niedziela, 28 września 2014

6.

Obudziły mnie delikatne pocałunki na moim ciele. Nieznacznie się przeciągnęłam i okryłam kołdrą. Vin się zaśmiał na taki obrót sprawy.
- Wiem, że cię wymęczyłem, ale jest już przedpołudnie. I był tu niejaki Rodriguez, który cię szuka. - Otworzyłam oczy. Cholera, jeszcze się im nie znudziło?
- Nic mu nie powiedziałeś, prawda? - Zapytałam z nadzieją. Zawsze można mu było ufać, myślę, że to się nie zmieniło.
- Nie. - Szepnął i pocałował mnie w usta.
- Wiesz, ten nasz nocny sport przypadł mi do gustu. Chętnie go powtórzę nawet i teraz. - Wymownie na niego spojrzałam. Zaśmialiśmy się i oddaliśmy przyjemności.
Świat znów mógł dla mnie nie istnieć. Odpłynęłam w całkiem inny wymiar przyjemności. Nie ma to jak seks w południe. Wszyscy tego potrzebujemy, nawet te 'cnotki niewydymki'. 
Odpoczywaliśmy po udanym stosunku, wzięliśmy wspólny prysznic, który znów zakończył się łóżkowym sparingiem. Mogłabym spędzić z nim cały dzień i nie narzekałabym na brak wrażeń.
Zbliżała się pierwsza, a my nadal leżeliśmy i popijaliśmy kawę. Rozleniwiłam się. Kto pomyślał, że Amanda będzie leżała do takiej godziny w łóżku? Nawet po całonocnych igraszkach wstawałam rano.
- Chyba będę musiała wracać do apartamentu. Musze stawić czoła problemom. 
- Jest mi tu dobrze przy tobie i chętnie bym cię stąd nie wypuszczał. 
- Mi też jest miło i bardzo wygodnie. - Moja głowa leżała na jego torsie. Boże, gdzie się hoduje takich mężczyzn? - Spotkajmy się wieczorem w 'Acapulco'. Będę czekała w Loży numer cztery o ósmej.
- Dobrze. - Jeszcze bardzo namiętnie się pożegnaliśmy, a później udałam się do siebie. Wiedziałam, że będzie ktoś na mnie czekał. 
Otworzyłam drzwi, a tam w fotelu siedział Mike. Patrzył w panoramę miasta, która nie była czymś fascynującym.
- Gdzie byłaś całą noc i przedpołudnie? - Ten zimny ton przyprawiał mnie o dreszcze. Alex też tak zawsze mówił, kiedy był na maksa wkurwiony.
- Nieważne. Jak minęła podróż? - Spróbowałam zmienić tor rozmowy. Nie chciałam, aby krzyczał i mnie osądzał. Nie miał do tego prawa.
- Znakomicie. - Wyczułam bardzo dużo sarkazmu. - Bałem się, że mogło coś ci się stać. Cała agencja cie szuka, a ty się bawisz!
- Mówiłam, że przyjadę za tydzień. Mike, mnie się nie da zmienić. I nie zrobisz tego nawet pod naciskiem. - Powiedziałam zrezygnowana. On nic nie rozumiał. - Wiesz jak to jest żyć w klatce? Od urodzenia jestem kontrolowana i pilnowana przez wszystkich na każdym kroku. Najpierw mój nadopiekuńczy ojciec, później matka, Alex i teraz wy. Ja już nie chcę tak żyć. Chcę być wolna. Stanowić sama o sobie. 
Podeszłam do niego. Patrzył na mnie gniewnym spojrzeniem. Starał się zrozumieć, ale to jest zbyt trudne, nawet dla niego.
- Rozumiem. - Pokręciłam głową.
- Nie. Wy tego nie pojmiecie nigdy. Nie byłeś przetrzymywany przez pół roku w zamknięciu. Nie byłeś wywieziony na jakieś odludzie za strażnikami, gdzie nie możesz nigdzie wyjść. Wiesz, co mnie najbardziej dusiło? - Pokręcił głową. - Ta kontrola i cztery ściany mojego domu. Nadal tak jest. Dlatego lubię szybkość, bo czuję się wolna. Bo nikt mnie nie może trzymać siłą. Nie chcę żyć pod kloszem. Chcę się bawić na wolności.
- To nie ma znaczenia, czego ty chcesz! Wracasz do LA! Teraz! - Wrzasnął na mnie. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Bałam się tak samo jak mojego męża, kiedy się mu sprzeciwiałam.
Patrzyłam na niego z wyrzutem i z bólem. Nie byłam w stanie się poruszyć. Za bardzo mnie to wszystko bolało.
- Nie wierzę. Robisz to samo co on. -  Łzy popłynęły po moich policzkach. Udałam się do łazienki, gdzie zamknęłam i zabarykadowałam drzwi. 
Koszmar zaczyna się od nowa. Tym razem, nie przyniesie ofiar.
Usiadłam na parapecie dużego okna. Objęłam nogi ramionami i kołysałam się na boki. Czułam taki sam strach jak wtedy. 
Nie wiem ile minęło czasu. Nie wiem, czy były to sekundy, minuty czy godziny. Nie docierało do mnie nic. Wpadałam w otchłań.
- Eileen. Proszę, wyjdź. Przepraszam. Poniosło mnie, ja nie chciałem. 
Te słowa zraniły mnie jeszcze mocniej. To były ostatnie słowa Alexa. Ze zdenerwowania, rzuciłam kryształowym flakonem o lustro, które rozprysło na miliony kawałeczków. 
- Lee, bo wejdę tam siłą. Otwórz te pieprzone drzwi. - Zeszłam z parapetu i powoli udałam się do drzwi. Odsunęłam z nich szafeczkę, a później otworzyłam. 
- Nie wracam z tobą do LA. - Powiedziałam twardo. 
- Mam wypełnić rozkaz. Jeśli będziesz stawiać opór, mam cię zabrać siłą.
- Oczywiście. Znakomity Mike musi się podstosować do Rodrigueza. Nie chcę, abyś używał na mnie siły. Pojadę dobrowolnie.
- Bez żadnych wyskoków, jasne?
- Tak, Mike. Muszę tylko pożegnać się z pewnym panem. Za godzinę możemy wyjeżdżać. 
Minęłam go i poszłam do apartamentu obok. Weszłam bez pukania, bo miałam zajebisty plan, który musiał koniecznie wypalić. 
- Lee, miło cię znów widzieć. 
- Mnie również. Musisz mi pomóc. Za godzinę chcą mnie przetransportować do LA. Znajdź jakąś dziewczynę, która będzie mojej postury i jedź za moim Kawasaki. Na stacji, dziewczyna przebierze się w mój kombinezon i pojedzie do Los Angeles moim ścigaczem, a my wrócimy do hotelu. 
- Jesteś pewna, że się uda? 
- Tak. Czekajcie przed hotelem za pół godziny. - Uśmiechnęliśmy się wzajemnie. Znów ich wyroluję, tylko tym razem, mnie nie namierzą w żaden sposób. Co prawda nie będę się ścigać, ale nie zrobię po myśli Rodrigueza. 
Założyłam kombinezon, a następnie wraz z Mikiem wyszłam przed hotel. Zobaczyłam tam czarnego Mercedesa-Benza, a w nim Vina oraz z tego co się orientuję to Kirę. 
Czas zacząć przedstawienie. 
Mike wsiadł do Astona i ruszyliśmy w drogę. Gdy do stacji zostało nam pół kilometra, wskazałam na znak, a on przytaknął. 
Zajechaliśmy i poszłam tankować.
- Mike, muszę iść do łazienki. - Znów przytaknął. 
Kira udała się za mną do środka. Bez zbędnych słów się przebrałyśmy.
- Nie rób głupot.  Możesz tylko szybciej jechać. To adres, na który masz się udać. Stamtąd musisz już sama do nas wrócić. 
- Okej. Jak ja dawno nie byłam w mieście aniołów, a jeszcze w domu Shinody. Prześcignę go na ostatnim zakręcie. Zostawię Kawasaki, kombinezon i twoje rzeczy, a później jak gdyby nigdy nic odjadę z bratem.
- Dzięki. Będziemy na was czekać. - Zasunęła szybkę i wyszła. Ja ją obserwowałam z bezpiecznej odległości. Pokazała, że już mogą ruszać i odjechała. Mike chwilę poczekał i ruszył za nią. Kiedy zniknęli mi z polu widzenia udałam się do Mercedesa.
- Całkiem dobre przedstawienie. Chociaż, brakuje mi jakiegoś pościgu. 
- Kochanie, on dopiero się zacznie, kiedy zorientują się, że to nie ja wróciłam do Los Angeles. - Pocałowałam go bardzo namiętnie, dziękując za pomoc. 
Mike się wścieknie, tak samo jak Rodriguez. Tego drugiego wyrolowałam już drugi raz w ciągu kilku dni. Nie takie rzeczy się robiło. 
W moim poprzednim hotelu było niebezpiecznie. Zapewne została jeszcze obstawa, w razie gdyby. Jacy oni byli przewidywalni. 
Od razu udaliśmy się do naszej loży. Tam czekało na nas kilka panienek, które nie były tylko zwykłymi dziwkami. Były inteligentne, a każda z nich lubiła dawać przyjemność. One przyprowadziły facetów, których bardzo dobrze znałam w swoim dawnym wcieleniu. Ile razy my się razem ścigaliśmy i to jeszcze za czasów studiów. Łączyła nas pasja i jedno motto: Aby było tylko nielegalne. Czwórka w 'Acapulco' zawsze była zajmowana przez nich. I tym razem mnie nie zawiedli. Od razu złapaliśmy wspólny język, mimo że wyglądałam inaczej, to poznali mnie. Poznali dawną Amandę. 
Byli ludźmi zaufanymi, którzy wiedzieli o Anarchii i nie raz próbowali mnie z niej wyciągnąć. Mogłam im stuprocentowo ufać. Dobrze mieć takich ludzi wokół siebie.
- Dziś miała być taka nasza impreza. Po części z rosyjskimi muzykami. I wiesz co? Jednego znasz z podwórka. - Oderwała się Irmina. - Zapewne cię nie pozna. Wyglądasz pięknie i całkiem inaczej. Ile wy się nie widzieliście? 
- O kim mówisz? - Wskazała na wejście. O cholera.
- Timati. - Szepnęłam. To moja miłość ze szkoły. Razem się wychowywaliśmy i w sumie byliśmy dobrymi przyjaciółmi.
Niespokojnie poruszyłam się na kolanach Vina. Nie chciałam z nim rozmawiać, bo tamto stare uczucie znów mogło wyjść na powierzchnię. Może i byłam głupią nastolatką w wieku szesnastu lat, ale to uczucie było mocne. 
- Nie może mnie poznać. Nie chcę z nim rozmawiać. - Szepnęłam do Irminy. 
Postanowiliśmy wraz z moim nowym kochankiem opuścić klub i poczekać na Kirę. 
Udaliśmy się do hotelu, gdzie policja już nie obstawiała wejść. Znów mogłam poczuć się wolna, chociaż przez chwilę.
_____
Rozdział, gdzie mało się dzieje i praktycznie nie ma Linkinów, ale już niebawem nowe osoby zaczną mieszać:) Mam na myśli Kirę i scenę z Chesterem. 

