niedziela, 23 listopada 2014

14.

Zabiję Mike'a!
Ta myśl chodziła mi po głowie od wczorajszego wieczora. Popierdoleni faceci. Nie wiem co oni sobie myśleli. Mieć takie słabe głowy i założyć się z Irminą. Czy oni zdają sobie sprawę z tego, że nie mają szans? 
Powinnam ich zostawić przy tym barze, najebanych i wrócić spokojnie do domu. Niech się sami martwią o to, co powiedzą ludzie. 
- Lee! Kochanie, przynieś mi wody. Umieram. - Joe jęczał z nich najbardziej. Siedzieli na kanapie w salonie i chłonęli wodę litrami tak samo jak leki przeciwbólowe. 
- Oczywiście, paniczu. - Podałam mu jego napój. Nie, nie podałam mu wody, ja w niego rzuciłam. 
- Czemu jesteś taka wściekła? - Niewinnie zapytał Mike. 
- Nie rozmawiam z wami! Przez was idioci, nie pojechałam na wyścig. Mogłam wygrać. Na pewno bym wygrała. -  Krzyknęłam, a oni się skulili na sofie. 
Nie miałam zamiaru przebywać w ich towarzystwie, więc wyszłam z domu. Zaszyłam się w hangarze z moim Mustangiem. Mój piękny, czarny niczym noc Mustang. Dostałam go od Simona. Tym samochodem jeździłam jeszcze za czasów, kiedy należałam do Anarchii, a teraz znów wrócił do mnie. 
Moja kolekcja zaczyna się powiększać. Najpierw stał tu tylko Kawasaki, później dołączył Cadillac, kolejno Honda i teraz Mustang. 
Dwa auta i dwa ścigacze. To jest tylko cząstka tego, co miałam kiedyś, ale i tym muszę się zadowolić. 
Nie wiem, jak długo tutaj byłam, ale kiedy już ochłonęłam postanowiłam wrócić do tych idiotów. Najbardziej zawiodłam się na Shinodzie. Miał być niby taki odpowiedzialny i ich pilnować, a wystarczyło abym tylko poszła pracować w loży i po trzech godzinach byli ledwo żywi. Powinni się cieszyć, że żadna napalona facetka ich nie przeleciała. 
- Lee, to ty?
- Tak, Mike. Wy nadal lewo żywi. Boże, czy wy na pusty żołądek piliście czystą? 
- Taki był zakład. Dużo nie pamiętam ze wczoraj, chyba zerwał mi się film. 
- O tak i to nie raz. Boże, wy jesteście jeszcze napruci od wczoraj. Pomyślcie jakiego będziecie mięli później kaca. 
- Nie pocieszasz nas, Lee. - Rzucił Chester, który leżał n podłodze z głową przy nodze stolika. 
- No ja was proszę. Za dwie godziny mam iść do pracy, a wy nie nadajecie się, aby zostać sami. Przysłałabym wam Irminę, ale ona znów was może upić. 
- Zostań z nami. - Wszyscy na mnie popatrzyli. Przytaknęłam.
Wykonałam kilka telefonów i znalazłam zastępstwo na moją zmianę. Nigdy nie widziałam dorosłych facetów, którzy tak bardzo byli pijani na drugi dzień. 
- Zrobię wam kawy. - Poszłam do kuchni i zajęłam się parzeniem napoju. I pomyśleć, że oni mają dziś wyjść na scenę i dać koncert. Aż mi się ich żal robi. Wyglądają jak zombie. 
A kiedy się o tym dowie Mark, to będą mięli przejebane. 
Weszłam do salonu z filiżankami espresso.
Wszyscy usiedli w miarę normalnych pozycjach. Na ich widok można było zacząć się śmiać bez opamiętania. Zero umiaru.
- Panowie, nie chcę was niepokoić, ale dziś macie koncert na plaży w Santa Monica. 
Mina im zrzedła. Każdy gorączkowo szukał telefonu, a kiedy je znaleźli wyglądali na wystraszonych.
- Zapomniałem. A ty skąd wiesz?
- Rob, na lodówce w kuchni wisi taki ogromny napis, który głosi, że dziś gracie. To jednak nie wszystko. Później udzielacie wywiadu, a od jutra ruszają prace z kręceniem teledysku. 
- Pasuję. Nie pokażę się tak ludziom. 
- Oj, za późno Joe. - Poszłam do kuchni i przyniosłam im poranną prasę. Zaczęłam czytać. - "Jak donosi nasz reporter - Calor Wolter, był w klubie '63', gdzie pojawili się członkowie LP. Po kilku minutach, dołączyła do nich bardzo urocza blondynka, o której nic nie wiemy, a później udali się do loży. Około drugiej nad ranem, kuzynka Mike'a Shinody, Eileen Grey, wyprowadzała pijanych muzyków. Czy dadzą radę zagrać dziś koncert? Jak się z tego wybronią? Tego dowiemy się już niebawem." 
Zakończyłam, a następnie pokazałam im urocze zdjęcie z okładki. Nad nim widniał duży napis: 'WTOPA SŁAW'. 
Na zdjęciu nie było mnie widać, ale za to chłopaków, którzy ledwo co trzymali się na nogach. 
Gazeta wędrowała z rąk do rąk. Wyglądali na przerażonych, a jednocześnie szybko wytrzeźwieli. 
- Przynajmniej, dobrze wyszedłem na zdjęciu. - Uśmiechnął się Joe, a wszyscy go spiorunowali spojrzeniem.
- Czyli, musimy wytrzeźwieć szybko i wypaść dziś jak najlepiej. Po prostu świętowaliśmy. - Rzucił Mike, który zbyt energicznie wstał i zajęczał z bólu. 
- Stary, wypiliśmy po zero siedem w ciągu kilku minut. Zapomniałeś, że nie jesteśmy w stanie cokolwiek zrobić?
- Nie jęcz Joe. Zastanów się co powie Mark, kiedy to zobaczy. Spinać dupy i idziemy na próbę. 
Wypili kawy, a później z wielkimi jękami udali się do samochodu. Cholera, nie puszczę ich w takim stanie.
- Stójcie. Na dworze świeci cholerne słońce, a wy jesteście pijani. Pieszo nie pójdziecie. Zadzwonię po Jacka i was odwieziemy. 
Przez czas, kiedy oczekiwaliśmy na chłopaka, oni zdążyli wypić kolejną zgrzewkę wody. Poczęstowałabym ich cudownym lekiem. Że ja na to nie wpadłam wcześniej! 
- Chłopcy, wyleczę was w dziesięć minut! - Krzyknęłam szczęśliwa. 
Zaprowadziłam ich do kuchni i zaczęłam przyrządzać miksturę. Nie posmakuje im, ale przynajmniej będą lepiej wyglądać. 
- Proszę to wypić, ale nie w kuchni, a w łazience. Nie będę po was sprzątać. 
- Co to jest? - Chester nieufnie na mnie spojrzał. 
- Pijesz i zdrowiejesz, albo nie pijesz i zdychasz. Wybieraj.
- Zaryzykuję. - Poszli do łazienki i kiedy to wypili, zaczęły się przekleństwa. Boże, jak oni mnie w tej chwili nienawidzą. 
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Jack przyjechał. Otworzyłam i uśmiechnęłam się na jego widok. 
- Co to za pilna sprawa?
- Musimy odwieźć Linkinów do studia. A widząc, że przyjechałeś dwuosobowym autem cię pogrąża. Odwieziesz ich Cadillakiem, a ja Mustangiem. 
- Dasz mi poprowadzić Cadillaca? Tego Cadillaca? - Przytaknęłam i uśmiechnęłam się. Domyślił się, że coś jest nie tak.
- Gdzie haczyk?
- Masz ich tak przewieźć, że zapomną jak się nazywają. Ścigajmy się. 
- Okej. - Przybiliśmy grabę. Chłopaki do nas przyszli. Wyglądali już lepiej.
- Pomogło?
- O tak. - Rzucił sarkastycznie Mike.
- Jack oraz ja, zawieziemy was do studia. Pakujcie się po trzech do auta. 
Mike, Chez oraz Joe wsiedli do Mustanga, reszta zapakowała się do Cadillacka. 
Ustawiliśmy samochody równolegle i zaczęliśmy warczeć silnikami. Zaczęłam odliczać, pokazując palce Jackowi. Machnęłam ręką i ruszyłam. 
- Zapnijcie pasy, chłopcy. Pokażę wam ekspresową jazdę. - Rzuciłam zadowolona i zmieniłam bieg. Zobaczyłam połączenie i odebrałam.
- Co tam?
- Strach i zgrzytanie zębów, Jack. A u ciebie?
- To samo. Ściągamy za sobą policję?
- Oczywiście. Rundka wokół komisariatu. Później na magazyny, a następnie na główną. Jak zaczną nas ścigać, przełącz się na trójkę. 
- Do zobaczenia. - Rozłączył się i zaczął mnie wyprzedzać. 
- Niedoczekanie twoje. - Dodałam gazu. Zgrabnie wymijałam samochody. Trzeba zaszaleć. Bez ostrzeżenia skręciłam na równoległy pas i zaczęłam jechać pod prąd. Przynajmniej miałam mniej przeszkód do wymijania. 
- Chcę wysiąść! Ja chcę wysiąść! - Wrzeszczał Chester. 
- Zabawa dopiero się zacznie. To za wczorajsze pokrzyżowanie mi planów. - Pędziłam wprost na autobus, a następnie szybko go wyminęłam. Wróciłam na właściwy pas i podjechałam pod komisariat. Jack już na mnie czekał i grzał silnik. Dołączyłam do niego, a po chwili, kiedy wyszli policjanci - ruszyliśmy. 
- Przełącz się na trójkę! - Rzuciłam do radia. Sama zrobiłam to samo. Usłyszeliśmy komunikat.
- Do wszystkich jednostek w okolicy Wilshire Community Police Station, ścigamy czarnego Mustanga oraz Cadillaca. Uciekinierzy kierują się Venice Blvd w kierunku południowo-wschodnim.
