Zabiję Mike'a!
Ta myśl chodziła mi po głowie od wczorajszego wieczora. Popierdoleni faceci. Nie wiem co oni sobie myśleli. Mieć takie słabe głowy i założyć się z Irminą. Czy oni zdają sobie sprawę z tego, że nie mają szans?
Powinnam ich zostawić przy tym barze, najebanych i wrócić spokojnie do domu. Niech się sami martwią o to, co powiedzą ludzie.
- Lee! Kochanie, przynieś mi wody. Umieram. - Joe jęczał z nich najbardziej. Siedzieli na kanapie w salonie i chłonęli wodę litrami tak samo jak leki przeciwbólowe.
- Oczywiście, paniczu. - Podałam mu jego napój. Nie, nie podałam mu wody, ja w niego rzuciłam.
- Czemu jesteś taka wściekła? - Niewinnie zapytał Mike.
- Nie rozmawiam z wami! Przez was idioci, nie pojechałam na wyścig. Mogłam wygrać. Na pewno bym wygrała. - Krzyknęłam, a oni się skulili na sofie.
Nie miałam zamiaru przebywać w ich towarzystwie, więc wyszłam z domu. Zaszyłam się w hangarze z moim Mustangiem. Mój piękny, czarny niczym noc Mustang. Dostałam go od Simona. Tym samochodem jeździłam jeszcze za czasów, kiedy należałam do Anarchii, a teraz znów wrócił do mnie.
Moja kolekcja zaczyna się powiększać. Najpierw stał tu tylko Kawasaki, później dołączył Cadillac, kolejno Honda i teraz Mustang.
Dwa auta i dwa ścigacze. To jest tylko cząstka tego, co miałam kiedyś, ale i tym muszę się zadowolić.
Nie wiem, jak długo tutaj byłam, ale kiedy już ochłonęłam postanowiłam wrócić do tych idiotów. Najbardziej zawiodłam się na Shinodzie. Miał być niby taki odpowiedzialny i ich pilnować, a wystarczyło abym tylko poszła pracować w loży i po trzech godzinach byli ledwo żywi. Powinni się cieszyć, że żadna napalona facetka ich nie przeleciała.
- Lee, to ty?
- Tak, Mike. Wy nadal lewo żywi. Boże, czy wy na pusty żołądek piliście czystą?
- Taki był zakład. Dużo nie pamiętam ze wczoraj, chyba zerwał mi się film.
- O tak i to nie raz. Boże, wy jesteście jeszcze napruci od wczoraj. Pomyślcie jakiego będziecie mięli później kaca.
- Nie pocieszasz nas, Lee. - Rzucił Chester, który leżał n podłodze z głową przy nodze stolika.
- No ja was proszę. Za dwie godziny mam iść do pracy, a wy nie nadajecie się, aby zostać sami. Przysłałabym wam Irminę, ale ona znów was może upić.
- Zostań z nami. - Wszyscy na mnie popatrzyli. Przytaknęłam.
Wykonałam kilka telefonów i znalazłam zastępstwo na moją zmianę. Nigdy nie widziałam dorosłych facetów, którzy tak bardzo byli pijani na drugi dzień.
- Zrobię wam kawy. - Poszłam do kuchni i zajęłam się parzeniem napoju. I pomyśleć, że oni mają dziś wyjść na scenę i dać koncert. Aż mi się ich żal robi. Wyglądają jak zombie.
A kiedy się o tym dowie Mark, to będą mięli przejebane.
Weszłam do salonu z filiżankami espresso.
Wszyscy usiedli w miarę normalnych pozycjach. Na ich widok można było zacząć się śmiać bez opamiętania. Zero umiaru.
- Panowie, nie chcę was niepokoić, ale dziś macie koncert na plaży w Santa Monica.
Mina im zrzedła. Każdy gorączkowo szukał telefonu, a kiedy je znaleźli wyglądali na wystraszonych.
- Zapomniałem. A ty skąd wiesz?
- Rob, na lodówce w kuchni wisi taki ogromny napis, który głosi, że dziś gracie. To jednak nie wszystko. Później udzielacie wywiadu, a od jutra ruszają prace z kręceniem teledysku.
- Pasuję. Nie pokażę się tak ludziom.