Pozdrawiam,
Pani Ciemności & Company.

niedziela, 21 września 2014

5.

Nadeszła środa. Muszę wyjechać dziś wieczorem. Nie mam zamiaru jutro tłuc się w dzień.
Zadzwoniłam do Rodrigueza, aby go poinformować o mich planach. Umówiliśmy się na drugą w Centrum Handlowym. 
Nie będzie zadowolony, albo wyśle ze mną obstawę. Nie lubię, kiedy chce mnie kontrolować. Mam tylko nadzieję, że to nie będzie żaden sztywniak w garniturze. Mike dziś pojechał do studia z samego rana.  Gonią ich terminy, a są w dupie. Podobno cierpią na brak weny. 
Siedziałam właśnie w kafejce i sączyłam swoje late. Do stolika podszedł czarnoskóry mężczyzna. 
- Witaj, Lee. - Uprzejmie się przywitał i usiadł.
- Cześć Joseph. Jak już wiesz, chcę stawić się na wyścigach w Arizonie. 
- To czego chcesz jest nieistotne. Nie pojedziesz tam.
- Miałeś nie wpieprzać się w moje życie. Ja cię tylko informuję, że dziś wieczorem wybywam. Jestem w stanie wziąć ze sobą jakiegoś ochroniarza, jeśli ci na tym zależy. Jest tylko jeden warunek, jedzie incognito i nie robicie wjazdu na dzielnice.
- To są dwa warunki. 
- Nie zatrzymasz mnie, Rodriguez. Zarekwirowaliście moje znaczne majątki, więc muszę zarobić. Nic legalnego mi się nie podoba obecnie. 
- Eileen, wiesz przecież, że nie możemy cię chronić na obcym terenie. Oni rozszerzyli swój zakres działań. Szukają wielu ludzi, którzy im kiedykolwiek zaszkodzili. Nie wiem skąd oni odbierają te rozkazy. Bossów osadziliśmy za kratami, a jeden nie żyje. Muszę cię chronić.
- Dobrze, nie wezmę udziału w wyścigach. Na moje konto przelejcie osiem milionów i będę siedziała spokojnie do czasu, aż nie pojawi się nic nowego.
- Wiesz, że nie mogę tyle przelać na twoje konto.
- A zabrać mogliście dwadzieścia. Oprócz kasy nie mam ani jednego swojego legalnego mieszkania i wszystkich legalnych aut. Wisicie mi o wiele więcej! - Krzyknęłam. Podniosłam się z siedzenia i kiedy już miałam wychodzić, odezwałam się. - Jeśli pieniądze nie znajdą się na moim koncie do czwartej, pojadę na wyścigi. Nie obiecuję, że nie zostawię po sobie żadnych ofiar. Wiesz, że jestem do tego zdolna.
Opuściłam Centrum Handlowe. Pośpiesznie udałam się do mieszkania Mike'a. Spakowałam torbę podróżną i czekałam do godziny czwartej.
Mięli jeszcze piętnaście minut. 
W pokoju Shinody znalazłam broń. Cóż nie kwapił się aby ją jakoś specjalnie schować. A skrytka w walizce pod łóżkiem jest tak cholernie banalna. 
Spojrzałam na tarczę zegara. Dziesięć minut. 
Ciągle sprawdzałam stan konta. Nie ma - okej. Chętnie się przejadę i zgarnę trochę forsy. 
Kiedy zbliżała się czwarta i miałam wychodzić - zobaczyłam przelew na koncie. 
Frajerzy, czy myśleli, że i tak odpuszczę?
Zaśmiałam się. Zablokowałam konto, aby nikt się nie mógł włamać i cóż pognałam po Kawasaki. Założyłam kask i ruszyłam. 
Przez Los Angeles jechałam w miarę z normalną prędkością. Nie chciałam zwracać na siebie uwagi, ale kiedy opuściłam granice miasta - poszłam na całość. 
Dwieście mil na godzinę to istotnie dobra prędkość. Tucson jest oddalone o pięćset mil od mojego nowego miejsca pobytu. Jeśli nie napotkam smerfów, to będę tam jeszcze dziś.
Po przejechaniu stu mil, musiałam zatankować do pełna. Weszłam na stację, a tam w telewizji trąbili o samobójstwie Amandy Wittstock. Podobno nie chciałam siedzieć w pace i wybrałam śmierć. Minął już prawie tydzień od otrzymania mojej nowej tożsamości. 
Uregulowałam zapłatę i ruszyłam w dalszą drogę. Na autostradzie byłam demonem prędkości. Przemknęłam przed policją i znów zaczęli mnie ścigać. No co do cholery. Lubię się z nimi ścigać, ale dziś nie mam na to ochoty, a może jednak mam? To będzie taka rozgrzewka przed normalnym wyścigiem. 
- Panowie, pokażcie ile wyciągniecie z tych zabytkowych samochodów. - Szepnęłam sama do siebie i dodałam gazu. 
Najpierw ścigał mnie jeden radiowóz, teraz dołączyły do niego kolejne dwa. Zaczyna robić się coraz ciekawiej. 
Uciekałam już dobre pół godziny, aż mi się znudziło i postanowiłam ich zmylić. 
Zaczęłam krążyć po mieście, a później ukryłam się w starych magazynach. Kiedy mnie zgubili, pojechałam w dalszą drogę. 
Pogoda była piękna. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, ale mi to nie przeszkadzało. Byłam zdziwiona, że na ulicach nie ma korków. Czyżby moi kochani Amerykanie zmienili godziny szczytu?
Dopiero środa, a ja już jestem w Arizonie. 
Może by tak odwiedzić kilka miejsc. Jeszcze kilka lat temu, tutaj odnalazłam swoje miejsce. Zawsze lubiłam tutaj przebywać. Słoneczna pogoda, ciągły skwar, który mi nie przeszkadzał. I On. Alex też lubił tutaj przyjeżdżać. W Phoenix często przebywałam w Szkole Tańca. Lubiłam patrzeć jak dzieci uczą się tańczyć balet. Pracowała tam taka miła, starsza pani, która nigdy nie oceniała po wyglądzie. Zawsze dociekała wszystkiego o drugiej osobie.
Znalazłam hotel, w którym kiedyś już mieszkałam. Apartament 107. Tyle grzechu w kilka chwil i ta piosenka "With You"? Nie pamiętam dokładnie tytułu, ale doskonale pamiętam Alexa. Był taki szczęśliwy, a ja razem z nim.
- Czym możemy służyć? - Odezwała się recepcjonistka.
- Chciałabym wynająć apartament na tydzień. - Przytaknęła. 
- Mamy tylko jeden wolny. Czy 107 będzie pani odpowiadał? 
- O tak, kochana. Na nazwisko Grey Eileen.
Co za zbieg okoliczności. 
Wskazała mi jak się tam znaleźć, co było zupełnie niepotrzebne. Boy zabrał mój skromny bagaż. W takim stroju nie pasowałam do otoczenia. Wszędzie bogaci pod krawatami i kobiety w sukniach za kilka baniek. A ja? Ubrana w kombinezon. Ja zawsze się wyróżniam.
Weszłam do pomieszczenia. Nic się nie zmieniło, no może oprócz pościeli oraz obrazu, który zniszczyliśmy.
W uszach zabrzmiała mi piosenka.
Uderzam Ciebie, a Ty oddajesz cios, 
Upadamy na podłogę.
Pierwszy raz uderzyłam Alexa. Polała się krew. A później zamieniliśmy się w zwierzęta, które pieprzyły się na tysiące sposobów. Zadawając sobie wiele bólu oraz przyjemności. 
Nie, to nie w moim stylu, błagać na kolanach
"Och, proszę, och, kochanie, proszę"
To nie jest sposób w jaki to robię 
Nie, nie jestem zdenerwowany 
Nie, nie jestem zły 
Wiem, że miłość jest miłością, 
Miłość i czasami to mnie boli
Z tobą lub bez ciebie 
Zawsze będę z tobą 
Nigdy mnie nie zapomnisz 
Trzymam cię ze sobą 
Nie, nie pozwolę ci zabrać mnie do końca mojej liny 
Podczas gdy ty ją palisz i torturujesz moją duszę 
Nie, nie jestem twoją marionetką 
I nie, nie, nie, nie pozwolę ci odejść.