- Cudownie. Jack, kierujemy się na magazyny, później na plaże w Santa Monica i do studia. - Zakomunikowałam. Kiedy za nami pojawiły się radiowozy, zaczęłam przyspieszać. 
- Zabijesz nas, ja chcę żyć. Chcę cię jeszcze przelecieć! - Mówił zdesperowany Chester. 
- Nie pogrążaj nas. Ona jest w tej chwili nieobliczalna! - Wrzeszczał Mike. Najlepiej znosił to Joe, który z zaciekawieniem obserwował co się dzieje przez szybę.
- Boże, ja chcę założyć rodzinę! Wysadź mnie! - Panika wokalisty mnie bawiła. Przecież jest jeszcze za wcześnie, abym okazała im swoją łaskę. 
W lusterkach zobaczyłam, że za nami jedzie cztery radiowozy. Podzielimy się po dwa. Odbiłam na wschód, a Jack popędził na północ. To są akcje. 
- Lee, ja będę grzeczny. Ja zrobię wszystko, co tylko zechcesz, ale mnie wypuść. Ja szybko wysiądę i możesz jechać dalej. - Skomlał Bennington. Czy on nie umie się zamknąć?
Przyspieszyłam. 
- Trzymajcie się, będę ostro skręcać. - Energicznie zadriftowałam. Kierowy trąbili. Pokazałam wszystkim fucki. 
Przejechałam wyznaczoną trasę, po drodze gubiąc gliny i zajechałam pod studio. Jack dojechał prawie w tej samej chwili. 
Wysiadłam z auta, przybijając grabę przeciwnikowi.
- Znów wygrałam. Jak się prowadzi?
- Dobrze. Chociaż można by zwiększyć wydech. - Uśmiechnęliśmy się do siebie. Chłopaki nadal siedzieli w samochodach. Podeszłam do Forda i otworzyłam drzwi. 
- Możecie wysiąść. - Chester dosłownie wypadł na ziemie. Ucałował chodnik, a kiedy się podnosił - zachwiał się. 
- Nienawidzę cię. - Szepnął. 
- Pocałuj mnie w tyłek, Chez. 
- Powtórz to, a zrobię to. - Powiedział złowieszczo. Wiedziałam, że jest zboczony, ale nie do tego stopnia.
- Pocałuj mnie w mój zgrabny tyłek. 
Ruszył w moim kierunku. Nie bałam się go. Przecież nic mi nie zrobi. Jednak się myliłam. Przerzucił mnie sobie przez ramię i ugryzł mój tyłek, na końcu mnie klepnął i odstawił na ziemię.
- Miałeś mnie pocałować, a nie gryźć! - Krzyknęłam.
- Nie mogłem się powstrzymać. - Głupio się uśmiechnął. Chłopaki pękali ze śmiechu. Tak, to było zabawne.
- Jak się wam podobała przejażdżka? - Zapytałam pozostałych. Wyglądali jakby zobaczyli ducha, oprócz Josepha. 
- Mnie się podobało. Odwieziesz mnie do domu w takim tempie? - Wszystkim wyszły oczy z orbit. Nikt się nie spodziewał odważnego Joe. 
- Jasne. Wszystkich was odwiozę do domu! - Wesoło zakomunikowałam. Zaczęli się wykręcać. - Mięczaki.
Skomentowałam na sam koniec. Jack odprowadził Cadillaca do hangaru, a ja udałam się z nimi do studia. 
Kiedy tylko przekroczyliśmy próg, rzucił się na nas ze wściekłością Mark. 
- Czyście zdurnieli do reszty?! Co to ma znaczyć?! - Trafił w Mike'a gazetą, którą oni już doskonale znali. 
- To jest... och... - Mike się zakłopotał. Ostatni raz ratuję mu dupę. 
- Mark, skarbie, to wyraźny photoshop. - Objęłam Marka ramieniem i zaczęłam kierować do studia. - Czy tak wyglądają pijani ludzie? Nawet nie wyglądają na skacowanych, a raczej niewyspanych. 
- A ten artykuł? - Manager był już spokojniejszy. Nawet się uśmiechnął nieznacznie.
- Wiesz, że na skandalach najlepiej się wypromować brukowcom. Fakt, wróciliśmy późno z klubu, ale doskonale wszystko pamiętają. 
- Czyli zagrają dziś koncert? 
- O tak. Już ja się o to postaram. 
- Miej na nich oko, Eileen. - Poszedł do swojej pracy, a ja weszłam wraz z chłopcami do studia. 
- Dzięki, że nas uratowałaś, ale został jeszcze koncert. A kiepsko się czujemy. - Mike usiadł zrezygnowany na fotelu.
- No wiesz, jeśli nie chcecie śpiewać, to chętnie pozwiedzam z wami okolicę w moim tempie. Jest kilku kierowców, którzy z chęcią was zabiorą na przejażdżkę. To co wybieracie?
- Ja zaśpiewam. Więcej z tobą nie wsiądę do auta, nawet po pijaku. Boże, chciałaś mnie zabić! A ja jestem taki młody i przystojny! 
- Luzuj, Chez. To była tylko mała zemsta za wczoraj. Musiałam sprawdzić silnik, bo go ostatnio naprawiałam. Trzeba było go dotrzeć.
- Mam cię dosyć. Zbierać się, czas pracować! - Jak na komendę, każdy czymś się zajął. Zrobili dwugodzinną próbę, a później udaliśmy się na obiad do pobliskiej restauracji. To wyglądało bardzo dziwnie. Sześciu facetów i jedna dziewczyna. Trzeba skombinować im jakieś panienki. Nie mogą żyć wiecznie bez nikogo.
Zajęliśmy stolik, a po chwili pojawił się kelner. Niewychowany cham, patrzył w moje piersi, kiedy zbierał zamówienia.
- Wiem skarbie, że podobają ci się moje atuty, ale to takie nie na miejscu. - Speszony kelner szybko odszedł. 
- Boże zachowujesz się co najmniej arogancko. Każdy facet patrzy się w twoje cycki, a ty je jeszcze eksponujesz. - Mike mnie zganił. Wcale ich nie eksponuję. Dziś mam tylko mały dekolt bokserki. Uwydatnia to i tamto, ale nie pokazuje.
- Jak się ma, to się pokazuje. - Odgryzłam się. Nie będzie mnie ubierał. 
- Rozmawiajcie o tym w domu, a teraz pomówmy o tym, co powiemy na wywiadzie. - Odezwał się David. Zauważyłam, że on jest bardzo małomównym człowiekiem a zwłaszcza w moim towarzystwie. Krępuję go, czy coś?
- Proponuję zabrać ze sobą Lee, ona ich wszystkich wykończy. - Odezwał się Brad.
- Jestem za. - Dorzucili pozostali.
- Panowie nic z tego, ja dziś mam wyścig. Co prawda towarzyski, ale wyścig.
- Wyścig jest ważniejszy od nas? Zawiodłem się na tobie, mała. - Chester zrobił taką smutną minę, a mi zachciało się śmiać.
- Gdyby był ważniejszy, nie przywiozłabym was wczoraj do domu. A tak w ogóle to mam już dużo ciekawsze plany. 
- Zrób to dla nas ostatni raz. 
- David, ja nie mogę się wkręcać na wasze show. Po prostu powiecie, że spotkaliście znajomych i razem z nimi zaczęliście zabawę. A tajemnicza blondynka to Irmina, moja znajoma. Jeśli pójdzie wam dobrze koncert, to tamto zdarzenie pójdzie w niepamięć. 
- Dobra, coś wymyślimy. Za tydzień mamy galę. Kogo zabieracie ze sobą? 
Znów wszyscy popatrzyli raz na mnie, a raz na pytającego Mike'a. 
Całą sytuację rozluźnił kelner, który przyniósł nam obiad. Niestety był to inny pan, który miał więcej kultury i nie patrzył w mój biust. 
- Więc? - Dalej dopytywał Shinoda.
- Biorę Suzan. - Odezwał się Rob. Nie poznałam jej jeszcze. Trzeba to zmienić.
- Myślałem o Anne, ale nie jestem przekonany. 
- Kim jest Anna, Mike? - Uśmiechnęłam się do niego, bacznie mu się przyglądając. Jeśli to będzie Anna, jedna z tajniaków, to dokończę tatuaż na dłoni. - Spojrzałam na prawą dłoń. Zdobiło ją piękne koronkowe dzieło. Perfekcyjny tatuaż.
- Znajoma. Poznałaś ją na komendzie. - Super. Mam motywację, aby dokończyć dzieło. 
- Obiecałem Karen. - Powiedział Koreańczyk. Nie znam ich dziewczyn. No proszę, a jednak mają panienki na oku. 
- Idę z Linsey. Wydaje się być fajną babką. - Czyli Phonex też ma kogoś na oku. Robi się coraz ciekawiej.
- Monica. Lubię jej towarzystwo, więc nie będę się nudził. - Brad miał rację, będzie to długa noc.
- Zabieram Eileen. Sam Mike powiedziałeś, że trzeba jej pilnować.
Chesterze, jesteś już na mojej czarnej liście i chyba nigdy z niej nie znikniesz. Musiał mu przypomnieć. No musiał. Dyskretnie wykiwałabym ochronę i pojechała na jakąś długą imprezę, a teraz? A teraz mi nie odpuszczą.
- To dobry pomysł. - Zapewnił Mike. I właśnie w taki sposób idę z nimi na jakąś galę rozdania nagród, która nie jest w moim typie. 
Boże ja będę musiała założyć sukienkę wieczorową!
________
Hej,
kolejny rozdział już dodany.
Mam dla was dwie wiadomości:
1. Nowy rozdział pojawi się dopiero za dwa tygodnie. 
2. Za dwa tygodnie powinny ukazać się dwa rozdziały. 
To taka rekompensata za długie czekanie:)
Zapraszam do komentowania,
Pozdrawiam,
Lilith & Company.

