przez sześć miesięcy w 'więzieniu', przesłuchałam ją milion razy. Chciałam zrozumieć, dlaczego Alex jest taki, a nie inny. Dlaczego nie pozwala mi odejść tak jak innym dziwką. Ich nie trzymał w zamknięciu, kiedy powiedziały dosyć. Niektórym darował życie, a inne po prostu zabijał na moich oczach. Zawsze powtarzał, że ze mną może być podobnie. Chciał zawładnąć moją duszą, ciałem i umysłem. Już prawie mu się to udało, kiedy miałam dosyć. Ja nie żyłam, ale egzystowałam.
Przebiegłam właśnie przez park i zorientowałam się, że jestem na odpowiedniej ulicy. Nawet widziałam jego dom i samochód, który tam stał.
Kurwa, znów Rodriguez czegoś chce. Muszę go przeprosić za wczorajszą akcję, Mike'a zresztą też. Nie. Nie umiem tego zrobić i nie będę się zmuszać.
Teraz pytanie, czy wejść frontowymi drzwiami i spotkać Mike'a oraz Rodrigueza, czy wejść niepostrzeżenie tyłem? Nie chcę z nimi rozmawiać. Z kuchni będzie mi łatwiej wejść na górę. Nie będę przechodziła przez salon.
Przebiegłam do tylnych drzwi. Spod doniczki wzięłam klucz i weszłam do środka. Całe szczęście, że zamki w jego domu działają bardzo cicho i nie robią niepotrzebnego hałasu. Zamknęłam drzwi. Z szafki wzięłam wodę i kiedy już miałam iść w stronę schodów, usłyszałam rozmowę.
- Coś jest z nią nie tak i to od wczoraj. Ignoruje mnie. Nie wiem, co zrobiłem źle. - Powiedział mój 'kuzyn'. Łatwo było się domyśleć, że chodzi mu o mnie.
- Musiałeś coś nabroić. Jeśli kobieta nie krzyczy, a ignoruje to ją skrzywdziłeś. Bardzo skrzywdziłeś.
Chester? Czy on rozmawia z Chesterem o mnie? Boże, ja się boję konfrontacji z agentem, a oni sobie plotkują?
Przewróciłam oczami.
- Nic wczoraj nie zrobiłem. Ty wyszedłeś, ona ze mną chwilę porozmawiała, a później jak gdyby nic poszła do hangaru. Zamknęła się w środku i koniec. Nie porozmawiasz. Siedziała tam do północy, a później znalazłem ją jak sobie pływa w basenie. Była najarana. Czy towar ma od ciebie?
- Nie. Nie lubię się dzielić skętami, stary. Może pobaw się w tajne służby i ją śledź?
Powstrzymywałam się, aby nie parsknąć śmiechem. Pobaw się w agenta. On nie musi udawać. A zresztą i tak jestem obserwowana.
- Jest dorosła. Mam nadzieję, że w nic się nie wpakowała.
- Daj spokój, a tak w ogóle to gdzie ona jest?
- Zostawiła mi kartkę, że poszła pobiegać. Robi to już cztery godziny. Zaczynam się martwić.
Nie udawaj, że cię to obchodzi. Jakbym zniknęła, byłoby lepiej.
Nie chciałam ich dalej słuchać. Weszłam po cichu na górę i zamknęłam się w pokoju. Zdjęłam bransoletkę, ściągnęłam top i rozpuściłam włosy. Zabrałam krótką, koronkową sukienkę, bieliznę i białe japonki - poszłam do łazienki na długą kąpiel.
Brudne ubrania włożyłam do pralki i nastawiłam pranie. Do wanny nalałam dużo wody, dolałam olejków zapachowych. Kiedy wytworzyła się piana, zanurzyłam się w niej. Pod wodą wytrzymałam prawie minutę. Powoli odprężałam swoje ciało.
Przydałoby się pojechać do Centrum Handlowego. Aby spędzić miło dzień bez rozmyślania, wyrzutów sumienia, Mike'a oraz Alexa, pojadę na zakupy. Na bardzo duże zakupy. Tergo właśnie potrzebuję.
Po godzinie siedzenia w ciepłej wodzie, wyszłam. Ubrałam się, zrobiłam delikatny makijaż i podkręciłam włosy. Wyglądałam tak cholernie niewinnie, a wcale taka nie byłam.