Słowa, które Alex zanucił dla mnie. O tak, to cały on. Nie umiał o nic prosić - zawsze brał to czego chciał. Nigdy o nic nie błagał, bo nie musiał. Zawsze mówił, że nie jest zdenerwowany, a często się wściekał. Nigdy nie był zły. On był demonem w swojej goryczy. Miłość - Miłością. Tego nie rozumiał, a może rozumiał na swój popieprzony sposób? Nasza 'Miłość' była czymś toksycznym. Zawsze był ze mną i nie pozwolił mi upaść samej. 
Uśmiechałam się na te wspomnienia. Wtedy było nam naprawdę dobrze i chciałam aby tak pozostało już do końca. 
Nigdy nie był moją marionetką, to ja nią byłam. Torturowałam go w bardzo przyjemny dla nas sposób. Bardzo wyuzdany sposób. I nigdy nie pozwolił mi odejść.
Rozpłakałam się. Nie umiałam określić dlaczego. Na pewno nie przez niego. Bo przecież nie będę płakała przez tego sukinsyna. 
Dopiero dotarł do mnie dźwięk telefonu. Fakt, często dzwonił. Wyjęłam go z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz. Mike. - Rozłączyłam się. 
Na wyświetlaczu miałam osiemnaście nieodebranych połączeń od Mike'a oraz sześć od Rodrigueza. Wyrolowałam ich, a teraz kiedy wrócę nie będzie za wesoło.
Znów zadzwonił telefon. Mike. Nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Gdzie. Ty. Do. Cholery. Jesteś?! - Wykrzyczał. Był wściekły, a mimo to starał się mówić spokojnie. No proszę was, nie lubię przeżywać deja vu. 
- W hotelu. Wracam w przyszłym tygodniu. 
- Nie. Wracasz teraz. W tym momencie. - Próbuje mi rozkazywać?
- Na rozkazy nie działam. I nie wrzeszcz na mnie. 
- Jak mam nie wrzeszczeć, skoro wyrolowałaś Rodrigueza, zajebałaś mi broń i pojechałaś do Arizony?! 
Ups, dowiedział się, że zabrałam broń. Mógł ją lepiej schować, jeśli nie chciał, abym się nią pobawiła.
- Na pocieszenie mogę ci powiedzieć, że nikogo nie zabiłam, ani nie nastraszyłam. Mike, uspokój się. Wrócę to porozmawiamy.
- Gdzie jesteś? Radary cię zgubiły. 
- To bardzo dobrze. Porozmawiamy w przyszłym tygodniu, a teraz wybacz. Mam zamiar się wykąpać i idę na miasto. Lubię się bawić.
- Nigdzie się nie ruszaj. Za godzinę będę w Arizonie i już na pewno cię znajdę.
- Nie boję się. Do zobaczenia, skarbie. - Rzuciłam sarkastycznie i się rozłączyłam. 
Poszłam wziąć prysznic, a następie ubrałam się w letnią, zieloną sukienkę. Włosy podkręciłam na lokówce, zrobiłam delikatny makijaż i w podwiązkę włożyłam pistolet. Jeśli mnie ktoś wkurwi, to może już więcej nie zobaczyć świata. Na nogi nałożyłam glany.
Wyglądam tak niewinnie i niepoprawnie.
Zjechałam windą do recepcji. 
- W czym mogę pomóc? - Odezwała się znów ta sama recepcjonistka.
- Gdyby ktoś o mnie pytał, nie ma mnie. Nieważne kim byłaby ta osoba. 
- Oczywiście, pani Grey.
Udałam się na miasto. W sumie to tu nic się nie działo. Ruszyłam w stronę baru. Nie mam zamiaru wysłuchiwać długich kazań Mike'a. Jemu potrzebna jest dziewczyna. 
Zadowolona z życia, szłam przed siebie i nagle potrącił mnie jakiś mięśniak. Upadłam na tyłek. 
- Ja pierdolę, wiem, że jestem człowiekiem o drobnej posturze, ale nie oznacza to, że nie da się mnie zauważyć! - Krzyknęłam. Mężczyzna pomógł mi wstać. Uniosłam oczy ku górze i zobaczyłam miły uśmiech. Ja znam ten uśmiech. Vin. Jak ja go dawno nie widziałam. W sumie od dwa tysiące szóstego. Wyprzystojniał.
- Przepraszam, ale naprawdę cię nie zauważyłem. 
- No co ty nie powiesz? - Rzuciłam z sarkazmem. - Przyjechałeś na wyścigi, czy kręcicie kolejne sceny do filmu? 
Zapytałam prosto z mostu i dopiero później ugryzłam się w język. No tak, on mnie nie pozna. Wyglądam całkiem inaczej. Genialna Lee.
- Film nakręcony. Dziś tylko wyścigi. - Znów się uśmiechnął. - Jak masz na imię?
- Eileen, ale wszyscy mówią do mnie Lee. 
- Eileen. Ładnie. Gdzie się wybierasz? 
- Do baru. Muszę się napić. 
- Chętnie bym ci potowarzyszył. - Uśmiechnęłam się zachęcająco i ruszyliśmy razem. 
Boże, jak ja musiałam się pilnować, aby nic nie wypaplać. Z Vinem znałam się dosyć dobrze. Kilka razy pokazywał mi magiczne sztuczki z samochodami. Dzięki niemu jestem takim dobrym kierowcą. 
- Co robisz sama w tym mieście?
- To samo co ty.  Czekam na wyścigi uliczne. W ten piątek podobno jest coś bardzo nielegalnego. 
- Jeździsz?
- O tak. Ta adrenalina. Kocham szybkość, skarbie. - Weszliśmy do zatłoczonego pomieszczenia. Siedliśmy przy barze i dalej rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Ciągle sączyliśmy drinki, ale nie tak, aby się upić. Po prostu dla rozluźnienia.
Kiedy zbliżała się już trzecia nad ranem, postanowiliśmy wracać do hotelu. To zabawne, ale mieliśmy apartamenty obok siebie. 
Przed drzwiami czekał na mnie komitet powitalny. 
- No, nie. - Jęknęłam na widok Mike'a, Rodrigueza oraz trzech oficerów policji. 
- Coś się stało?
- Ci ludzie mnie prześladują. Nie spuszczają ze mnie wzroku. Nie chcę z nimi rozmawiać. 
- Wejdźmy tyłami. Może przenocujesz u mnie?
- Bardzo dwuznaczna propozycja, Vin. Jednak chętnie z niej skorzystam. - Wycofaliśmy się na tyły i weszliśmy do budynku. Zapewne namierzyli mój telefon. A trzeba było go zmienić. 
Weszliśmy do apartamentu. 
- Czuj się jak u siebie, Lee. - Objął mnie ramieniem. Boże, ja przy wszystkich facetach wyglądam jak kurczak. No nawet przy Chesterze. Do czego to doszło. 
- Powiadasz, że jak u siebie? Chętnie pozbyłabym się tej niewygodniej sukienki.
Moje oczy zabłysły. Popatrzył na mnie z pożądaniem i schylił się, aby mnie pocałować. Zarzuciłam swoje ręce na jego szyję, a on uniósł mnie do góry jak piórko. Rozpiął moją sukienkę, a że nie miałam na sobie stanika to byłam już prawie naga. Właśnie tego chciałam. Chciałam się zabawić, więc się bawię. 
W zawrotnym tempie pozbyliśmy się zbędnych ubrań. Kiedy zobaczył broń za podwiązką, nieznacznie się uśmiechnął. Odłożył ją na szafkę nocną, a później zaczął całować moje nogi, brzuch, szyję. Wiłam się pod jego pieszczotami. Było mi dobrze. Bawił się moimi co prawda niedużymi piersiami, które ginęły w jego dłoni, ale za to były jędrne i zawsze podniecały facetów. Tym razem też tak było.
Przekręciliśmy się tak, że to teraz ja byłam na górze. Całowałam jego tors, bicepsy i odnalazłam drogę do ust. Usiadłam na jego męskości i delektowałam się cudownym wypełnieniem. Wystarczyło kilka ruchów, a ja już byłam na szczycie. 
Kolejne minuty upływały nam na wzajemnej przyjemności. Po trzecim orgazmie, który przeżyłam tej nocy, wtuliłam się w swojego kochanka i padłam w objęcia Morfeusza.