środa, 19 listopada 2014

WAŻNA SPRAWA!

Dnia 17 listopada 2014 roku, rozmawiałam z Panią Ciemności i Kamillą, na temat kontynuacji opowiadania.
Jako, że mamy już skończone to opowiadanie. 
Nasuwa się następujące pytanie: Czy chcielibyście, aby po skończeniu tej części pojawiał się ciąg dalszy? Jeśli tak, to proszę napisać w komentarzach, co chcielibyście ewentualnie przeczytać w kontynuacji oraz czego oczekujecie z naszej strony. Podajcie wasze propozycje, a my wybierzemy opcję, która najbardziej nam pasuje. 
Z poważaniem,
Lilith & Company.

sobota, 15 listopada 2014

13.

Siedziałam znowu z Chesterem w barze, a Mike był na kolejnej 'ważnej' sprawie. Nie. Ja nie siedziałam przy barze, ja go obsługiwałam. 
- Lee, znamy się już tak długo, a ja nadal nie dopisałem cię do listy zaliczonych dziewczyn. - Rzucił swobodnie. Uśmiechał się jednoznacznie. 
W głowie zaświtał mi genialny plan. Będę musiała porozmawiać z Kirą i spełnić jej marzenie.
- Bardzo chciałbyś mnie zaliczyć? - Podjęłam grę. Nachyliłam się pokazując swoje atuty. Jego wzrok mimowolnie zjechał na moje piersi. Och, jak mu się zaczęły świecić oczy. Wszyscy lecą na to samo. 
- Chciałbym. Pojawiła się fama, że jesteś dobra w te klocki.
- To nie jest plotka. Chętnie ci pokarzę co potrafię, ale musisz być twardy i bardzo wytrzymały. - Szepnęłam. - Na więcej nie licz.
Zmieniał się z Rico, aby to on mnie zastąpił, a Chestera porwałam na górę do pokoju. 
Zapaliłam światło i zakluczyłam drzwi. Postanowiłam się z nim podroczyć. Dotknęłam nabrzmiałej męskości, a on wciągnął bardzo mocno powietrze. Pocałowałam jego gorące usta. Ciągle masowałam jego przyrodzenie. Chciałam go bardzo mocno podniecić, a później zostawić samemu sobie. 
- Jesteś już na mnie gotowy. Jednak muszę wracać do pracy. Przyjdź dziś do mojego pokoju o pierwszej. Będę na ciebie czekała. - Stał sparaliżowany. Wróciłam na swoje stanowisko.
Po godzinie dokończyłam zmianę i udałam się do mieszkania. Zadzwoniłam w międzyczasie do Kiry, która równo ze mną zajechała pod mieszkanie Mike'a.
- O co chodzi?
- Skarbie, pomogę spełnić ci marzenia. Załatwiłam ci upojną nockę z Chesterem. 
- Co ty pieprzysz? Jak?
- On chce mnie zaliczyć, ale ja niekoniecznie chcę się z nim zająć.
- Co ja mam zrobić? 
- Będziesz czekała na niego w pokoju. Nic nie mów, a jego oczy zasłoń. Ja nastawię kilka kamer i chętnie sobie pooglądam z pokoju Mike'a. 
- Chcę ten film dla siebie! - Przytaknęłam. 
Zaczęłyśmy spełniać swój pomysł. Kira się przygotowała, a ja udałam się z laptopem do pokoju obok. Sprawdziłam, czy wszystko działa, a następnie przygotowałam sobie bardzo dużo alkoholu. Będę tego potrzebować. Usiadłam wygodnie na łóżku i zaczęłam obserwować ekran.
Kilka minut po pierwszej, pojawił się Chester. Kira od razu zawiązała mu oczy, że nawet nie miał szans jej zobaczyć. Zaczęła go powoli rozbierać i kierować w stronę łóżka. O Boże, Chester ma zajście ładnego przyjaciela.
Och, jaka ja jestem zboczona. Oglądam porno z udziałem znajomych. 
Kira tak jak i ja, lubiła długą grę wstępną, która niekoniecznie była słodka. Lubiłyśmy się ostro pieprzyć. Zaczęła mu obciągać. Po pomieszczeniu rozniosły się miłe jęki. Momentalnie stałam się podniecona i nawet żałowałam, że to nie ja jestem z nim w pokoju. 
Ich ciała oświetlała tylko lampa, wisząca nad łóżkiem. Kochali się bardzo namiętnie. Nie. Oni się bardzo namiętnie pieprzyli. 
Z rumieńcami na twarzy oglądałam dalsze ich poczynania. Zapewne panowie, którzy obserwują ich w agencji mają potężny wzwód. A zajęłabym się nimi.
Nawet nie usłyszałam, kiedy do pokoju wszedł Mike.
- Lee, co ty tu robisz? Myślałem, że przyprowadziłaś jakiegoś gacha, bo te dźwięki słychać już na schodach. - Mój 'kuzyn' był zdziwiony. Zamknęłam laptop i uśmiechnęłam się.
- Mike, tam jest Chester, który właśnie mnie pieprzy. - Nie rozumiał. Odłożył torbę na podłogę i podszedł do mnie. 
- O co chodzi?
- Chester chciał mnie przelecieć, ale ja nie dam się tak łatwo. Moja znajoma Kira, bardzo chciała się z nim zabawić, więc jej to umożliwiłam. Bennington ma zawiązane oczy, więc nie będzie wiedział, że to nie ze mną dostał jak do tej pory dwóch orgazmów. 
- Lee, czy ty właśnie wyrolowałaś Chestera? Wiesz, że jutro będzie o tym nawijał w studio? Opowie to ze szczegółami chłopakom?
- Wiem. Jutro chcę jechać z tobą i to usłyszeć. Jakby co, nie przeszkadzaj mu i niech opowie wszystko, a później zdradź mu sekret, że całą noc byłam z tobą w pokoju. 
Mike wybuchł niepohamowanym śmiechem. Ta sytuacje wydawała się komiczne. Biedny Chester, jednak nie zamoczył we mnie. 
Shinoda był nie do opanowania. Przez cały czas wybuchał śmiechem. 
Około czwartej, jęki z pokoju obok ucichły. Drzwi się otworzyły i to był znak, że już po wszystkim. 
Tak jak według umowy, Kira wyszła, a Chester chwilę po niej. W moim pokoju pachniało bardo upojną nocą. Och, jakbym chętnie kogoś zaliczyła. 
Otworzyłam okno, aby się wywietrzyło, a ja znów udałam się do Mike'a i wtulona w niego zasnęłam.
***
Z samego rana pojechaliśmy do studia. Chłopaki już czekali oprócz Chestera. Chłopak się namęczył, to teraz musi sobie pospać. Chwilę pogawędziłam z Linkinami o wszystkim i o niczym. Jednak większość tematów dotyczyła muzyki. 