W nawet dobrym humorze weszłam do pokoju. Pisnęłam.
Na łóżku siedział Mike. Zjechałam po drzwiach, łapiąc oddech. Moje serce biło tak szybko, jakby miało wyskoczyć mi z piersi.
- Nigdy. Więcej. Tego. Nie. Rób. - Wycedziłam przez zaciśnięte szczęki. Wstałam z kucek i poszłam do szafki po bransoletkę. Zawiesiłam ją na lewym nadgarstku.
W uszy wkręciłam małe kolczyki. Spakowałam torebkę. Oboje milczeliśmy. Mike nie wytrzymał i się odezwał.
- Dlaczego mnie ignorujesz?
- Zdaje ci się. - Skłamałam, nieodwracając się do niego.
- Nie, Lee. Nie wydaje mi się. Robisz to od wczoraj. Wstałaś rano, poszłaś biegać, wróciłaś nawet nie wiem kiedy. To nie jest normalne zachowanie, tym bardziej, że przełamaliśmy już pierwsze lody.
- Spałeś, nie chciałam cię budzić. Jak wróciłam - rozmawiałeś z Chesterem, nie chciałam przeszkadzać. Wczoraj potrzebowałaś odpoczynku po misji, poszłam do hangaru, a później popływać.
- Jesteś dla mnie zimna. Co zrobiłem? - Raczej coś powiedziałeś. Nie musisz wiedzieć. Tak będzie lepiej dla wszystkich.
- Nic. Mam gorsze dni, jasne? Coś jeszcze, bo jeśli nie to jadę na zakupy.
- Jadę z tobą. - Wstał z mojego łóżka.
- Chcę iść na zakupy, a nie na szpanowanie po centrum i ciągłe otoczenie nas przez fanów. Zrozum. - Chciałam wyjść, ale mnie zatrzymał, łapiąc za dłoń.
- Puść. - On dalej mnie trzymał. Przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Na początku oddałam pocałunek, ale kiedy to do mnie dotarło, uderzyłam go z całych sił w twarz.
- Nigdy tego nie rób. - Ostrzegłam i wyszłam.
Zabrałam kluczyki do Cadillaca, a później pojechałam do Centrum. Jechałam z niedozwoloną prędkością, na wyczucie wymijając samochody. Zadriftowałam parkując. Zawsze tak robię, gdy chcę zaparkować równolegle do krawężnika. Jestem w tym dobra.
Wzięłam odprężający oddech i oczyściłam umysł z niechcianych myśli.
Wchodziłam do wszystkich sklepów jakie miałam po drodze i w każdym coś kupiłam. Wydałam tyle pieniędzy, że przez jeden wyścig nie zarobię. Czyżbym chciała znaleźć jakąś pracę? Może skusiłabym się na barmankę. Umiem robić drinki, wyglądam też w miarę.
Klub '63'. Przy okazji może rozpracuję kolejną część Anarchii, bo na ostatniej imprezie dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy. Trzeba dziś tam wpaść. Może nawet teraz to zrobię.
- Może pomogę ci nosić te zakupy? - Usłyszałam głos przy swoim uchu. Wzdrygnęłam się kiedy okazało się iż to Simon.
- Chętnie. - Podałam mu je. - Co ty tutaj robisz?
- Moja suka chce kupić jakieś ubrania. Muszę dbać o zdobycze. - Uśmiechnął się zadziornie.
- Powinieneś z nią raczej chodzić, skoro musisz ją pilnować.
- Dałem jej jednego pachołka. Ja miałem zamiar poobserwować z kawiarni. - Wskazał głową na kafejkę.
- Przeszkodziłam. Nie jest mi z tego powodu przykro. Lubię przeszkadzać chłopcom. - Szepnęłam do jego ucha.
- Zająłbym się tobą. Oj zajął.
- To na co czekasz? - Teraz to ja posłałam mu pewne spojrzenie i jednoznaczny uśmieszek.
- Nie prowokuj, bo wezmę cię w przymierzalni.
- Czekam. - Weszłam do sklepu z bielizną.
On stał osłupiały. Widocznie jego suki były słabe, skoro żadne nie potrafiła wywrzeć na nim takiego wrażenia. Szkoda chłopaka.