_____
Cześć i czołem,
Rozdział dodany dopiero dziś, bo wczoraj żegnałam się z Panią Ciemności i zdołałam tylko dodać rozdział na ''Pamiętny Koncert". 
Ten rozdział jest napisany przez Panią Ciemności (pomysł z Vinem oraz korekta) oraz Kamillę (cała reszta). 

Przepraszam, że nie nadążam z czytaniem Waszych blogów, ale rozumiecie - szkoła i dom - cały czas to samo. Minęły dopiero trzy tygodnie od rozpoczęcia roku szkolnego, a ja już mam grafik ze sprawdzianami zapisany do końca października. 
W związku z tym, będę dodawała rozdziały tylko raz w tygodniu i to będzie właśnie niedziela. 

Zapraszam do komentowania,
Lilith & Company.

środa, 17 września 2014

4.

Gotowałam właśnie kolację przy bardzo głośnej muzyce. Krzyczałam razem z wokalistą pankowego zespołu. Och, pobawiłabym się na takim koncercie. Jak dawno nie byłam na dobrym balecie. 
Dziś dzień minął mi w pełni wrażeń. Zajebisty wyścig, a później spieprzanie przed glinami. Czy oni myśleli, że dam się załapać?
Teraz z iPada zaczęła lecieć piosenka Santigold - 'My Superman'. Nuciłam ją cichutko i kręciłam biodrami w rytm muzyki. 
Poczułam ręce na swojej tali, a później delikatny pocałunek w kark. Na myśl przyszedł mi Alex, jednak te perfumy były inne, a dwudniowy zarost to nie jego bajka. 
- Cześć. - Usłyszałam cichy głos Mike'a. Zaczęło robić mi się ciepło. To całkiem przyjemne uczucie.
- Hej. Jak minęła próba? - Mruknęłam zadowolona.
- Fatalnie i to twoja wina, skarbie. - Mocniej się do mnie przytulił. Skradł jeszcze kilka pocałunków na mojej szyi.
Co jest z nim nie tak? Rano był wściekły za moje zachowanie, a teraz jest taki uwodzicielski. Co się tu dzieje?
- Mike, czy ty piłeś albo ćpałeś? - Odwróciłam się do niego twarzą. Oczy miał takie jak zawsze. Bez zmian. Źrenice w porządku.
- Nie. Mam bardzo dobry humor. - Uśmiechnął się, pokazując dołeczki w policzkach. - Rano rozkojarzyłaś chłopaków. Nie mogliśmy się skupić na niczym. Stałaś się naszym głównym tematem. Mark opieprzył nas za to, że nic nie robimy, ale po jakimś czasie sam przyłączył się do rozmowy. 
Dalej używał zmysłowego tonu. Zaczęło mnie to rozpraszać, więc odwróciłam się do niego plecami i dalej kroiłam warzywa na sałatkę.
- Plotowaliście o mnie? 
- Nie nazwałbym tego tak. - Jego dłonie błądziły po moich biodrach, aż w końcu wziął mnie w objęcia. Boże, znów wyglądałam na małą i kruchą istotkę. No co jest?
- Mike, co ty robisz? - Zapytałam, kiedy zaczął całować mnie po szyi i zsunął mi ramiączko koszulki.
- To samo co ty z nami. - Wyszeptał między pocałunkami. Byłam tak blisko niego, że czułam wybrzuszenie w spodniach. On jest napalony. To nie jest nic dobrego w tej chwili. Dawno nie używałam sobie faceta, więc moje receptory są kilkakrotnie czulsze.
- Mike, to nie możemy. Nie zaznasz ode mnie żadnej czułości. Mam trochę specyficzne upodobania. 
- Wiesz, że mogę dać ci dużo. Najchętniej zrobiłbym to tutaj, na stole. - Uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Na polikach pojawiły się rumieńce. 
- Jesteś zboczony. - Szepnęłam. Puściły wszystkie moje hamulce. Zbyt długo żyłam w celibacie. 
Zatonęliśmy w erotycznym tańcu. 
Seks na stole to dla nas było za mało. Przenieśliśmy się do sypialni, gdzie było o wiele wygodniej. Tam już nie było tak ostro, a bardziej namiętnie. Nigdy takiej namiętności nie zaznałam. Nie przypuszczałam, że to może być takie przyjemne i dawać aż tyle doznań.
***
Było koło północy, kiedy się obudziłam. Mike dalej spał wtulony w moją pierś. Wspomnienia naszej wcześniejszej zabawy, były bardzo miłe. Teraz rozumiem o co tyle zachodu. To był mój pierwszy raz, który opierał się na namiętności, a nie parzeniu jak zwierzęta. Chociaż tamtego też mi brakuje i nie zrezygnuję. Mike to świetny kochanek.
Wyswobodziłam się z jego objęć i narzucając jego koszulę wyszłam na balkon zapalić fajkę. 
Patrzyłam w zachmurzone niebo, które zasłaniało księżyc. Powietrze było chłodne, wręcz zimne.
Zaciągnęłam się dymem i przytrzymałam go w płucach. Czułam się znakomicie. Zawsze po udanym seksie jechałam na długą przejażdżkę Mustangiem. Czasami towarzyszył mi Alex. Jednak z nim nigdy nie udałam się w daleką drogę. Byliśmy zbyt napaleni na siebie.
Kiedy już porządnie zmarzłam, udałam się na dół. Ogarnęłam cały bałagan, który zostawiliśmy i zjadłam kolację. 
Teraz też muszę się przejechać.
W pokoju szybko ubrałam się w skórzane spodnie, ciepłą koszulkę oraz skórę. Uczesałam włosy, założyłam glany i chciałam wyjść z pokoju, kiedy w drzwiach zobaczyłam Mike'a. 
- Gdzie się wybierasz? - Zapytał podejrzliwie.
- Jadę na plażę w Santa Monica. 
- Nie uważasz, że jest za późno? Zresztą pogoda nie jest najlepsza.
- Jest dobrze. Jeśli nie chcesz, abym jechała sama to ubieraj się i chodź. 
- Okej. Za dziesięć minut przy drzwiach. - Opuścił mój pokój. 
Zabrałam swoje lustrzane aviatory. 
Zeszłam na dół i tam czekał już mój nowy kochanek, ubrany w skórzane spodnie oraz kurtkę. 
Zakluczyliśmy drzwi, a później wsiedliśmy na Kawasaki. Chciał się przejechać, to ja mu pokarzę jazdę. 
- Tylko mocno się trzymaj. - Szepnęłam, a następnie odpaliłam. Zwinnie przyspieszałam i po kilku sekundach pędziliśmy prawie dwieście mil na godzinę. 
Przejechałam przed nosem policjantów, którzy zaczęli nas ścigać na sygnale. Pobawmy się z nim. 
Wyjechałam na autostradę i znalazłam jeszcze jeden radiowozów. Śmignęłam obok. No proszę, pościgajcie nas. Pojechałam pokręcić się trochę po mieście, aby ich zgubić. Znaleźliśmy się na końcu molo. Mike mocno się mnie trzymał. Śmiałam się jak idiotka.
- Z czego się śmiejesz? Boże, bałem się o swoje życie. 
Zeszliśmy. 
- Lubisz szybkość, prawda?
- Tak. Lubię tę adrenalinę, którą daje mi pęd. Dziś na przykład się ścigałam i wygrałam. Nie mogę się doczekać kolejnej jazdy. 
- Dlaczego lubisz to robić?
- Może dlatego, że dzięki temu czuję się wolna i niezależna.
- Przecież jesteś wolna.
- O tak, a telefon jest z podsłuchem. Monitoring w pokoju i hangarze, ciągła obstawa policji. Kocham wszystko co nielegalne. 
- Wiesz, że nie powinnaś tego robić. 
- Dlatego to robię. Zawsze tak robię. Zakazane jest zawsze najlepsze. - Popatrzyłam na niego.
Pocałował mnie i zapłonął w nas ogień. Czułam się jak nastolatka, którą spotkało coś dobrego. 
- Mam na ciebie znów ochotę i to bardzo dużą ochotę. 
- Wyuzdany seks na molo? Pan jest bardzo niegrzeczny, panie Shinoda.
- O tak. Nic mnie nie powstrzyma.
- A jutro w plotkarskich gazetach będziemy na pierwszej stronie. Kotku, nie chcę takiego obrotu sytuacji. 
- To powiedz mi czego chcesz. Powiedz to teraz, albo w mojej sypialni. Chętnie przedyskutuję i przetestuję twoje pragnienia. 
Znów zachichotałam jak mała dziewczynka. Och, uwielbiam go. W sumie nie wierzę, że po przelotnym seksie i kilku godzinach rozmowy idzie się prawdziwie zakochać, ale tak chyba jest. Coś do niego poczułam, a nie powinnam.
Postanowiliśmy wrócić do jego domu i znów spędzić wiele upojnych chwil w łóżku.

_____
Rozdział został w całości napisany oraz poprawiony przez Kamillę. 
Blogerka Was wszystkich pozdrawia i życzy pogody:)

Pani Ciemności ma lot już w sobotę. 
Będzie mi jej brakować... ;/

Pojawiało się więcej Mike'a oraz trochę miłosnego wątku...
Co się stanie dalej? - Tego dowiecie się już niebawem w sobotę/niedzielę.

Pozdrawiam,
Lilith & Company.

piątek, 12 września 2014

3.