- Oj, za późno Joe. - Poszłam do kuchni i przyniosłam im poranną prasę. Zaczęłam czytać. - "Jak donosi nasz reporter - Calor Wolter, był w klubie '63', gdzie pojawili się członkowie LP. Po kilku minutach, dołączyła do nich bardzo urocza blondynka, o której nic nie wiemy, a później udali się do loży. Około drugiej nad ranem, kuzynka Mike'a Shinody, Eileen Grey, wyprowadzała pijanych muzyków. Czy dadzą radę zagrać dziś koncert? Jak się z tego wybronią? Tego dowiemy się już niebawem."
Zakończyłam, a następnie pokazałam im urocze zdjęcie z okładki. Nad nim widniał duży napis: 'WTOPA SŁAW'.
Na zdjęciu nie było mnie widać, ale za to chłopaków, którzy ledwo co trzymali się na nogach.
Gazeta wędrowała z rąk do rąk. Wyglądali na przerażonych, a jednocześnie szybko wytrzeźwieli.
- Przynajmniej, dobrze wyszedłem na zdjęciu. - Uśmiechnął się Joe, a wszyscy go spiorunowali spojrzeniem.
- Czyli, musimy wytrzeźwieć szybko i wypaść dziś jak najlepiej. Po prostu świętowaliśmy. - Rzucił Mike, który zbyt energicznie wstał i zajęczał z bólu.
- Stary, wypiliśmy po zero siedem w ciągu kilku minut. Zapomniałeś, że nie jesteśmy w stanie cokolwiek zrobić?
- Nie jęcz Joe. Zastanów się co powie Mark, kiedy to zobaczy. Spinać dupy i idziemy na próbę.
Wypili kawy, a później z wielkimi jękami udali się do samochodu. Cholera, nie puszczę ich w takim stanie.
- Stójcie. Na dworze świeci cholerne słońce, a wy jesteście pijani. Pieszo nie pójdziecie. Zadzwonię po Jacka i was odwieziemy.
Przez czas, kiedy oczekiwaliśmy na chłopaka, oni zdążyli wypić kolejną zgrzewkę wody. Poczęstowałabym ich cudownym lekiem. Że ja na to nie wpadłam wcześniej!
- Chłopcy, wyleczę was w dziesięć minut! - Krzyknęłam szczęśliwa.
Zaprowadziłam ich do kuchni i zaczęłam przyrządzać miksturę. Nie posmakuje im, ale przynajmniej będą lepiej wyglądać.
- Proszę to wypić, ale nie w kuchni, a w łazience. Nie będę po was sprzątać.
- Co to jest? - Chester nieufnie na mnie spojrzał.
- Pijesz i zdrowiejesz, albo nie pijesz i zdychasz. Wybieraj.
- Zaryzykuję. - Poszli do łazienki i kiedy to wypili, zaczęły się przekleństwa. Boże, jak oni mnie w tej chwili nienawidzą.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Jack przyjechał. Otworzyłam i uśmiechnęłam się na jego widok.
- Co to za pilna sprawa?
- Musimy odwieźć Linkinów do studia. A widząc, że przyjechałeś dwuosobowym autem cię pogrąża. Odwieziesz ich Cadillakiem, a ja Mustangiem.
- Dasz mi poprowadzić Cadillaca? Tego Cadillaca? - Przytaknęłam i uśmiechnęłam się. Domyślił się, że coś jest nie tak.
- Gdzie haczyk?
- Masz ich tak przewieźć, że zapomną jak się nazywają. Ścigajmy się.
- Okej. - Przybiliśmy grabę. Chłopaki do nas przyszli. Wyglądali już lepiej.
- Pomogło?
- O tak. - Rzucił sarkastycznie Mike.
- Jack oraz ja, zawieziemy was do studia. Pakujcie się po trzech do auta.
Mike, Chez oraz Joe wsiedli do Mustanga, reszta zapakowała się do Cadillacka.
Ustawiliśmy samochody równolegle i zaczęliśmy warczeć silnikami. Zaczęłam odliczać, pokazując palce Jackowi. Machnęłam ręką i ruszyłam.
- Zapnijcie pasy, chłopcy. Pokażę wam ekspresową jazdę. - Rzuciłam zadowolona i zmieniłam bieg. Zobaczyłam połączenie i odebrałam.
- Co tam?
- Strach i zgrzytanie zębów, Jack. A u ciebie?
- To samo. Ściągamy za sobą policję?