Brad zadzwonił po Chestera, aby jak najszybciej się zjawił w studio, a kiedy tamten oznajmił, że będzie za pół godziny ja się ulotniłam. Usiadłam w dźwiękoszczelnej kabinie i czekałam na nowinki Cheza.
Drzwi się otworzyły i wpadł do środka nieogarnięty Chester z głupkowatym uśmiechem.
- Panowie, zaliczyłem Eileen Grey! - Rzucił radośnie. Chciało mi się śmiać. 
Zaczęła się opowieść ze szczegółami jak to perfekcyjnie obciągam i jak podkręcam tempo. Zawsze wiedziałam, że jestem dobra w tym co robię. 
Następnie dowiedziałam się, o on ze mną nie robił i jak jęczałam. 
Tak jak myślałam, Chester nie spojrzał na kabinę i nie zorientował się, że to wszystko słyszę. Spike próbował zachować powagę i tylko przytakiwał. Kiedy Bennington się już wszystkim wychwalił, głos zabrał Mike.
- Chez nie chcę cię wyprowadzać z tego miłego stanu, ale Lee całą noc spędziła w moim pokoju. Oglądaliśmy razem film. - Spike zachowywał się nad wyraz poważnie. 
O tak, oglądaliśmy ich na kamerce.
Chester zrobił duże oczy i popatrzył na Mike;a.
- Pierdolisz. Wiem z kim się pieprzyłem. - Powiedział przestraszony. Był tak chorobliwie blady, że myślałam iż zemdleje. 
- No chyba nie do końca wiesz. 
- To z kim ja wczoraj? - Zapytał ze strachem w oczach. Chłopaki mięli z niego ubaw. 
- Nie wiem, ale wiem, że było głośno. - Powiedział Mike i zaczął się niepohamowanie śmiać. Zupełnie tak samo jak dzisiejszej nocy. 
- O kurwa. Jak ja ją dorwę w swoje ręce. - Bennington się wkurzył. Wyszłam z kabiny i jak gdyby nigdy nic usiadłam na kolanach Roba. Lubiłam siedzieć na jego kolanach. 
- Jak minęła noc? - Zapytałam z kpiną. Chester poczerwieniał i gdyby nie to, że w swojej obronie miałam pięciu facetów, to zapewne uderzyłby mnie. 
- Jak mogłaś mnie tak wykorzystać? 
- Z tego co wiem, to było ci przyjemnie. Dziewczyna też jest zadowolona. - Zatrzepotałam rzęsami. 
Nie wytrzymał i wyszedł ze studia na dwór. Musiał ochłonąć. 
- To było dobre. Chester pierwszy raz się tak wkurwił od niepamiętnych czasów. Jesteś strasznie mściwą osobą. 
- Joe kochanie, ja tylko nie jestem taka łatwa. To ja wybieram facetów do łóżka, a nie oni mnie. - Dotknęłam jego policzka. 
- Skąd wytrzasnęłaś taką laskę? - Zapytał Brad. 
- Moja znajoma z Arizony. - Spojrzałam na Mike'a, a on zacisnął mocno pięści. Ona i jego wyrolowała, kiedy był pewien, że to ja z nim wracam do LA. Kocham tę kobietę. Zawsze i wszędzie można na nią liczyć. - Panowie, chyba powinnam porozmawiać z Chesterem. Musi poznać swoją kochankę osobiście. 
Wstałam z kolan  Roberta i udałam się w poszukiwaniu wokalisty. Znalazłam go na ławce przed wytwórnią jak palił papierosy. 
Usiadłam obok. 
- Czego chcesz? - Powiedział gniewnie.
- Niczego. - Podałam mu zdjęcie Kiry. - To jest dziewczyna, z którą się pieprzyłeś. A na odwrocie są jej namiary. Gdybyś chciał z nią porozmawiać, albo coś innego. 
- Jak mogłaś mnie tak oszukać?
- Chester, ja chcę się bawić. A ty ciągle chodzisz na mnie napalony. Wiedz, że i tak ci nie ulegnę i mnie nie przelecisz. To ja sobie wybieram kochanków. - Uśmiechnęłam się do niego, kiedy spojrzał w moje oczy.
- Kira była dobra i doświadczona, ty też taka jesteś, prawda?
- Tak, Chez. Mamy takie same upodobania i pragnienia, więc można powiedzieć, że po części mnie zaliczyłeś. Wiesz, że kiedy siedziałam w pokoju Mike'a, czasami żałowałam, że to nie ja tam jestem? Musisz mieć wspaniałego przyjaciela, skoro ona tak głośno krzyczała, a uwierz jest nas ciężko zadowolić.
- To miał być komplement? - Przytaknęłam. Widziałam, że cała złość na mnie odpłynęła w zapomnienie. 
Przybliżyłam się do niego bliżej i pocałowałam w policzek. 
- Jeśli chcesz się z nią jeszcze kiedyś zobaczyć, to radzę jak najszybciej zadzwonić. W przyszłym tygodniu wyjeżdża do Naples na wyścigi, a później wraca do Brazylii do męża. 
- Ona jest mężatką? 
- Tak. Jednak oni żyją w ciut nienormalnym związku. Wyznaję zasadę, kiedy jesteś poza domem możesz pieprzyć się ze wszystkimi, a w domu jesteś moją własnością.
- Okej. - Podniosłam się z ławeczki i udałam znów do studia. 
Poinformowałam Mike'a, że jadę do pracy i aby mnie odebrał o trzeciej. 
- Lee, odwiozę cię. I tak nie zaczniemy próby, dopóki Chester się nie ogarnie. -  Wszyscy zgodnie przytaknęli. Udaliśmy się do jego Hondy. 
Dlaczego nie jeździł Astonem? On był o wiele ładniejszy. 
- Słyszałem, że w okolicy są wyścigi. Wybierasz się?
- Nie. Nie pasuje mi termin. Mam pracować dla Simona. 
- A gdybyś tak wzięła sobie urlop i się tam wybrała?
- To nie ma znaczenia. Jeśli odpuszczę te wyścigi, to w kolejnych postawię większą stawkę. Zawsze tak robię. Zresztą, muszę podrasować Kawasaki. 
- Coś się z nim stało?
- Uszkodziłam go po ostatniej jeździe. Muszę go rozkręcić, wyczyścić i złożyć. Jednak chwilowo nie mam czasu. - Zatrzymaliśmy się pod '63'. 
- Okej. Do zobaczenia po południu. - Przytuliłam się do niego i pocałowałam w policzek, tak jak miałam w zwyczaju.
- Nie zapomnij po mnie przyjechać. - Rzuciłam na pożegnanie i poszłam do środka.
Och, kiedy ja ostatnio spałam z Mike'm? Chyba jeszcze przed akcją z Arizoną. Przydałoby mi się to zmienić. 
Zabrałam się za swoje obowiązki w pracy.
____
Ta dam!
Rozdział dodany z dawno zapowiedzianą Kirą i Chesterem. 
Pozdrawiam, 
Lilith & Company

niedziela, 9 listopada 2014

12.