Obudziłam się, była godzina ósma. Leniwie podniosłam się z łóżka. Czułam się znakomicie. Nie miałam kaca. Byłam nadzwyczaj wypoczęta, mimo, że spałam sześć godzin. 
Zaczłapałam się do pokoju Mike'a. Oni nadal leżeli w nieprzyzwoitych pozycjach. Mike leżał wtulony w Brada, a pomiędzy nimi był Chez z głową między ich nogami. Joe przytulał się do pleców Brada. Rob leżał na tyłku Davida, który miał rękę położoną na twarzy Joe'go.
Postanowiłam, że poudaję przerażoną i zaczęłam krzyczeć. Miałam bardzo przeraźliwy krzyk. Jak na komendę, wszyscy powstawali i patrzyli na mnie przestraszeni. Później każdy popatrzył na siebie. Ich miny były straszne. 
- Boże, my chyba nie... - Zaczął niepewnie mój kuzyn.
- O tak, wy wszyscy. Oglądając wasze igraszki dostałam trzech orgazmów. A te panienki były boskie. Niestety musiałam ich wcześniej wyrzucić. - Powiedziałam poważnie. Miny bezcenne. 
- Nic nie pamiętam. Boli mnie głowa i Boże, co my robiliśmy? - Marudził Shinoda. 
- Ludzie, tylko żartuję. Kiedy byliście już porządnie narąbani, zadzwoniłam po taksówki. Kierowcy pomogli mi was wprowadzić do pokoju. Zdjęłam z was ubrania i to wszystko. Wyglądacie koszmarnie. - Dodałam na koniec.
- Umieram. Ile ja wczoraj wypiłem? - Zapytał Joe, dotykając głowy.
- W miarę dużo. Teraz idźcie pod prysznic, a ja przygotuję wam coś, co postawi was na nogi w kilka minut. Wyglądacie jak trupy. 
Wyszłam z ich sypialni. W kuchni przygotowałam śniadanie składające się z jajecznicy, pełnoziarnistego tostu z miodem oraz soku pomidorowego. 
To taki słowiański sposób na kaca.
Nagle rozdzwonił się telefon Mike'a. Nie powinnam go odbierać, ale może to coś pilnego. Na wyświetlaczy pojawił się napis 'Mark'.
Podniosłam słuchawkę i bez żadnego wstępu mężczyzna zaczął nawijać.
- Za godzinę masz zebrać chłopaków i widzę was w studio. Żaden z was do cholery nie odbiera telefonów. Co się znów dzieje?
- Dzień dobry. - Postanowiłam zrobić mu na złość. - Niestety Mike nie może podejść w tej chwili do telefonu. Przekażę mu pana wrzaski. Jednakże myślę, że potrzebują więcej czasu niż tylko godziny. Do widzenia. 
Rozłączyłam się. Ogarnął mnie śmiech. 
- Kto dzwonił? - Zapytał Mike wchodząc do kuchni. Za nim podążali pozostali Linkini.
- Chyba wasz manager - Mark. Za godzinę macie być w studio. Był cholernie wściekły, że nie odbieracie. A tak w ogóle jest niewychowanym chamem. 
- Tak, to zapewne on. Nie wiesz czego chciał?
- Nie. Okej, siadajcie zaraz podam śniadanie. 
Po kilku minutach krzątania, zaserwowałam im wreszcie posiłek. Wszyscy patrzyli na mnie jak na okaz w Zoo. Czasami się zastanawiam, czy oni są dobrze rozwinięci umysłowo.
- Dlaczego ty nie zdychasz tak jak my? - Zapytał  Rob, trzymając woreczek z lodem przy głowie. 
- Piłaś równo z nami, czyżbyś oszukiwała? - Dopytywał się Hahn z wcale nie lepszą miną.
- Nie. Piłam razem z wami. Pochodzę z Europy. My Słowianie mamy mocniejsze głowy od Amerykan.  - Przewróciłam oczami. Zaczęłam jeść swoje grzanki. 
- Jesteś dziewczyną. Taką ułożoną dziewczynką, a tu takie niespodzianki. Z takiego kurczaczka stałaś się kimś WOW. - Zbyt głośno odezwał się Rob, a wszyscy na niego popatrzyli z mordem w oczach. 
- Czarne me oblicze. - Powiedziałam słowa, które kiedyś usłyszałam od jakiegoś chłopaka. - Nigdy nie uważałam się za dobrze ułożoną dziewczynkę. Lubię być niegrzeczna. - Ostatnie zdanie wyszeptałam, patrząc w jego oczy.
- Jeszcze bardziej niż to, co nam pokazałaś? 
- O wiele bardziej niegrzeczna. Boję się, że przez te trzy miesiące was zdemoralizuje, skarbie. 
- Ona mnie nazwała skarbem? - Wszyscy spojrzeli na Brada, a ten się uśmiechał szeroko. O tak, oni nie byli trzeźwi. 
- Ona tak do wszystkich, skarbie. - Chester zabrał głos i przewrócił oczami.
- Brad, skarbie to jest silniejsze ode mnie. Chociaż do ciebie mówię to bez sarkazmu. - Usiadłam na jego kolanach.
- Eileen Grey, co ty do cholery odpierdalasz? Masz być GRZECZNA. - Mike się wkurzył i widocznie szybko wytrzeźwiał.
- Oczywiście, kochanie. - Cmoknęłam Brada w policzek i usiadłam na swoim miejscu.
Spojrzałam po wszystkich. Byli zaszokowani moim zachowaniem. Lubię, szokować ludzi. 
- Panowie, zachowujmy się dorośle. Nie jestem małą dziewczynką mam swoje lata. - Przytaknęli. 
Resztę śniadania spędziliśmy w spokoju. Rozmawialiśmy o wczorajszej imprezie i ich złym stanie. Podałam im tabletki od bólu głowy, a później na pożegnanie każdego cmoknęłam w policzek.
- Lee, nie narób mi problemów. 
- Nie mam zamiaru. Posiedzę w domu, pójdę do hangaru pogrzebię przy Kawasaki i może pojadę na miasto. 
- Okej. Będę na siódmą. - Szybko go przytuliłam i wyszedł. 
Mam mieszkanie wolne. Przebiorę się w kombinezon i jadę na miasto. O tak, może mały wyścig ze stróżami prawa? Potrzebuję adrenaliny.
Szybko się przebrałam i poszłam do hangaru. Stał tam mój piękny sprzęt. Kocham ten wiatr we włosach, szybkość i jego wygląd. Jest piękny. 
Po chwili pędziłam po ulicach, a wszyscy na mnie patrzyli. Kierowcy bardzo często trąbili za co zbierali fucki ode mnie. O tak znów w swoim żywiole.
Pojechałam na plaże w Santa Monica. 
Było zbyt tłoczno jak na mój gust. Miałam już jechać gdzieś dalej, kiedy zobaczyłam faceta, który znęca się nad jakąś laską. 
Podeszłam do nich. Brawura wzięła górę nad rozsądkiem.
- Zostaw ją mięśniaku. Znajdź sobie godnego siebie przeciwnika. - Powiedziałam zaczepnie. Ten odwrócił się do mnie. Wyglądał strasznie. Duży, umięśniony, wydziarany. Jego gęba pasowała do roli sukinsyna.
- Nie wpieprzaj się w nie swoje sprawy, suko. Jeśli nie, to możesz pożałować. 
- Nie boję się ciebie. - Spojrzałam na niego wyzywająco. Chciał mnie uderzyć, ale jakiś inny mięśniak zahamował jego cios. Sama dałabym sobie z nim radę.
- Diego odpuść. 
- Ta szmata nie będzie mi rozkazywać. 
- Ta szmata, rozgniecie cię w kilka sekund. Jeśli jesteś taki porywczy, to chodź się pościgać. Masz całkiem dobry sprzęt, ale i tak cię pokonam. - Popatrzyłam na Hondę. Jest dobra, ale nie tak jak moja maszyna.
- Jeśli wygram, zrobię z tobą co zechcę. 
- Jeśli wygram, zostawisz ją w spokoju. - Przybiliśmy grabę. 
- Ścigamy się do Jeziora Casitas. Tylko my dwoje. 
- Okej. Podaj trasę. - Patrzyłam mu ciągle w oczy, a on robił to samo. 
- Jedziecie ciągle jedynką, w El Rio skręcacie w lewo w US-101, kierujecie się na Ojai. Później prosto. Trasę kończycie na molo przy kurorcie. - Powiedział ten sam facet, który zatrzymał rękę swojego kumpla. 
Wsiadłam na ścigacza, założyłam kask i czekałam na moją rozrywkę.
Ustawiliśmy się równo na światłach, a kiedy zapaliło się zielone ruszyliśmy. 
Co chwilę przyspieszałam i już po dwóch zakrętach zgubiłam towarzysza. Takie emocje. Pewna wygrana w kieszeni. 
Znów się pojawił za mną. Mało brakowało, a by mnie wyprzedził. Jechaliśmy łeb w łeb. Nie może wygrać. 
Omijałam wszelkie przeszkody i dotarłam do celu o koło szybciej niż ten koleś. 
- Wygrałam, skarbie. Dobra rywalizacja.
- Jesteś szybka. Ścigasz się w przyszły piątek w Arizonie? 
- Gdzie dokładnie? 
- W Tucson na Speedway Blvd. 
- Do zobaczenia w Tucson. - Założyłam kask i ruszyłam.

_____
Bamm!
Rozdział Mam. 
Dodany tak jak obiecałam.

Ten fragment jest napisany przez Panią Ciemności.
Przyszłe rozdziały, zostaną opublikowane w ŚRODĘ i SOBOTĘ, z racji tego, że mam dużo nauki, a nie chcę robić sobie zaległości. 

Pani Ciemności się pakuje i rusza w świat, tak więc też nic nie opublikuje. 
Wszyscy mnie zostawiają, wyjeżdżają za granicę, a ja siedzę. Chociaż, będzie wymiana europejska i prawdopodobnie wezmę w niej udział i pojadę do Czech:), ale to dopiero w listopadzie, jeżeli w ogóle. 

Dziś znów było dużo Eileen, a mało Linkinów. 
Ale kolejny to już dużo Mike'a i pojawią się sprośne sceny^^ (mrug, mrug)


Na dziś tylko tyle. Gdyby coś się jeszcze zmieniło w trakcie, to poinformuje wan na tym blogu lub na 'Pamiętnym Koncercie'.
Pozdrawiam,
Lilith & Company.

wtorek, 9 września 2014

2.

Z DEDYKACJĄ DLA ANNY MINODY:)