- Oczywiście. Rundka wokół komisariatu. Później na magazyny, a następnie na główną. Jak zaczną nas ścigać, przełącz się na trójkę.
- Do zobaczenia. - Rozłączył się i zaczął mnie wyprzedzać.
- Niedoczekanie twoje. - Dodałam gazu. Zgrabnie wymijałam samochody. Trzeba zaszaleć. Bez ostrzeżenia skręciłam na równoległy pas i zaczęłam jechać pod prąd. Przynajmniej miałam mniej przeszkód do wymijania.
- Chcę wysiąść! Ja chcę wysiąść! - Wrzeszczał Chester.
- Zabawa dopiero się zacznie. To za wczorajsze pokrzyżowanie mi planów. - Pędziłam wprost na autobus, a następnie szybko go wyminęłam. Wróciłam na właściwy pas i podjechałam pod komisariat. Jack już na mnie czekał i grzał silnik. Dołączyłam do niego, a po chwili, kiedy wyszli policjanci - ruszyliśmy.
- Przełącz się na trójkę! - Rzuciłam do radia. Sama zrobiłam to samo. Usłyszeliśmy komunikat.
- Do wszystkich jednostek w okolicy Wilshire Community Police Station, ścigamy czarnego Mustanga oraz Cadillaca. Uciekinierzy kierują się Venice Blvd w kierunku południowo-wschodnim.
- Cudownie. Jack, kierujemy się na magazyny, później na plaże w Santa Monica i do studia. - Zakomunikowałam. Kiedy za nami pojawiły się radiowozy, zaczęłam przyspieszać.
- Zabijesz nas, ja chcę żyć. Chcę cię jeszcze przelecieć! - Mówił zdesperowany Chester.
- Nie pogrążaj nas. Ona jest w tej chwili nieobliczalna! - Wrzeszczał Mike. Najlepiej znosił to Joe, który z zaciekawieniem obserwował co się dzieje przez szybę.
- Boże, ja chcę założyć rodzinę! Wysadź mnie! - Panika wokalisty mnie bawiła. Przecież jest jeszcze za wcześnie, abym okazała im swoją łaskę.
W lusterkach zobaczyłam, że za nami jedzie cztery radiowozy. Podzielimy się po dwa. Odbiłam na wschód, a Jack popędził na północ. To są akcje.
- Lee, ja będę grzeczny. Ja zrobię wszystko, co tylko zechcesz, ale mnie wypuść. Ja szybko wysiądę i możesz jechać dalej. - Skomlał Bennington. Czy on nie umie się zamknąć?
Przyspieszyłam.
- Trzymajcie się, będę ostro skręcać. - Energicznie zadriftowałam. Kierowy trąbili. Pokazałam wszystkim fucki.
Przejechałam wyznaczoną trasę, po drodze gubiąc gliny i zajechałam pod studio. Jack dojechał prawie w tej samej chwili.
Wysiadłam z auta, przybijając grabę przeciwnikowi.
- Znów wygrałam. Jak się prowadzi?
- Dobrze. Chociaż można by zwiększyć wydech. - Uśmiechnęliśmy się do siebie. Chłopaki nadal siedzieli w samochodach. Podeszłam do Forda i otworzyłam drzwi.
- Możecie wysiąść. - Chester dosłownie wypadł na ziemie. Ucałował chodnik, a kiedy się podnosił - zachwiał się.
- Nienawidzę cię. - Szepnął.
- Pocałuj mnie w tyłek, Chez.
- Powtórz to, a zrobię to. - Powiedział złowieszczo. Wiedziałam, że jest zboczony, ale nie do tego stopnia.
- Pocałuj mnie w mój zgrabny tyłek.
Ruszył w moim kierunku. Nie bałam się go. Przecież nic mi nie zrobi. Jednak się myliłam. Przerzucił mnie sobie przez ramię i ugryzł mój tyłek, na końcu mnie klepnął i odstawił na ziemię.
- Miałeś mnie pocałować, a nie gryźć! - Krzyknęłam.
- Nie mogłem się powstrzymać. - Głupio się uśmiechnął. Chłopaki pękali ze śmiechu. Tak, to było zabawne.
- Jak się wam podobała przejażdżka? - Zapytałam pozostałych. Wyglądali jakby zobaczyli ducha, oprócz Josepha.
- Mnie się podobało. Odwieziesz mnie do domu w takim tempie? - Wszystkim wyszły oczy z orbit. Nikt się nie spodziewał odważnego Joe.