 Nadszedł wyścig. Dostałam namiary oraz listę uczestniczek. Ścigałam się już z dwoma z wymienionych i muszę powiedzieć, że byli dobrą konkurencją. Ciekawe czy przez ten czas coś się zmieniło. 
Ubrałam kombinezon, założyłam kask i ruszyłam Kawasaki na wycieczkę do miejsca spotkania. Pokażę dziś klasę wszystkim. Niech sobie nie myślą, że są jacyś wyjątkowi.
Na miejscu czekał już na mnie Simon oraz jeszcze kilku facetów, których nie kojarzyłam. Może to ktoś nowy?
- Już myślałem, że wymiękłaś. - Simon się odezwał, a później złożył pocałunek na moim policzku.
- Nie miałam takiego zamiaru, kotku. Jestem za dobra w tym co robię, aby się poddać. Kto z dziewczyn jest potencjalnym zagrożeniem?
- Esme. To ta w zielonym kombinezonie przy Kawasaki. 
 Spojrzałam na nią. Nie wydaje się groźna.
- Dlaczego właśnie ona?
- Wygrała cztery wyścigi z rzędu. Jej Kawasaki osiąga dwieście czterdzieści mil. Do setki przyspiesza w osiem sekund. 
- No to nie jest zagrożeniem. Nie wygląda na taką, która jest dobra w tym, co robi. Wygląda bardziej na crossowca, niż ulicznika. 
- Jeśli wygrasz, to Honda będzie twoja. Jeśli przegrasz, oddasz Mustanga. - Wyciągnął do mnie dłoń. Przyjęłam wyzwanie. Nie dam jej wygrać.
- Stoi. 
 Poszłam rozejrzeć się po maszynach konkurencji. Dziewczyny, które uważałam za godne przeciwniczki, zeszły na psy. Brak sponsora i klapa. 
W tłumie mignęła mi się sylwetka Mike'a. Co on tu robi? Miał się nie wtrącać i dziś odpuścić. 
Rozliczę się z nim w domu. 
Będąc wśród swoich, czułam się wspaniale. Nie było żadnych barier, które w jakikolwiek sposób mogłyby mi przeszkodzić. Tutaj jestem sobą.
Jeszcze raz rozejrzałam się po tłumie. Incognito przybyło dużo psów. Jeśli myślą, że dziś nas złapią to się cholernie mylą.
Klasnęłam trzy razy w ręce i ludzie zrozumieli, co się dzieje. Zrozumieli tylko ci, którzy wiedzieli o tajnym sygnale rozpoznawczym. Otoczyło mnie kilku 'goryli' z ochrony.
- Kto? - Zapytał ochroniarz.
- Facet, koszulka polo przy czerwonym Cadillacu z '89. Kobieta w skórzanej miniówce, czarne włosy w warkoczu. Kobieta w jansach oraz koszulce Metalliki, po mojej prawej. Facet przy srebrnej Hondzie CBR 125. Tych trzech przy torze, obok Bentleya.
- Skąd wiesz?
- Zobacz jak się wyróżniają. Wysyłają ciągle porozumiewawcze spojrzenia. 
- Dzięki, mała. - Klepnął mnie w tyłek i rozesłał ludzi, aby ich wyprowadzić. 
 Znalazłam Mike'a, który przybył z Rodriguezem. 
- Następnym razem lepiej dobierajcie ludzi do akcji. - Wskazałam głową na wyprowadzanych gliniarzy.
- Skąd wiedziałaś? - Zapytał czarnoskóry.
- To nie mój pierwszy wyścig i nie ostatni. Cieszcie się, że i was nie wsypałam. Powiedz im, aby odeszli bez stawiania się, a nic im nie będzie. Wy też wtopcie się w tłum. 
 Odeszłam od nich, kręcąc biodrami. Za kilka minut miałam zacząć się ścigać. Postanowiłam się ustawić i przygotować. Podszedł do mnie Simon.
- Znasz umowę. Masz to wygrać. 
- Kochanie, dam radę. Stracisz takie cacko. Aż mi cię szkoda. 
 Konkurencja zaczęła się ustawiać, zamknęłam szybkę i czekałam na start. 
Zaczęło się odliczanie. Strzał. Ruszyłam.
Najpierw nie jechałam zbyt szybko. Chciałam dać im przewagę, aby pomyślały, że jestem słaba. Kiedy byłam już na drugim zakręcie przyspieszyłam. Dosyć szybko wyminęłam trzy laski. Zostało mi jeszcze dwie. Już tylko jedna. Esme jest dobra, ale nie na tyle. Trasa zapowiadała się, że ma masę zakrętów. Z taką prędkością wyleci na pierwszym, ostrym. Zaczęłam się z nią równać, ale w ostatniej chwili zwolniłam i zgrabnie skręciłam. Ona nie miała tyle szczęścia i wypadła z toru. Nic poważnego jej się nie stało, ale miałam już nad nią przewagę. Ostatnia prosta. Jeszcze dwieście metrów. Jeszcze sto. Koniec!
Zaszpanowałam jazdą na jednym kółku. 
- Mówiłam, że to będzie proste? - Zwróciłam się do Simona, który do mnie podszedł. 
- Kurwa, straciłem Hondę i Mustanga. Nie wierzyłem, że jesteś taka dobra. 
- Ma się to coś. - Zsiadłam ze ścigacza i poszłam odebrać swoje kluczyki do nowej zabawki.
Odpaliłam. Ten ryk silnika. Bajka. 
- Skarbie, pasuje do mnie, prawda? -  Zamrugałam oczkami do Anarchisty.
- Pieprz się.
- Wygrałam uczciwie. - Machnął ręką i odszedł. Miał przynajmniej na tyle klasy, aby zachować się godnie. 
Do mnie podszedł Mike oraz Joseph.
- Byłaś dobra. Jednak to był nielegal, co oznacza, że muszę skonfiskować ścigacza. 
- Pieprz się Rodriguez. Jesteś na moim terenie. Ci ludzi staną za mną murem. Masz tylko Shinode do pomocy, bo wszyscy inni zostali wyprowadzeni. Tą bitwę wygrałam ja. - Uśmiechnęłam się z triumfem i wyższością. Byłam bardzo przebiegła. Wracam do dawnej formy.
- Pamiętaj, że sobie grabisz. Mam już dużo podstaw, aby cię osadzić w pierdlu.
- Jeśli to zrobisz, nigdy nie wytępicie Anarchii. Jestem dla was zbyt cenna. A jeśli się do tego posuniesz, nie będziesz miał nic.
- Próbujesz mnie nastraszyć?
- Nie. Ja tylko stwierdzam fakty. 
 Mierzyliśmy się na spojrzenia, aż wreszcie odpuścił i odszedł.
- Lee, nie denerwuj go. 
- To on niech nie denerwuje mnie. Chcesz pojechać Kawasaki do domu? Muszę zaprowadzić Hondę. - Przytaknął.
Wsiadł na ścigacza i ruszyliśmy. Nie spieszyło nam się nigdzie. Jechaliśmy zgodnie z przepisami. W sumie to myślę, że Mike bałby się nawet szybciej jechać. Dwa koła to nie cztery. Jest różnica.
 Zajechaliśmy do hangaru. Tam stały już dwa cudeńka, a teraz dołączyły kolejne dwa. Mustang, Cadillac, Honda i Kawasaki. Moje dzieci. Moja rodzina. 
- Lee, jesteś głodna?
- Mogę coś przekąsić. Dziś jest odpowiednia noc, abym dowiedziała się jak stałeś się tajniakiem?
- Myślę, że tak. - Wziął mnie za rękę i poszliśmy do domu. 
Ja się przebrałam w z kombinezonu, a później zeszłam na dół. Shinoda krzątał się po kuchni. Coś bardzo ładnie pachniało. Mike gotuje? On umie gotować? Lubię jak facet potrafi się sam sobą zająć. Skoro nie miał jeszcze dziewczyn nawet na pokaz, to musi umieć sam się zajmować domem. A czego się mogłam spodziewać?
- Co gotujesz? 
- Danie Meksykańskie.
- Dawno go nie jadałam. Wiesz jak uszczęśliwić kobietę. 
- Mi zależy tylko na jednej kobiecie. A ona chyba nie jest zainteresowana. -  Popatrzył na mnie wymownie. Zrozumiałam aluzję. Zależy mu na mnie. Nie powinno mu zależeć. Ja go mogę skrzywdzić. Zasługuje na kogoś lepszego niż ja.
- Ta kobieta uważa, że zasługujesz na kogoś lepszego. Ona nie da ci szczęścia.
- Ta kobieta strasznie ma niskie mniemanie. Niech tylko spróbuje. Nie mam zamiaru jej krzywdzić.
- To nie takie proste dla tej kobiety. Za długo była krzywdzona z własnej woli. Nie chce znów tego przerabiać.
 Uśmiechnęłam się smutno. Postanowiłam mu pomóc w gotowaniu. Nie ma to jak gotowanie kolacjo-śniadania o czwartej nad ranem.
- Dlaczego mnie odrzucasz, Lee. Powinnaś zauważyć, że nie jestem taki jak on. Zależy mi na tobie.
- A mogę wyjechać, teraz? Już? 
- Nie. Nie mogę na to pozwolić.
- Czyli jesteś taki sam. Wszyscy faceci są mierzeni jedną miarą. Nie ważne, czy na to zasłużyli czy nie. Wszystkich traktuję jak zabawki na jedną lub kilka nocy. To zależy, jaki mam nastój.
- Gdybyś była moją kobietą, nie musiałabyś się bawić facetami, a oni nie bawiliby się tobą.