Zegarek pokazywał godzinę siódmą. Za chwilę miałam udać się wraz z Linkinami do klubu. Ostatni raz spojrzałam na swoje odbicie i zobaczyłam całkiem niezłą sukę. Włosy związane w wysokiego kucyka, bardzo mocno ściągnięte. Mocny, czarny makijaż, który podkreśla znakomicie moje oczy. Króciutka, czarne bluzka, która uwydatnia doskonale moje piersi i skórzana czarna spódnica do połowy uda. Na nogach wysokie szpilki na platformie z piętnastocentymetrowym obcasem. Ach, jak mi brakowało takich butów. Kocham szpilki. Idealnie pomalowane, krwistoczerwone paznokcie - dopełniały całość. 
Chłopaki nie mogą mnie zobaczyć w takim wydaniu, jeszcze nie mogą. Na ramiona założyłam czarny prochowiec, który sięgał mi prawie do kolan. Teraz wyglądałam bardzo skromnie, nawet za bardzo skromnie. 
- Lee, jesteś już gotowa? - Zza drzwi dostrzegłam głowę Mike'a.
- Tak. Mam zamiar się dobrze bawić i niekoniecznie grzecznie. Ostrzegam, żeby później nie było niedomówień. - Popatrzyłam na niego ostrym spojrzeniem. 
- Okej. - Ostatni raz na mnie spojrzał i wyszedł, a ja po chwili do niego dołączyłam. 
Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy to taksówki, która zawiozła nas prosto do klubu. Przy bramkach było tłoczno, a bramkarze odsyłali praktycznie co drugą osobę. Reszta już na nas czekała, na szarym końcu.
- Może poszukamy innego miejsca na balangę? Zanim my się tu dostaniemy, to miną wieki. - Zrzędził Chez, a reszta mu przytakiwała.
- Faceci. - Przewróciłam oczami i poszłam do bramkarza. Ten popatrzył na mnie i tylko się uśmiechnął.
- Nie widzisz, że jest kolejka? 
- Kochaniutki, każesz mi i moim przyjaciołom tak długo czekać? Wiesz, chciałam się zabawić, a tu tylu ludzi. - Położyłam dłoń na jego klatce piersiowej, a on momentalnie spiął mięśnie i ze świstem wciągnął powietrze. Nie patrzyłam mu w oczy, bo udawałam taką skruszoną. Lata praktyki.
- A jeśli wejdziesz, to co będę miał za to? 
- Wiesz, jestem w stanie ci dużo zaoferować. - Przejechałam palcami niżej na brzuch i znów w górę. - Możemy wejść już teraz? Rozliczę się z tobą później.
Przygryzłam wargę i spojrzałam w jego oczy. Jedną ręką odpięłam prochowiec, aby miał lepsze widoki.
- Wchódźcie. - Odpiął bramkę. Kiwnęłam na resztę i spokojnie weszliśmy do środka. Przywitała nas głośna muzyka, która pieściła moje uczy. Dawno się nie bawiłam, mam zamiar poszaleć. 
Zdjęłam płaszcz i podałam go szatniarzowi. Mało brakowało, a zgubiłby oczy.
- Uważaj gdzie się patrzysz, kochanie. - Zawstydziłam go. Pierwsze co zrobiłam, to udałam się do baru.
- Barman, mojito dwa razy. - Powiedziałam i po chwili dostałam swoje drinki. Wypiłam jednego za drugim. Teraz mogłam się już dobrze bawić. Zimny drink ogrzewał moje ciało od wewnątrz. Czułam się znakomicie. Wyszłam na parkiet, gdzie zaczepiłam dwóch uroczych facetów. Byłam w swoim żywiole. Kiedyś zawsze bawiłam się w lożach, a teraz muszę zadowolić się parkietem z różnymi ludźmi. Wiłam się wokół moich panów, a prawdopodobnie ich dziewczyny, ciskały we mnie błyskawice. 
Uuu... ktoś tu jest zazdrosny. - Posłałam dziewczynom kpiące uśmieszki i namiętnie pocałowałam jednego z nich. Blondyna wpadła w szał. 
- Twoja dziewczyna chce mnie zabić wzrokiem, nie lubię takich sztuk. - Szepnęłam na ucho gachowi.
- Już z nią zerwałem. - Odparł i zbliżył swoje usta do mojej szyi. 
- Złe posunięcie, ja kończę z tobą. - Odeszłam od nich, zostawiając zmieszanych gości na środku sali. 
O tak! Chcę się zabawić, ale nie podoba mi się bieganie po parkiecie z plebsami. Trzeba się zakręcić wokół jakiejś szychy.
Wzrokiem przeleciałam po tłumie i znalazłam samotnika. Spod czarnej skóry wystawała mu kabura. Musi kogoś pilnować. Kogoś ważnego. Niech facet ma trochę rozrywki. 
Podeszłam do czarnoskórego ochroniarza, ale kiedy spojrzałam na jego dłoń i zobaczyłam znaczek Anarchii pobladłam. Chciałam się wycofać, ale w kogoś uderzyłam.
- Przepraszam. - Powiedziałam, odwracając się do poszkodowanego. Spojrzałam w górę, a moim oczom ukazał się Simon. Był on podwładnym Alexa. Mojego Alexa. Boże, jak dobrze, że przeszłam operacje. Inaczej już bym leżała martwa.
- Nic się nie stało. Co taka kobieta robi sama? - Zapytał flirciarsko. Zawsze mówił w tym swoim skandynawskim akcencie. 
- Szukam towarzystwa na poziomie, ale ciężko takowe znaleźć. - Odparłam równie zalotnie.
- Chodź ze mną, a zapewne nie będziesz się nudzić. - Zbliżył swoją twarz do mojego ucha. Serce przyspieszyło, a oddech stał się płytki.
- Chodźmy. - Otoczył mnie ramieniem. Skinął na czarnoskórego, który odsunął kotarę i nas wpuścił do środka. 
- Jak masz na imię, skarbie?
- Eileen, a ty?
- Simon. Nie jesteś stąd, prawda?
- Zgadza się. Kilka lat temu przyjechałam do Stanów, a pochodzę z Moskwy. 
- A więc, nasza kobieta. 
- Miło spotkać rodaków.
Weszliśmy do pomieszczenia, gdzie muzyka była o połowę cichsza. Na kanapach siedziało trzech facetów oraz dwie dziewczyny. Suki. Kojarzyłam gości, ale nie pamiętałam ich imion. Dziewczyny to widocznie nowe nabytki, bo jeszcze nienapiętnowane. A może od tego odeszli? Nie. Anarchiści nie odchodzą od swoich założeń.
- Panowie, spójrzcie kogo znalazłem. - Ogłosił Simon.
- Sprowadziłeś kolejną kurwę? - Krzyknął po rosyjsku czarnowłosy mężczyzna. 
- Nie waż się tak o mnie mówić. - Odpowiedziałam i spojrzałam na niego z mordem w oczach. 
- A więc, to Rosjanka. - Bąknął pod nosem. 
Odsunęłam się od Simona i wyszłam z loży. Nie jestem łatwa, a on nie ma na tyle godności, aby mnie zabrać tam znów. 
Muszę znaleźć Mike'a. 
Udałam się do baru, ale tam go nie było. Popatrzyłam po stolikach i znalazłam sześciu mężczyzn. A gdzie panny? No co to za impreza bez płci przeciwnej?
- Kochanie, siedem razy tequila do tamtego stolika. - Wskazałam nasz stolik. - Migiem. Nie lubię czekać. - Barman tylko przytaknął, a ja poszłam do chłopaków. 
- Czemu siedzicie bez jakichkolwiek kobiet? Jest w czym wybierać. - Pokazałam na parkiet. 
- Zastanawiamy się, gdzie byłaś? - Powiedział Mike ze wściekłością.
- Uprzedzałam, że przyszłam się bawić. Byłam tu i tam, a teraz przyszłam do was. - Siadłam obok Mike'a. Nasze drinki właśnie przyszły. 
- Dziękuję, skarbie. - Rzekłam przemiło do kelnera. Wzięłam napój i zaczęłam sączyć. - Chłopcy, powinniście się zabawić. A jeśli nie szukacie łatwych panienek, to trzeba było przyprowadzić swoje. 
- Lee, martwiłem się o ciebie. Miałem cię nie spuszczać z oczu, zapomniałaś?
- Nie, Mike. Okej nigdzie się nie wybieram. Przepraszam. - Rzuciłam nieszczerze do wszystkich i omiotłam ich wzrokiem. 
Patrzyli na mnie ciągle. Kurwa, nie jestem w zoo jakimś zwierzęciem, któremu grozi wyginięcie. Przestańcie.
- Dobra, nie wracajmy do tego. - Powiedział Mike i upił drinka. Panowie też się rozluźnili.
Zaczęliśmy rozmawiać, pić litrami i się wygłupiać. Ja nadal miałam niedosyt zabawy. Chcę czegoś spróbować, czegoś nowego. 
Popatrzyłam po klubie i zobaczyłam jak dwie dziewczyny próbują tańczyć na rurze. Amatorki - znów przewróciłam oczami. 
Nagle do głowy wpadł mi genialny pomysł. Ja zatańczę na rurze. 
Wszyscy panowie patrzyli na te dwie idiotki, które się upokarzały swoim występem, ale nie przestawały. Kiedy jedna spojrzała w naszą stronę, zobaczyłam tę samą blondynkę, z której facetem się lizałam. 
- Mike, muszę coś załatwić. - Szepnęłam do niego. 
- Gdzie idziesz? - Zapytał.
- Spokojnie, będziesz mógł na mnie patrzeć cały czas. Widzisz tamtą blondynę, która próbuje tańczyć?
- Tak.
- Muszę ją zniszczyć. Spokojnie, chcę ją tylko wykończyć psychicznie. Odebrałam jej faceta, a teraz sprawię, że straci zainteresowanie mężczyzn. 
- Nie rób nic głupiego. - Poprosił.
- Okej. - Zdjęłam szpilki i zostawiłam je na swoim siedzeniu. Przeszłam boso przez parkiet, aż dotarłam do wolnej rury.
- No to zaczynamy pokaz. - Dotknęłam metalu i po chwili przypomniałam sobie całe układy, które często tańczyłam dla Alexa. 
Zaczęłam swoje show, a wszyscy patrzyli na mnie. Dostrzegłam, że szczęka Mike'a jest bliska podłogi, a Chester wierci się na swoim siedzeniu.
- Proszę państwa. Oto znakomity pokaz jednej z imprezowiczek. Ta kobieta ma moc, żaden facet sobie z nią nie poradzi. - Powiedział DJ, który zmienił tempo muzyki na moją korzyść. 
Ludzie klaskali. Kobiety zabijały wzrokiem, a faceci hamowali wzwód. 
Po dziesięciu minutach wygibasów zeszłam. Po sali rozeszły się pisk i oklaski.
- Jestem od ciebie lepsza, we wszystkim. - Powiedziałam dobitnie do blondynki. Chciałam odejść, ale ona się zamachnęła i chciała mnie uderzyć. Byłam szybsza i to ja zadałam pierwszy cios, nokautując przeciwniczkę.
- Nigdy nie waż się podważać mojego zdania, kolejnym razem, złamię ci ten piękny nosek. - Szepnęłam do niej, kiedy podnosiła się z ziemi. 
Poszłam do stolika. 
- Gdzie się tego nauczyłaś? Nikt nie wspominał, że ty tak tańczysz. - Mike'a przerwał ciszę.
- Nie ma się czym chwalić. Kto pójdzie ze mną po drinki? 
- Ja. - Zgłosił się Chester. Okej, nie będę tego komentować. Poszliśmy do baru. Teraz postawiłam na szkocką z lodem. 
W głowie już mi szumiało, ale nadal miałam kontakt z rzeczywistością. Abym się najebała, potrzebuję bardzo dużo alkoholu. Ciekawe jak chłopaki będą funkcjonować jutro. Jeśli będzie z nimi źle to ich pomęczę.
Jestem mściwa.
- Lee, przepraszam za to matkowanie w twoim pokoju. 
- Spoko. - Otrzymaliśmy nasze drinki i wróciliśmy do reszty. Mike popatrzył na Chestera, a tamten mu pokiwał na tak. 
- Wznieśmy toast za nasz udany wieczór, oby kolejne były jeszcze lepsze. - Powiedziałam, a następnie stuknęliśmy się kryształami. 
Wypiłam jednym łykiem. Kocham szkocką. Ogólnie lubię alkohole. Hektolitry przelały się przez moje ciało. 
Zatraciliśmy się w rozmowie. Towarzystwo zaczęło mi odpływać. Muszę ich dostarczyć do domu. Są słabi, bardzo słabi. 
Zadzwoniłam po taksówki, które po piętnastu minutach już na nas czekały. Podałam adres Mike'a, a kierowcy nas zawieźli. 
- Pomogą mi panowie ich zaprowadzić do mieszkania? Nie dam sobie sama z nimi rady. - Poprosiłam. Po kilku minutach leżeli już wszyscy w sypiali Shinody. Jestem zła, niech tylko któryś się obudzi rano.
Uregulowałam należności, a później zajęłam się chłopakami. Rozebrałam ich do bokserek, a następnie położyłam w dziwnych konfiguracjach, które tylko świadczyły o dwuznaczności sytuacji. Cóż sześciu facetów, w jednym łóżku. Alex dzięki, że nauczyłeś mnie mocnej głowy.
Zrobiłam im zdjęcia na pamiątkę i zeszłam do kuchni. W szafce znalazłam chilli oraz kefir. Ohydztwo, ale skuteczne. Przeczyści cały żołądek i jutro będę jak nowo narodzona.
Przyszykowałam miksturę, z którą udałam się do łazienki. Usiadłam na podłodze, a później z zamkniętym nosem wypiłam. Od razu zwróciłam wszystko. Miałam pusty żołądek. 
Postanowiłam wziąć zimny prysznic, który ostudzi mnie chociaż odrobinę. Pod natryskiem stałam prawie godzinę. Moje mięśnie się rozluźniły, a ból głowy zaczął ustępować. Pojawiło się zmęczenie.
Poszłam do kuchni, zrobiłam sobie kanapkę z masłem orzechowym i łyknęłam dwie tabletki przeciwbólowe. Teraz mogę już iść spać. Jutro będę znęcać się nad facetami.
Z taką miłą myślą zasnęłam.