Wybrałam dla siebie kilka kompletów koronkowej bielizny. Trzeba czuć się kobieco. To był już ostatni sklep, który dziś chciałam odwiedzić.
Ekspedientka zapakowała zakupy, zapłaciłam i podałam torbę Simonowi.
- Gdzie chcesz teraz iść?
- Raczej już do samochodu. Mam jeszcze coś do załatwienia na mieście.
- To coś pilnego?
- W sumie tak. Chcę podjąć pracę w '63'.
- Masz zamiar pracować? Mogłabyś być moja i tego nie robić.
- Mam być kolejną dziwką na zawołanie? Wybacz, ale ja z tego wyrosłam.
Ta. Na pewno. Czasami chciałabym być taką uległą jak kiedyś. Muszę sobie znaleźć mężczyznę, choćby takiego tylko do pieprzenia.
- Skoro chcesz to tak nazywać. Ja wolałbym określenie, kobiety do towarzystwa.
- Ta rola też mnie nie kręci. Idziemy?
- Jasne. - Wyjął telefon i szybko się z kimś skontaktował. Później ruszyliśmy na parking.
Stanęłam przed swoim samochodem. Widziałam, że był pełen podziwu. Cóż, nie codziennie widuje się takie samochody w takim stanie.
Otworzyłam bagażnik i Simon zapakował zakupy.
- Jedziesz ze mną?
- Tak. - Otworzył mi drzwi jak na dżentelmena przystało, a ja podziękowałam skinieniem i wsiadłam. Obszedł szybko samochód i dołączył do mnie.
- Wyglądasz bardzo seksownie w tej sukieneczce. Chętnie bym cię wziął.
- Proponowałam, ale nie chciałeś. Teraz nie wiem, czy powinnam się zgodzić.
- Nigdy nie daję wyboru takim sztuką. Zawsze są dla mnie rozrywką, nawet wbrew ich woli, ale w tobie jest coś, co nie pozwala mi tego zrobić.
- Ciesz się, że twój mózg na to nie pozwala. Potrafię pokazać pazurki, a jeśli nie chcesz marnie skończyć, to nie dobieraj się do mnie.
- Wiesz, w dzisiejszych czasach, panny stają się uległe już po jednej tabletce.
- A panowie tracą kontrolę i cieszą się, jeśli nikt ich nie przeleci. Takie zabawy nie są mi obce. Nie rozmawiajmy o tym.
Zajechaliśmy pod klub. Simon otworzył mi drzwi. Chciał się podlizać. Może kiedyś znów pokażę mi na co mnie stać. Pieprzył mnie tylko raz i to jeszcze w poprzednim wcieleniu. Był dobry.
Poszłam do szefa, który okazał się również napalonym gostkiem. Pracę dostałam od razu. Mieliśmy się tylko spotkać i podpisać umowę oraz załatwić moją dodatkową pracę dla niektórych loży. Może być.
Simon gdzieś mi zniknął, ale mniejsza z nim. Jadę do domu. Jestem głodna, bolą mnie nogi i mam zły humor. Pieprzony Mike i jego wyskok.
On nie rozumie. Robiąc ten pierwszy krok, dał mi nadzieję, której nie chcę. Całe szczęście, że nie będę musiała z nim przebywać wiecznie. Może nawet załatwię, aby pozwolili mi opuścić Stany. Wrócę do swojej Rosji. Brakuje mi jej. W ojczyźnie nie byłam jedenaście lat.
Zajechałam na podjazd domu Mika. Bałam się wejść do środka. Nie wiem, co może mnie tam czekać. Mam nadzieję, że nie zrobiłam mu krzywdy swoim uderzeniem. Mam bardzo mocny cios. Zapewne jestem pierwszą, która go uderzyła.
Wypakowałam swoje zakupy. Siedemnaście toreb. Jestem dobra w kupowaniu. Ciekawe jak sobie poradzę z pracą. Chyba nie będzie tak trudno. To przecież nie może być trudne. Jeśli mi się nie spodoba, będę częściej się ścigać.
Cichaczem weszłam do domu. Znów chciałam niepostrzeżenie wejść, ale mi się nie udało. Mike siedział w salonie.
Zignoruję go. Tak będzie najlepiej. Będę go cały czas ignorować. Kolejny plan do realizacji.