- Ale nie jestem twoją kobietą i nich tak pozostanie.
- Nie poddam się tak szybko. Nie odpuszczę ani ja, ani Chester. Obaj cię pragniemy, ale z dwóch różnych powodów. Jednak jeśli któremuś się uda, to cię nie wypuści. Siłą zawlecze cię do ołtarza. 
 Ta wypowiedź rozładowała całe nasze napięcie. Znów być panną młodą. Dzień mojego ślubu był wyjątkowy, tym bardziej, że nie był taki zwykły. Wzięliśmy go na Hawajach. Podczas rejsu jachtem po Polinezji Francuskiej. Byliśmy tylko my i kapłan, którego wysadziliśmy na najbliższej przystani. Było nam znakomicie. Spędziliśmy tam 21 dni. Nikt nie wiedział, że się pobraliśmy. 
- Masz wypieki na twarzy i błyszczą ci się oczka.
- Przypomniałam sobie mój ślub. Pobraliśmy się po trzech miesiącach znajomości. To było takie szalone. 
- W aktach była mowa, że skończyłaś dwadzieścia trzy lata. 
- Oficjalnie uroczystość odbyła się rzeczywiście, kiedy miałam tyle lat. To moja matka nalegała, aby urządzić przyjęcie. W rzeczywistości pobraliśmy się 18 czerwca 2002 roku. Ślubu udzielił nam biskup Fryderyk Bronto. 
- Opowiedz o tym. 
- Chcieliśmy na wakacje pojechać na Hawaje. Jednak w międzyczasie zmieniliśmy zdanie i postawiliśmy na 21-dniowy rejs po Polinezji Francuskiej. Pierwszego dnia, Alex mi się oświadczył. Dostałam platynowy pierścionek ze szmaragdem. To był symboliczny pierścionek. Szmaragdy - bo takie były jego oczy, a platyna jako najtwardszy metal szlachetny, symbolizował nasz związek, który miał przetrwać wszystko. Alex załatwił nam biskupa, a kiedy było już po ceremonii, odstawiliśmy go w przystani. Te dni upłynęły nam cholernie upojnie. Co chwila się kochaliśmy. To były dni świetności naszego związku.
 Usiedliśmy do stołu.
- Teraz ty mi opowiedz o sobie. - Nabrałam kęs do ust. 
- Lee, nie lubię o sobie mówić. Lubię jak ty opowiadasz. 
- Mike, obiecałeś.
- Nie przypominam sobie. 
- Okej. Uważasz, że to ciężki temat i nie chcesz mówić, rozumiem. Nie będę nalegała na opowiadanie o byciu tajniakiem. Możesz za to opowiedzieć o studiach tych pokazowych.
- To nie było na pokaz. Naprawdę chciałem kształcić się w kierunku graficznym. Lubię malować i zapewne zdążyłaś zauważyć, że wszędzie walają się jakieś szkice. Ponadto muzyka była całym moim życiem. Nigdy nie robiłem tego na pokaz. A zostanie tajniakiem wyszło samo z siebie. Pewnej nocy obudziłem się i zdałem sobie sprawę, że potrzebuję odskoczni. Wszystko zeszło na dalszy plan. Ważne było tylko to, aby być kimś innym. Skończyłem studia artystyczne, ale w głowie rodził się nowy pomysł. Wszystko się nasiliło, kiedy zobaczyłem jakiś hit filmowy o tajnych agentach i wtedy zrozumiałem, że też chcę taki być. Poznałem Rodrigueza, który okazał zostać moim dobrym przyjacielem. Powiedziałem mu o pomyśle, który zaczyna kiełkować. Wziął mnie pod swoje skrzydła i tak znalazłem się w OŚK. Nigdy dotąd nie miałem podopiecznej, ani podopiecznego na dłużej. Czasami pojawiali się tacy ludzie, ale po tygodniu miałem za zadanie wywieźć ich z kraju i na tym się kończyło. Jednak ty, byłaś w zbyt wielkim niebezpieczeństwie, dlatego mam się tobą opiekować.
- Dlaczego nie chciałeś mi nic powiedzieć?
- Postawiłem sobie pewien cel, który mógł sprawić ci ból. Wstydzę się tego, co sobie obiecałem. I nie chcę, abyś się dowiedziała. Mogłabyś mnie znienawidzić, a tego nie chcę.
- Jeśli zacząłeś, to chcę wiedzieć. Nic nas nie łączy oprócz twojej misji.
- Postanowiłem, że wbrew temu co kazał mi Rodriguez, zamiast cię chronić, oddam cię w ich ręce. Uważałem, że nie zasługujesz na jakąkolwiek pomoc. Ty zabijałaś bez mrugnięcia okiem. Chciałem, żebyś w jakiś sposób zapłaciła za swoje winy. 
 Łza popłynęła mi po poliku. On nie chciał mnie nigdy mieć przy sobie. 
- Chciałem cię uwieść i oddać w ich ręce, ale kiedy zobaczyłem ciebie, twoje smutne oczy, zrozumiałem, że nie mam prawa cię osądzać. Nawet nie wiesz jaki wprowadziłaś zamęt w moje życie. Ten spontaniczny uścisk na początku, kiedy mnie zobaczyłaś. Te rozmowy w kawiarni, gdzie jeszcze mi nie ufałaś, a już coś zaczęłaś o sobie mówić. Tak bardzo cię przepraszam, Lee. Nie wiem, co się ze mną wtedy działo, kiedy wpadłem na tak idiotyczny pomysł.
 Siedziałam sparaliżowana. Zabolało. Kolejny dowód na to, że powinnam odejść. Nie powiem prawdy Rodriguezowi. Wymyślę jakąś wymówkę i zniknę. Nie chcę, aby się męczył.
- Nadal tego chcesz?
- Nie, na miłość boską. Tak myślałem tylko po przeczytaniu tego, co nam powiedziałaś. Nie wiedziałem, że ty też masz tak ludzkie uczucia. Opisałaś się jako bezwzględną sukę, która zawsze dopnie swego.
- Bo to prawda. To się nie zmieniło i nie zmieni. 
- Ta prawda jest tylko w twoim mniemaniu. Jesteś wyjątkowa. Nie jesteś wcale zła. Przepraszam. - Szepnął. Czy mogłam mu zaufać po tym, co mi powiedział? Czy mogłam mieszkać z nim pod jednym dachem, kiedy on tego nie chce?
- Masz słuszność, powinnam już dawno temu gryźć ziemie. Jednak popełnienie samobójstwa jest czymś ciężkim dla mnie. Nie wyobrażam sobie nawet tego. Wiem co mnie spotka, jeśli mnie wydasz i ktoś rzeczywiście mnie rozpozna. Nie chcę jeszcze umierać, Mike. Chociaż zapewne śmierć byłaby wybawieniem dla duszy. 
- Nie mów tak. To była tylko chwila. Byłem zamroczony. 
- ''Czarna moja dusza jak czarne me skrzydła. 
Czarna moja szata jak czarne me oblicze. 
Stłumione już krzyki wewnętrznego chaosu
i rozumne myślenie - zastąpiły marzenia na uwieńczenie losu...
Z Gehenny powstałam by na was ból nakładać,
Abyście cierpieli, tak jak ja cierpiałam.
Zgładzona bestialsko z popiołów powstałam,
Nikt mnie nie uniknie bo Ja Czarna Dama.
Me serce kamienne nigdy więcej nie zabije,
Będzie wiecznie zaklęte w Lodu bryle.
Swą czarną aurą Słońce pokrywam.
Jako Cień, walkę z uczuciami wygrywam*. - Wyszeptałam mu fragment ze spektaklu', na którym to grałam - w czasach gimnazjalnych - główną rolę Czarnej Damy. Te słowa były o mnie. Nikt nie rozumiał znaczenia tego poematu, który wygłosiłam. Ja go zrozumiałam od razu, dlatego dostałam główną rolę. Autorka przedstawienia ściśle ze mną współpracowała. Miałyśmy podobną duszę. Ona była Gotką, której nikt nie rozumiał. Ja to nastolatka, która dąży do władzy. Łączył nas jeden cel - pokonać wszystkich. 
- Co to było? - Zapytał, wpatrując się we mnie.
- To jest prawda o mnie. Jestem Czarną Damą. Alex zwykł mawiać, że jestem Anielicą z Piekła Rodem. Na pozór delikatna i krucha, a w środku mocna i niezniszczalna. Moi dawni znajomi też mawiali, że mam dwa oblicza. Potrafiłam być Diablicą dla swoich wrogów i Aniołem dla przyjaciół. Zawsze byłam nieodgadnioną istotą i dalej taka jestem. 
- Jak mogę wynagrodzić ci to, moje postanowienie?
- Tego nie da się naprawić. Chciałeś mojej śmierci, Mike. Jednak jak twierdzisz to było kiedyś. Jeśli teraz jest inaczej, nie mam podstaw, aby cię znienawidzić. Co do jednego miałeś rację. Potrafię zabijać z zimną krwią. Przykładem tego może być Alex. Wpakowałam mu trzy kulki i podpaliłam dom. Spaliłam doszczętnie swoje dawne życie. 
 Wstałam od stołu i poszłam do swojego pokoju. On mnie nie zatrzymywał. Oboje musieliśmy odpocząć od tego, co się dziś wydarzyło.
Zasnęłam równo, ze wschodem słońca.