______
Taki imprezowy, trochę monotematyczny rozdział. 
Jest o wiele krótszy od poprzedniego, ale jest. 
A tak w ogóle to CZEŚĆ WAM! 
Dziś było Mało Mike'a, mało LP, ale dużo Eileen, co już niebawem się zmieni i będzie dużo Mike'a albo Chestera!

Zapraszam Wszystkich do komentowania,, albo zostawienia po sobie jakiegoś drobnego znaczku, abym wiedziała kto to w ogóle czyta.

Lilith & Company - Pozdrawia:)

czwartek, 4 września 2014

1.

Rok później, Los Angeles, kwatera główna OŚK.

- Dziś umarłaś jako Amanda Wittstock, od dziś jesteś Eileen Grey. Jest pani objęta całodobową ochroną. Nie obchodzi mnie jak będziesz żyła, masz tylko nie wpieprzać się w żadne kłopoty, inaczej spotkamy się w pierdlu i zostaniesz tam już do końca, jasne? - Czarny komisarz się ciągle czepiał o wszystko. Pomogłam im narażając swoje życie, a on co? Ciągle gada. Mam go dosyć. 
- Wiem co mam robić, nawijasz o tym już tydzień. Zmieniłam się, jasne? Nie mam zamiaru znów tego słuchać. 
- Nadal jesteś wkurwiająca. Nie zmieniłaś się nic przez ten rok.
- Zmieniłam się. Cała się zmieniłam. Dyba na mnie cały gang dilerów. Zmieniłam swój wygląd doszczętnie. Kiedyś nigdy bym nie ścięłabym tak włosów! - Pokazałam na swoją fryzurę. Kiedyś długie, czerwone do ud włosy, zmieniły się w czarne włosy do ramion. Wyglądałam teraz jak dziewczynka, która potrzebuje pomocy, a nie jak kobieta, dla której nie ma rzeczy niemożliwych. Mój mocny makijaż został zastąpiony delikatnym. Całe ciało wyglądało inaczej. Usunęli mi trzy tatuaże, a skórę tak skorygowali, że nic nie było widać. Przeszłam dwie operacje plastyczne, które zmieniły wygląd mojej twarzy. Stałam się jeszcze bardziej niewinna niż wcześniej. To wszystko było takie trudne. Zerwałam kontakt ze wszystkimi, na których mi zależało. Oni myślą, że jestem w więzieniu, a dziś dostali list, że zabiłam się zamiast odsiedzieć dożywocie. Kocham swoją matkę, która zapewne ciężko to zniesie. Już nigdy jej nie zobaczę, bo nie mogę się do nich zbliżać.
- Nie chodzi mi o wygląd, Eileen. Twoje zachowanie nie uległo poprawie. Wiesz, że musisz to zmienić. Nie możesz pakować się w czarne interesy. 
- Boję się, że nie dam rady. W tym interesie siedziałam osiem lat, to nie może ot tak sobie odejść ode mnie.
- Może. Pracowałaś rok. Początki są zawsze trudne, dlatego w Los Angeles zamieszkasz z Mikiem Shinodą. On jest muzykiem, lubi imprezować, więc powinniście się dogadać. 
- Stan cywilny?
- Wolny. - Powiedział z uśmiechem.
- Mieszka z kimś? - Pokręcił głową. Cholera, będę mieszkała z jakimś facetem pod jednym dachem.
- Dziękuję, że łaskawie mnie poinformowałeś. A co jeśli nie chcę z nim mieszkać? Nie mogę zamieszkać sama na jakiś obrzeżach?
- Nie ufam ci. Wpieprzysz się w jakieś problemy. To tylko trzy miesiące. On pracuje, więc nie będzie z tobą ciągle. Masz się tylko dobrze zachowywać. 
- Pieprzyć to. Chcę być już w domu. - Wyszliśmy z gmachu posterunku. Komisarz dał mi adres, który szybko zapamiętałam. Nawet orientowałam się, gdzie dana dzielnica się znajduje. 
Stanęłam przed swoim Kawasaki Ninja ZX-6RR. Kocham szybkość i jej się nie wyrzeknę. - Założyłam kask i wsiadłam na maszynę.
- Do niezobaczenia. - Krzyknęłam i ruszyłam pod wskazany adres. Wiedziałam, że jestem monitorowana przez policjantów, więc nie robiłam jeszcze nic głupiego. Nie mam zamiaru stracić swojej głowy. Jestem do niej przywiązana. 
Jadąc normalną prędkością, dojechałabym tam po godzinie, ale z moją prędkością znalazłam się tam o połowę w mniejszym czasie. Zatrzymałam się i spojrzałam na mieszkanie. Było duże i ładne. Facet dziany, to i ma niezłą chatę. Cóż mieszkałam w luksusach, więc to nic nowego. 
Wydaje mi się, że Mark nie wie w co się wpakował. Wróć, jak on miał na imię? 
Z kieszeni kombinezonu wyjęłam kartkę z adresem i kilkoma podstawowymi danymi oraz zdjęciem. 
Mike Shinoda.
Lat: 32.
Zawód: grafik/muzyk.
Stan cywilny: wolny.
Pracuje: gra w zespole Linkin Park. 
Okej, różnica wiekowa nieznacząca. Cztery lata to niewiele. Zespół, coś mi się kojarzy, ale nie zbyt dobrze znam. Mój ex ciągle ich słuchał, a mi się tylko zapamiętał jeden tytuł. NUMB. Teraz trzeba zrobić wejście smoka. Amanda myśl. Kurwa, Eileen - myśl.
Ciągle zapominam jak mam na imię. Dwadzieścia siedem lat używałam tego samego, a teraz co? Jakiś palant zmienił to w godzinę. W ogóle nie mogę się przyzwyczaić. 
Zsiadłam z motocyklu, zdjęłam kask i podeszłam do drzwi. Nacisnęłam dzwonek i czekałam, aż ktoś mi otworzy. Nienawidzę czekać. 
Drzwi się uchyliły, a w nich zobaczyłam mężczyznę. Spojrzałam na zdjęcie i na niego, pomyliłam mieszkania. Mike i ten osobnik to dwa różne światy. 
- Przepraszam, pomyliłam się. - Odwróciłam się, ale zostałam zatrzymana.
- Nie, czekaliśmy na ciebie. Mike bierze prysznic i dlatego to ja otworzyłem drzwi. Jestem Chester. 
- A... Eileen. - Cholera. Znów się chciałam pomylić. 
- Wejdź. - Odsunął się w drzwiach, abym mogła przejść. 
- Dzięki. - Jeszcze raz spojrzałam na kartkę z informacjami. Stan - WOLNY. Więc, dlaczego na mnie czeka jakiś facet i mówi: Czekaliśmy na ciebie?, zaczynam się stresować. 
- To jesteś kuzynką Mike'a z Europy? 
Co? Czasami warto posłuchać tego gbura, który zapewnia mi bezpieczeństwo.
- Tak. Niedawno tu przyjechałam i postanowiłam odwiedzić kuzyna.
- Nigdy nie mówił o takiej pięknej kuzynce. Poznałem znaczną część jego rodziny, ale nikt nie wspominał o tobie. 
- Nie ma o czym mówić. - Weszliśmy do salonu, gdzie siedziało czterech mężczyzn. 
Kolejny raz zerknęłam na kartkę. Zespół. Czyli LP ma sześciu członków.
- Panowie, oto urocza kuzynka Spika, Eileen. Eileen to Brad, Joe, Rob, David oraz nasz Mike. - Wskazał na schody. Rzeczywiście stał tam ten sam mężczyzna co na zdjęciu. 
- Mike, kuzynie. Jak my się dawno nie widzieliśmy. - Podeszłam do niego i przytuliłam. Byłam dobrą aktorką. Odwzajemnił uścisk i poczułam jak się uśmiecha. 
- Lee, ale wyrosłaś. Jak ostatnio cię widziałem, byłaś jeszcze taka mała. 
- Kiedy to było. Masz bardzo uroczych przyjaciół, Mike. Chętnie bym z wami posiedziała, ale jestem zmęczona. 
- Oczywiście, pokarzę ci pokój. - Złapałam go za dłoń i poszliśmy na piętro.
- Co za przedstawienie, jestem zaskoczony twoją otwartością. Agent Rodriguez mówił, że jesteś bardzo ciętą babką. - Ciągle się uśmiechał, kiedy to mówił. 
- A oni wiedzą, kim jesteś w rzeczywistości? 
- Nie. Chcę aby tak pozostało. Mam nadzieję, że nie będziesz się nudziła przez najbliższe miesiące. A tak po za tym, to wpadłaś w oko Chezowi. Uważaj, proszę. - Popatrzyłam na niego jak na idiotę. Nie wierzę w zauroczenie i wpadanie komuś w oko. Nie uznaję związków, lubię się bawić. 
- Nic z tego nie będzie. - Zatrzymaliśmy się przed czarnymi drzwiami. 
- Zanim wejdziesz. W pokoju są cztery kamery. Nie powinnaś o nich wiedzieć. Nie rozglądaj się za nimi, kiedy wejdziemy. Miałem ci nic nie mówić.
- Okej. Cóż ludzie, którzy będą oglądać taśmy będą mięli niezłe porno. Pościłam cały rok, więc mam zamiar dziś iść na łowy i z kimś wrócić. 
- Masz się zachowywać. Nie popadaj w złe towarzystwo. 