- Jasne. Wszystkich was odwiozę do domu! - Wesoło zakomunikowałam. Zaczęli się wykręcać. - Mięczaki.
Skomentowałam na sam koniec. Jack odprowadził Cadillaca do hangaru, a ja udałam się z nimi do studia.
Kiedy tylko przekroczyliśmy próg, rzucił się na nas ze wściekłością Mark.
- Czyście zdurnieli do reszty?! Co to ma znaczyć?! - Trafił w Mike'a gazetą, którą oni już doskonale znali.
- To jest... och... - Mike się zakłopotał. Ostatni raz ratuję mu dupę.
- Mark, skarbie, to wyraźny photoshop. - Objęłam Marka ramieniem i zaczęłam kierować do studia. - Czy tak wyglądają pijani ludzie? Nawet nie wyglądają na skacowanych, a raczej niewyspanych.
- A ten artykuł? - Manager był już spokojniejszy. Nawet się uśmiechnął nieznacznie.
- Wiesz, że na skandalach najlepiej się wypromować brukowcom. Fakt, wróciliśmy późno z klubu, ale doskonale wszystko pamiętają.
- Czyli zagrają dziś koncert?
- O tak. Już ja się o to postaram.
- Miej na nich oko, Eileen. - Poszedł do swojej pracy, a ja weszłam wraz z chłopcami do studia.
- Dzięki, że nas uratowałaś, ale został jeszcze koncert. A kiepsko się czujemy. - Mike usiadł zrezygnowany na fotelu.
- No wiesz, jeśli nie chcecie śpiewać, to chętnie pozwiedzam z wami okolicę w moim tempie. Jest kilku kierowców, którzy z chęcią was zabiorą na przejażdżkę. To co wybieracie?
- Ja zaśpiewam. Więcej z tobą nie wsiądę do auta, nawet po pijaku. Boże, chciałaś mnie zabić! A ja jestem taki młody i przystojny!
- Luzuj, Chez. To była tylko mała zemsta za wczoraj. Musiałam sprawdzić silnik, bo go ostatnio naprawiałam. Trzeba było go dotrzeć.
- Mam cię dosyć. Zbierać się, czas pracować! - Jak na komendę, każdy czymś się zajął. Zrobili dwugodzinną próbę, a później udaliśmy się na obiad do pobliskiej restauracji. To wyglądało bardzo dziwnie. Sześciu facetów i jedna dziewczyna. Trzeba skombinować im jakieś panienki. Nie mogą żyć wiecznie bez nikogo.
Zajęliśmy stolik, a po chwili pojawił się kelner. Niewychowany cham, patrzył w moje piersi, kiedy zbierał zamówienia.
- Wiem skarbie, że podobają ci się moje atuty, ale to takie nie na miejscu. - Speszony kelner szybko odszedł.
- Boże zachowujesz się co najmniej arogancko. Każdy facet patrzy się w twoje cycki, a ty je jeszcze eksponujesz. - Mike mnie zganił. Wcale ich nie eksponuję. Dziś mam tylko mały dekolt bokserki. Uwydatnia to i tamto, ale nie pokazuje.
- Jak się ma, to się pokazuje. - Odgryzłam się. Nie będzie mnie ubierał.
- Rozmawiajcie o tym w domu, a teraz pomówmy o tym, co powiemy na wywiadzie. - Odezwał się David. Zauważyłam, że on jest bardzo małomównym człowiekiem a zwłaszcza w moim towarzystwie. Krępuję go, czy coś?
- Proponuję zabrać ze sobą Lee, ona ich wszystkich wykończy. - Odezwał się Brad.
- Jestem za. - Dorzucili pozostali.
- Panowie nic z tego, ja dziś mam wyścig. Co prawda towarzyski, ale wyścig.
- Wyścig jest ważniejszy od nas? Zawiodłem się na tobie, mała. - Chester zrobił taką smutną minę, a mi zachciało się śmiać.
- Gdyby był ważniejszy, nie przywiozłabym was wczoraj do domu. A tak w ogóle to mam już dużo ciekawsze plany.
- Zrób to dla nas ostatni raz.
- David, ja nie mogę się wkręcać na wasze show. Po prostu powiecie, że spotkaliście znajomych i razem z nimi zaczęliście zabawę. A tajemnicza blondynka to Irmina, moja znajoma. Jeśli pójdzie wam dobrze koncert, to tamto zdarzenie pójdzie w niepamięć.