*"Sekta" to autentyczne przedstawienie, w którym grała Lilith jako Czarna Dama. Osobiście byłam na jej debiucie i muszę powiedzieć, że wyglądała jakby naprawdę nią była. Do dziś nie mogę zapomnieć tych pustych oczu, kiedy mówiła cały poemat. Światło, które pochodziło z zapalonych pochodni, dodawały jej mrocznego charakteru. Wszystkie dziewięć wspomnianych żywiołów było imitowane laserowo, co dawało spektakularny widok. Chyba po tym przedstawieniu dostała zaproszenie na warsztaty teatralne do Kielc. Jednak tam nie pojechała, bo sztuka była wystawiana jeszcze kilka razy. To przedstawienie miało odwieść nastolatków od wpadania w nieznane towarzystwo.

______
Witam wszystkich w popołudniowych godzinach (u was późny wieczór),
Kolejny rozdział dodany i znów mówi o przeszłości Lee, ale też jest trochę więcej Shinody:) 
Nie ma co się rozpisywać.
Dziękujemy za komentarze, 
Pozdrawiam,
Pani Ciemności & Company.

niedziela, 2 listopada 2014

11.

Rozdział dedykowany dla Anny Minody i Ulix.
Dziękujemy, że czytacie tego bloga.

W klubie pracowałam już tydzień. Podobało mi się to zajęcie. Tyle nowinek z nocnego życia, wylewnych mężczyzn oraz dwie prace w loży dla Anarchii. Wygryzłam Linsey, która jest cholernie wściekła za to. Pracuję tam tylko przez Simona, którego polubiłam. Miły mężczyzna i obyty w świecie wyścigów.
- Lee, mam do ciebie interes. - Zagadnął Simon w czwartkowy wieczór.
- Co to za interes? - Obsługiwałam właśnie klientów za kontuarem i uważnie go słuchałam.
- Jest wyścig. Chcę abyś wzięła w nim udział. Gra idzie o dużą stawkę, a mogą ścigać się tylko dziewczyny. 
- Mów dalej, podoba mi się to.
- Chcę, abyś dla mnie pokonała kilka panienek. Nagrodą jest Honda CBR 600F.
- Nie produkują ich już dobre trzy lata.
- To prawda. Ten jest ostatni z tej serii. Chciałbym go mieć w swojej kolekcji.
- Co ja będę z tego miała?
- Mustanga. Mój szef, kazał mi się go pozbyć. Jeśli tylko zechcesz, on będzie twój. - Jak ja dawno nie prowadziłam Mustanga.
- Chcę go zobaczyć. - Nie mam zamiaru ścigać się czymś, co niekoniecznie będzie mi się podobać.
- Za ile kończysz?
- Już skończyłam. - Na zapleczu się przebrałam i założyłam skórzaną kurtkę. Simon objął mnie w tali i wyprowadził z baru. Skierował mnie do swojego  Bentleya, a później odjechaliśmy w nieznanym mi kierunku. Dwadzieścia minut później, zatrzymał się przed całkiem ładnym domem. Otworzył mi drzwi i pomógł wysiąść. Dżentelmen.
Otworzył drzwi do garażu. Moim oczom ukazał się Mustang. Mój Mustang. Ford Mustang II z '78. Był jednym dwunastu autentyków, które nie były wcześniej używane, a stanowiły tylko chlubę kolekcjonerów.
Oczywiście ja go ulepszyłam. Sprawiłam, że jego osiągi przekraczały wszelkie oczekiwania. Siedziałam nad nim prawie rok.
- Po co ci ten wózek, skoro nawet nie siądziesz za jego kółkiem?
Nikt nie był na tyle odważny aby go nawet dotknąć. Był wszystkim dla mnie. Był jak moje dziecko. 
- Mam się go pozbyć. To jak, umowa stoi?
- Oczywiście. Chcę zobaczyć nagrodę. - Pokazał mi w komputerze zdjęcie. Ładny, sportowy motocykl. Chętnie zaopiekowałabym się również i Hondą. 
- Podoba ci się?
- O tak. Przydałaby mi się. taki. 
- Co dałabyś mi za niego? - Dotknął mojego tyłka. 
- Na pewno się z tobą nie prześpię, więc sobie daruj. Wiesz, że jeśli nie zgodzę się ścigać, ty też nic nie zyskasz. 
- Stracisz Mustanga. On miał tylko jednego właściciela, a raczej właścicielkę. To sentymentalny wóz, który pasowałby do ciebie.
- Wiem. Okej, samochód zabieram już teraz. Kiedy wyścig?
- W piątek o pierwszej w nocy. Trasa jeszcze nie jest ustalona. 
- Okej. Kiedy będziesz miał namiary, daj znać.
Z wieszaka zdjęłam kluczyki do auta i pospiesznie do niego wsiadłam. Zamruczał, a ja odpłynęłam. Ten dźwięk, tak charakterystyczny dla tego typu aut. Piękny.
Wyjechałam z garażu i postanowiłam się przejechać po mieście. Pokochałam ten samochód od pierwszego spojrzenia. A te cuda, które skrywa pod maską to istna ambrozja. 
Po prawie godzinnej trasie, zajechałam pod posesję Mike'a. Światła, które świeciły się w salonie, świadczyły o tym, że on na mnie czeka. 
Weszłam do środka frontowymi drzwiami. 
- Miałaś być półtorej godziny temu, mała. - Wymownie spojrzał na zegarek. 
- Wiem, ale zdobyłam coś pięknego. Chcesz zobaczyć? - Moje oczy błyszczały z podniecenia.
- Okej. - Skierował się za mną. Kiedy zobaczył samochód był w szoku. 
- Ukradłaś samochód?
- Nie. Dostałam go. Mam wziąć udział w wyścigu i wygrać, a jeśli nie to i tak samochód zostaje ze mną.
- Jesteś stuknięta. 
- Tak, wiem. Piękny, prawda? To mój samochód za czasów Amandy. Wielkim cudem go odzyskałam. - Zapowietrzył się. Wiem, że przeżywał szok.
- Nie będę komentował, bo to strata czasu. Chodźmy już do domu. 
Usłusznie z nim poszłam. Byłam zmęczona i chętnie bym się przespała. Może niekoniecznie sama. 
Wzięłam gorący prysznic, założyłam za dużą koszulkę oraz bokserki i zeszłam na dół. Byłam głodna. 
Otworzyłam lodówkę i zawzięcie obserwowałam, co mogłabym sobie zjeść. Na co miałam ochotę? W sumie to na nic. Chociaż, masło orzechowe wydawało się kuszące. Wzięłam słoiczek i łyżkę. Usiadłam na wyspie i zaczęłam jeść kolację. W dzieciństwie też jadłam takie masło. Tata zawsze przywoził dla mnie słoiczek, który umiał zniknąć w ciągu kilku godzin. Zawsze jadłam je z truskawkami, albo awokado. Kosmos jak dla dziecka. 
- Lee, lody na noc to nie najlepsze rozwiązanie. - Usłyszałam głos Mike'a, który patrzył na mnie z uśmiechem. Już się nie złościł. To dobrze. Jeśli wystawi mi dobrą opinię to szybciej się wyrwę z tego więzienia.
- Nie jem lodów. Jem masło. 
- Łyżeczką? 
- Tak. Chcesz trochę? - Nabrałam odrobinę i wystawiłam rękę w jego stronę. Pokręcił tylko głową.
- I dobrze, nie lubię się dzielić moim masłem. Brakuje mi tylko truskawek. 
Shinoda podszedł do mnie, kładąc dłonie na moich kolanach. 
- Zachowujesz się jak dziecko. 
- Ale tylko czasami. Lubię masło, tak samo jak truskawki i fajne zabawki. Jestem całkowicie normalną kobietą w statecznym wieku. 
- Zaskakujesz mnie, ciągle na nowo. Myślałem, że wiem o tobie wszystko.
- Skarbie, nikt o mnie nie wie wszystkiego. Nawet Alex mnie nie znał całkowicie. 
- Przecież opowiedziałaś bardzo szczegółowo swój życiorys jako poprzednia ty. 
- Czyżby? - Posłałam mu zuchwały uśmiech. - Powiedziałam tylko to, co uważam, że możecie wiedzieć. To co wiecie to jest nic. I tak pozostanie.
- Dlaczego? Nie chciałabyś porozmawiać o czymkolwiek, aby było ci lżej?
- A czy, więzień opowiada swoją historię więziennemu? Nie, Mike. 
- Uważasz ten dom za więzienie?
- Nie tylko dom jest dla mnie klatką, ale często i ludzie. Nigdy nie żyłam na wolności, ale to akurat wiesz. Byłam dzieckiem 'zaprogramowanym'. Miałam się tylko dobrze uczyć, słuchać rodziców, nie buntować się, uczyć, godnie reprezentować rodzinę, uczyć, zdobywać uznanie, uczyć i uczyć. 
- A przyjemności?