- Lee, chyba musimy porozmawiać. - Powiedział nadal się nieodwracając.
- Jasne. - Weszłam do salonu. Zakupy postawiłam przy drzwiach. - O czym chcesz rozmawiać?
Usiadłam naprzeciwko niego. Nie było śladu po uderzeniu. Całe szczęście. Wyhaczyłam, że mają koncert pod koniec tygodnia. Mógłby źle wyglądać.
- O nas. Co się dzieje?
- Nic. Masz jakieś uwagi?
- Eileen, wygłupiłem się dziś. Nie powinienem tego robić. Jednak po dyskusji z Chesterem doszliśmy do wniosku, że ty właśnie tego chcesz. Popełniłem błąd.
- Skąd wam mogło to przyjść do głowy? - Zapytałam z udawaną obojętnością.
Tak, kurwa chciałam abyś zwrócił na mnie uwagę, ale skoro to i tak nic dla ciebie nie znaczy to po co?
- Poczułem coś, kiedy wczoraj opatrywałaś mi ranę. Kiedy się do mnie przytuliłaś. Jednak jest prawdopodobieństwo i to znaczące, że kiedy rozmawialiśmy o moich niby związkach, uraziłem twoje uczucia. Lee, to nie tak, że ty dla mnie nic nie znaczysz. Jesteś jedną z ważniejszych osób w moim otoczeniu.
- Mike, nie tłumacz się. Nie chcę tego słuchać. Nie czuję nic do ciebie i tak pozostanie. Te kilka przelotnych stosunków i spania razem w łóżku nic nie zmienia. Bawiłam się tylko, bo tak było mi wygodnie.
Kłamałam mu prosto w oczy. To wszystko miało dla mnie bardzo duże znaczenie. Każdy najmniejszy gest sprawiał, że moje serce biło i nadal bije szybciej. Jednak wolę ranić niż być ranioną. Jestem dla niego nikim. Jestem jedną z wielu tak samo jak dla Alexa. Nie będę zabawką. Już nią nie chcę być.
Bolały go moje słowa. Miały boleć, tak samo jak mnie. Jestem masochistą i sadystą emocjonalnym w jednym.
Zabrałam swoje torby z zakupami i poszłam na górę. Może powinniśmy zapomnieć o całej sprawie i po prostu żyć tak jak wcześniej? Nie da się tego zapomnieć. Ja znów zaczęłam coś czuć do mężczyzny, a on powiedział, że nic nie znaczę dla niego. Może i próbował się później tłumaczyć, ale po co? To nie miało sensu. Nie powinnam w ogóle z nim przebywać. Może porozmawiam z Rodriguezem i poproszę o przeniesienie. Tak byłoby najlepiej.
_____
Witajcie ludzie,
Na wstępie - przepraszam, że nie komentuje waszych opowiadań, ale brak mi czasu. Obiecuję nadrobić od przyszłego tygodnia?
Widzę, że coraz więcej osób odwiedza naszego bloga i zostawia komentarze.
DZIĘKUJEMY ZA WSPARCIE, MIŁE SŁOWA I ZA TO, ŻE JESTEŚCIE Z NAMI.
Pozdrawiam,
Lilith & Company.
Ale się dzieje! Przyznam, że nie mogę się już doczekać kiedy Mike i Eileen będą parą. Stwierdzam, że oni pasują do siebie jak nie wiem.
OdpowiedzUsuńWciąż jestem ciekawa co z tą Anarchią i liczę, że już niedługo się dowiem.
Ogólnie mówiąc: kolejny świetny rozdział, który wywołał u mnie zachwyt. Dobra robota!
Pozdrawiam.
Kurczę, szykuje się ukrywanie tego co do siebie czują przez parę najbliższych rozdziałów, a może i przez całego bloga... Oby nie przez całego bloga, do takich ekstremalnych wątków przydałby się również wątek miłosny (stwierdza ta, która przy ekstremalnych wątkach broni się rękami i nogami od wątków miłosnych). Cały czas nie mogę się nadziwić, że wreszcie znalazłam bloga, na którym są i Linkin Park i takie... Hm... Niebezpieczne (?) sceny. Podoba mi się i zalicza się do moich ulubionych.
OdpowiedzUsuńWeny!
*hug*
OdpowiedzUsuń