- Dobra, coś wymyślimy. Za tydzień mamy galę. Kogo zabieracie ze sobą?
Znów wszyscy popatrzyli raz na mnie, a raz na pytającego Mike'a.
Całą sytuację rozluźnił kelner, który przyniósł nam obiad. Niestety był to inny pan, który miał więcej kultury i nie patrzył w mój biust.
- Więc? - Dalej dopytywał Shinoda.
- Biorę Suzan. - Odezwał się Rob. Nie poznałam jej jeszcze. Trzeba to zmienić.
- Myślałem o Anne, ale nie jestem przekonany.
- Kim jest Anna, Mike? - Uśmiechnęłam się do niego, bacznie mu się przyglądając. Jeśli to będzie Anna, jedna z tajniaków, to dokończę tatuaż na dłoni. - Spojrzałam na prawą dłoń. Zdobiło ją piękne koronkowe dzieło. Perfekcyjny tatuaż.
- Znajoma. Poznałaś ją na komendzie. - Super. Mam motywację, aby dokończyć dzieło.
- Obiecałem Karen. - Powiedział Koreańczyk. Nie znam ich dziewczyn. No proszę, a jednak mają panienki na oku.
- Idę z Linsey. Wydaje się być fajną babką. - Czyli Phonex też ma kogoś na oku. Robi się coraz ciekawiej.
- Monica. Lubię jej towarzystwo, więc nie będę się nudził. - Brad miał rację, będzie to długa noc.
- Zabieram Eileen. Sam Mike powiedziałeś, że trzeba jej pilnować.
Chesterze, jesteś już na mojej czarnej liście i chyba nigdy z niej nie znikniesz. Musiał mu przypomnieć. No musiał. Dyskretnie wykiwałabym ochronę i pojechała na jakąś długą imprezę, a teraz? A teraz mi nie odpuszczą.
- To dobry pomysł. - Zapewnił Mike. I właśnie w taki sposób idę z nimi na jakąś galę rozdania nagród, która nie jest w moim typie.
Boże ja będę musiała założyć sukienkę wieczorową!
________
Hej,
kolejny rozdział już dodany.
Mam dla was dwie wiadomości:
1. Nowy rozdział pojawi się dopiero za dwa tygodnie.
2. Za dwa tygodnie powinny ukazać się dwa rozdziały.
To taka rekompensata za długie czekanie:)
Zapraszam do komentowania,
Zapraszam do komentowania,
Pozdrawiam,
Lilith & Company.
Tyle czekania? Przy tym opowiadaniu? Mściwa jesteś, Lilith. xD
OdpowiedzUsuń"Ja chcę cię jeszcze przelecieć", "A ja jestem taki młody i przystojny!" - kocham teksty spanikowanego Chestera, są powalające!
W ogóle to chyba najbardziej komiczny rozdział w tym opowiadaniu, będzie należał do moich ulubionych. Pokazałyście wyścigi w najlepszym świetle jakiego mogłam się doczekać. Będę go chyba czytać drugi raz, bo nie wytrzymam dwóch tygodni, od poprzedniej soboty do teraz było dla mnie długo...
Pozdrawiam i życzę weny...
A może ten rozdział jakoś szybciej..? :D
MOTYLA NOGA (XDDDDDDDDDD)
OdpowiedzUsuńNowy rozdział, a ja po tygodniu wbijam :C
Czemu ja kibicuję Chesterowi i Elieen?
No nic xD
Aaa rozdział mega xd
Czekam na więcej, weny! xD
http://mark-the-graves.blogspot.com/2014/11/nie-wiem-co-by-teraz-byo-gdybysmy-sie.html
nowynowyrozdzialzdupywzietyalejest
świetny rozdzial , ooo ja tez kibicuje Chesterowi I Elieen :DDD
OdpowiedzUsuńMam nadzieje na nowy juz niedlugo <3
Rozdział świetny jak zawsze. Hahahaha jaki Chester spanikowany w tym samochodzie. A tak to udaje takiego macho. Zgadzam się, to zdecydowanie jeden z najśmieszniejszych rozdziałów. Coś czuję, że na tej gali, na którą idą, też będzie się dużo działo. XD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na następny rozdział.
PS A ja i tak kibicuję Mike'owi i Eileen. :DD