- Doznawałam ich bardzo dużo. Miałam to czego chciałam, ale musiałam się uczyć, aby to zdobyć. W domu panowała zasada - jeśli będziesz najlepsza, ludzie będą ci posłuszni - przez całe życie trzymam się tej zasady. 
- Nie spodziewałbym się po tobie takiego oddania rodzinie. Zawsze wydawałaś mi się buntowniczką. 
- Bo taka jestem. Tylko mój bunt objawiał się inaczej niż u większości dzieci. Ja wolałam siedzieć w pokoju, uczyć się języków i zastanowić się nad tym, co muszę poprawić i stać się jeszcze lepsza, aby byli ze mnie dumni. Oni zawsze byli ze mnie dumni. Czasami, kiedy wychodziłam z pokoju i musiałam z nimi porozmawiać, mówiłam w języku francuskim, a pisałam po łacinie. Nie rozumieli mnie, ale cieszyli się, że robię postępy w nauce. Zawsze pokazywali, że mnie kochają, ale w dosyć specyficzny sposób.
- Dlaczego tak uważasz?
- Nigdy nie powiedzieli, że mnie kochają. Nigdy od nich nie usłyszałam tego słowa. Swoją miłość wyrażali materialnie. Lubili się mną chwalić przed znajomymi.
- A ty? Czy też coś do nich czułaś?
- Tak. Kocham ich. Niezależnie od tego, że mój ojciec ma kochankę w Niemczech, a mama wyszła za ojca Alexa. Nasze drogi się rozeszły, ale nadal są moimi rodzicami. 
- Mówiłaś, że uczyłaś się języków? To ile ich znasz?
- Rosyjski jako mój język narodowy. Niemiecki dla taty, który chciał mnie kiedyś tam zabrać, abym z nim zamieszkała. Polski, dzięki babci. Na wakacje zabierała mnie na wakacje do Polski na wieś i tam właśnie mnie uczyła tego języka. Angielski był obowiązkowy w szkole. W liceum zaczęłam uczyć się francuskiego jako dodatkowego języka. W wolnym czasie uczyłam się łaciny. Umiem po niej pisać i czytać. Nawet powinnam mieć kilka książek jeszcze z osiemnastego wieku. Razem z Alexem uczyłam się włoskiego, bo mieliśmy pojechać do Wenecji i tam się ustatkować. Jako, że włoski i hiszpański jest podobny to się równorzędnie uczyłam tych dwóch języków. Kiedy siedziałam zamknięta w domku w Szwajcarii, uczyłam się czeskiego. Wszystkimi językami, których się nauczyłam, potrafię płynnie się porozumiewać, czytać i pisać. Chociaż mam problemy z polskim. To cholernie ciężki język, nawet jak dla Słowian. 
- Jeśli dobrze policzyłem, to umiesz dziewięć języków.
- Tak. Jest jeszcze wiele, których chciałabym się nauczyć. Jeśli jeszcze długo pożyję, to nauczę się japońskiego, ukraińskiego oraz białoruskiego. Te dwa ostatnie są trochę podobne do mojego ojczystego, więc poświęcę im po roku. 
- Japoński?
- Moim marzeniem było pojechanie do Tokio, aby tam poćwiczyć drift z mistrzem. 
Uśmiechnęłam się. Zawsze marzyłam, aby tam pojechać. Tylko nigdy nie miałam odpowiedniej motywacji, albo nie mogłam wyjechać. 
- Obiecuję, że kiedyś tam z tobą pojadę. 
Delikatnie dotknął mojego podbródka, a później chciał mnie pocałować. Odwróciłam głowę. Nie chcę rozpalać znów tego ognia, który niedawno ugasiłam. Może i mnie do niego ciągnie, ale on nie jest dla mnie odpowiedni. Nie chcę sprowadzić na niego kłopotów.
- Przepraszam. - Szepnęłam i zeskoczyłam z blatu. 
- Nie, to ja przepraszam. Nie odchodź. - Zatrzymałam się w półkroku. Niepewnie odkręciłam się do niego twarzą. Miał smutne oczy. On nie powinien się smucić. To wszystko coraz bardziej utrzymuje mnie w przekonaniu, że powinnam odejść. On powinien wrócić do swojego dawnego stylu życia. Przeze mnie jest ciągle ciągnięty na jakieś misje. Zaniedbuje zespół i swój projekt. Męczy się przy mnie. 
- Dlaczego? 
- Lubię z tobą przebywać. Chciałbym cię lepiej poznać.
- Ja o tobie nie wiem nic. A nie, wiem kim jesteś na pokaz, ile masz lat, że nie jesteś w związku i skąd pochodzisz. Tylko tyle, ty chyba wiesz o mnie więcej.
- To prawda, mam całą teczkę, która jest poświęcona twojej osobie.
Poszliśmy razem do salonu. Tam otuliłam się szczelnie kocem, a Mike mnie objął ramieniem, pozwalając położyć mi głowę na swoim ramieniu.
- Dlaczego byłaś takim prymusem w szkole? 
- Od dziecka miałam to wpojone, że muszę być najlepsza. A później Alex nie szczędził mi nauki. Nawet uczyłam się prywatnie. Kiedyś mi powiedział, że uroda z wiekiem przeminie, a to co mam w głowie - zostanie już na zawsze. Zawsze się z nim zgadzałam. Chciałam być mądra. Zawsze uważałam się za lepszą. 
- Czemu studiowałaś robotykę? 
- Bo od dziecka lubiłam pęd. Ojciec zabrał mnie kiedyś do hangaru jego przyjaciela, gdzie było mnóstwo sportowych wózków. Samochody były naszą wspólną pasją. Już jako sześcioletnia dziewczynka wybierałam samochody zamiast lalek i spędzałam z tatą godziny w garażu. Jako nastolatka już wiedziałam, czym chcę się zajmować, a wyjazd do Stanów mi pomógł w spełnianiu swojej pasji. Tematem mojej pracy magisterskiej były silniki turbinowe w samochodach i motorach. Alex dostarczył mi wystarczająco dużo materiałów oraz umówił mnie ze specami od tych silników. To była przygoda życia!
Roześmiałam się na wspomnienie pisania pracy. Normalni ludzie piszą ją praktycznie przez cały rok, a ja napisałam ją w tydzień. Dołączyłam wszelkie informacje od speców oraz raporty i zdjęcia. To było czyste szaleństwo.
- Jestem pod wrażeniem, że podjęłaś w ogóle takie studia. Ile było dziewczyn na wydziale?
- Dwie, z czego jedna odpadła już po pierwszym semestrze. A ja przetrwałam i zrobiłam nawet doktorat.
- Uważasz, że sama to osiągnęłaś?
- Nie. Doktorat zrobiłam w rok, dzięki Alexowi, którego poprosiłam o wsparcie. Wiedział, że jakbym tylko chciała, to sama bym to zdobyła, jednak postanowił mi pomóc. Byłam bardzo ambitna. Miałam duże wsparcie osób bliskich. Oni zawsze mnie podbudowywali i pchali do przodu, kiedy miałam doła. Dla mojego ojczyma byłam wymarzoną pasierbicą. To on wysłał mnie na Alaskę. Zawsze myślałam, że chce mnie się pozbyć, ale on jedynie chciał, abym zaczęła spotykać się z Alexem. Idealna partia na żonę. 
- Nadal jesteś idealna. Faceta, którego pokochasz uczynisz najszczęśliwszym. Umiesz dać ciepło w domu i ogień na mieście. 
- Tego byłam nauczona. Nie rozmawiajmy już o mnie. Chciałabym dowiedzieć się czegoś o tobie. Jak to się stało, że zostałeś tajniakiem?
To pytanie mnie cholernie nurtowało. Nigdy się tego nie spodziewałam po nim. Zawsze wydawał się takim spokojnym chłopakiem z pasją. Opanowany i odpowiedzialny.
- To już opowieść na inną noc. Za kilka minut wstanie słońce, a ty ni śpisz.
- Mam mocny organizm. Nie potrzebuję dużo snu. 
Jak na komendę, ziewnęłam. Rzeczywiście byłam zmęczona całym dniem. Trzeba iść spać, bo jutro pracuję od trzeciej.
______
Kolejny rozdział, tym razem znów trochę o przeszłości Lee. 
Zauważyłam, że w komentarzach pojawia się wzmianka o tym, iż Lee nie zauważa jak Shinoda się stara i coś do niej czuje. 
Zgadzam się z wami w pięćdziesięciu procentach. Lee jest mieszanką różnych charakterów, z tego względu iż kreujemy ją we trzy. Każda dodaje coś od siebie, aby zmienić trochę bieg wydarzeń.

Pozdrawiam,
Lilith & Company.