- Który z twoich przyjaciół jest wolny? - Popatrzył na mnie wzrokiem pełnym mordu. - No co? Powiedziałaś, że mam nie popadać w złe towarzystwo, więc twoi towarzysze to raczej sama śmietanka kultury. 
- Oj, Lee. Nie chcę grać roli zazdrosnego kuzyna. Idziemy do klubu dziś wieczorem, idziesz z nami?
- Tak. Dzięki za wszystko. - Cmoknęłam go w policzek i weszłam do swojego królestwa. 
Pokój był urządzony w barwach czerwieni i brązu. Okno z balkonem było skierowane na ogród, który był boski. 
Zdjęłam z siebie kombinezon i zostałam w samych spodenkach jansowych oraz krótkiej koszulce. Kombinezon odwiesiłam do garderoby, w której roiło się od sukienek i spódnic w jasnych kolorach. Po jaką cholerę, zmienili moją garderobę. 
Wyjęłam długą, bardzo delikatną fioletową spódnice z kieszeniami. Dziś było ciepło, więc mogłam zaszaleć. Materiał był przewiewny, więc chyba będzie mi w niej dobrze. Wzięłam jeszcze biały, krótki top z wspaniałym napisem - I'm ANGRY! - dokładnie. Jestem zła od urodzenia. 
Wzięłam jeszcze białe japonki i bieliznę. Postanowiłam wziąć prysznic. 
Chłodna woda koiła mnie i pozwalała się zrelaksować. Potrzebowałam tego. Szybko się ubrałam, spięłam włosy w rozpadającego koka. Nie robiłam makijażu, bo mi się nie chciało. Ostatni raz spojrzałam w lustro i stwierdziłam, że wyglądam dobrze. Zeszłam na dół, gdzie chłopaki nadal żywo rozmawiali. Jednak kiedy mnie zobaczyli, ucichli. 
- Nie przeszkadzajcie sobie, ja tylko do kuchni. 
Byłam cholernie głodna. Poszperałam w lodówce i znalazłam produkty do robienia Chili. 
To tak bardzo mi przypominało Alexa. Kiedy gotowałam, on skradał się na palcach i całował mnie w kark. Często obejmował w tali i szeptał sprośne słówka. Było nam dobrze. Jednak on nie rozumiał, że mam dosyć. Chciałam odejść z Anarchii, ale mi nie pozwolił. Zamykał mnie, abym nie uciekła. Mój związek to była kompletna masakra. Pewnego dnia nie wytrzymałam i strzeliłam do niego. Zadałam mu trzy strzały. Jego współpracownicy chcieli mnie zabić, ale wsypałam ich policji. A teraz mimo, że udaję silną kobietę, to cholernie się boję o siebie. Co będzie jeśli mnie znajdą i zabiją? Sama śmierć mnie nie przeraża, ale wiem jak oni potrafią się pastwić nad ofiarami. Widziałam jak ich torturują. Mężczyźni często bawią się w rosyjską ruletkę z ofiarami. Ta śmierć jest straszna, bo nigdy nie wiesz kiedy trafisz na nabój. Te wyrafinowane tortury, które stosowali na kobietach. Jak pieprzyli je naładowanym pistoletem, a kiedy się im znudziło, strzelali w nich. 
Te wspomnienia wyrwały mnie do przeszłości i zmiażdżyłam trzymaną szklankę w dłoni. Spojrzałam na krew, która płynęła po mojej ręce. Nic do mnie nie docierało chwilowo. Później się ocknęłam i wyjęłam odłamki szkła, bandażując kończynę. 
Zabrałam się za sprzątanie tego bałaganu. Nadal byłam w transie. Nie umiałam z niego wyjść. Wszystko robiłam machinalnie. Zawsze się tak kończyły moje wspomnienia. Nie umiałam się z nich wyrwać. 
Czasami straszne były noce. Budziłam się z krzykiem i wtedy Alex mnie obejmował. Wiedział, że mimo iż jestem tak silna zewnętrznie, to często czuję się zagubiona. Próbował mnie zawsze uspokajać. Potrafił być opiekuńczy, ale też być strasznym skurwielem. Sam zabijał bez skrupułów, ale miał swego rodzaju wyrzuty sumienia. 
- Dosyć. - Powiedziałam sama do siebie i zabrałam się za gotowanie. Tak będzie lepiej. Jeśli jeszcze trochę powspominam, to będzie źle. Już jest nie najlepiej.
Przypomniałam sobie piosenkę, którą śpiewała mi moja babcia jeszcze za czasów, kiedy byłam w Rosji. Nuciłam ją pod nosem, bo nie chciałam wystraszyć chłopaków. To muzycy. Od mojego śpiewania, straciliby słuch. Zapewne mają miliony fanów, którzy by mnie szybko unieszkodliwili. 
Jestem zmęczona tym wszystkim. Cały rok pracowałam nad zmianą swojego wyglądu. Przeszłam kilka operacji plastycznych i udało mi się wyglądać inaczej, ale moja osobowość została. Zostały rany na psychice, które nie zagoją się nigdy. Zawsze będę już napiętnowana przeszłością.
Spróbowałam swojej potrawy i zdałam sobie sprawę, że jest nic nie przyprawiona. Podosypywałam różnorakich przypraw i byłam zadowolona z efektu. 
W lodówce stało piwo, które bez skrępowania wzięłam. The Dissident było jednym z moich ulubionych. Usiadłam na wyspie kuchennej i rozkoszowałam się browarem. Boże, człowiek przez rok potrafi zapomnieć o tak cudownym smaku. Rok, który spędziłam w więzieniu i klinice był straszny. Zero seksu, zero alkoholu, zero marihuany. Kompletnie nic. Nawet nie pozwalali mi się ścigać, ani jeździć Kawasaki. 
W salonie toczyła się rozmowa chłopaków. Ciągle nawijali o muzyce i trasie. Zastanawiam się, co Mike ze mną zrobi, kiedy wyjadą. Miał być ze mną przez ten okres próby, a mimo wszystko musi wyjechać. Może powinnam chcieć się zamknąć w więzieniu i przeczekać swój wyrok. Boje się. Cholernie się boję. Anarchia nie składała się tylko z tych bydlaków. Każdy miał pod sobą tuziny podwładnych. Ważniejsi podwładni też mięli swoich zaufanych ludzi. To już tak działa. Umiejętnie umieją pociągać za sznurki, piętnują skórę swoim podwładnym, żoną, kochanką. Z Anarchii się nie wychodzi. Jeśli wejdziesz jesteś już do końca, albo umierasz. Ja też miałam wypalone na skórze inicjały Alexa. Naznaczył mnie, abym była tylko jego. Teraz blizna została usunięta. Już nie ma Amandy. Teraz jest Eileen, która jest taką grzeczną europejką. No może nie do końca grzeczną, bo mm zamiar się ścigać. Jakoś muszę zarabiać, a normalna praca jest nie dla mnie. Dziś w klubie wyhaczę jakieś osoby, które na pewno coś wiedzą o nielegalnych wyścigach i wezmę udział. Jeden wyścig to około sześciu koła. Taka jazda raz, może dwa razy w tygodniu i szybko się ustawię. Dostałam jakieś pieniądze z ochrony, ale to raczej nic wielkiego. Kiedyś miałam znaczne majątki. Kilka mieszkań, luksusowych aut, a później wszystko to chuj strzelił. Pieprzyć to wszystko.
Popatrzyłam na moje jedzenie i nagle odebrało mi apetyt. Nie chciało mi się nic. Chociaż napiłabym się jeszcze piwa, albo jakiegoś drinka. 
Popatrzmy, co pan Shinoda trzyma za trunki.
Wino - samotnym wieczorem to mogę się napić, ale nie w dzień.
Wódka - zbyt przypomina mi Rosję. 
Piwo - będzie dobre, ale napiłabym się czegoś innego. 
Burbon - moje oczy zalśniły. Wzięłam go oraz szklaneczkę i ruszyłam na górę. 
Znów się patrzyli i momentalnie zamilkli. 
- Nie przeszkadzajcie sobie, idę do siebie. - Oni jednak dalej się na mnie gapili. Gdybym była sobą sprzed roku, to oni już by leżeli trupem. Nikt nie miał prawa się na mnie gapić, nawet spoglądać. Po pierwsze Alex by go zabił, a po drugie - sama bym to zrobiła. 
- Lee, masz zamiar sama pić? - Zapytał Mike, której do mnie podszedł.
- Tak. Muszę się odprężyć. W kuchni ugotowałam obiad jakby ktoś chciał. 
- A ty nie jesz?
- Nie, kuzynie. Straciłam ochotę. - Jeszcze raz na mnie popatrzył i dostrzegł bandaż i krew.
- Co się stało?
- Skaleczyłam się. Masz bardzo kruche szklanki. - Rzuciłam i weszłam na górę. Miałam zamiar wejść do swojego pokoju, ale przypomniałam sobie o kamerach. Chuj z nimi. Muszę się napić.
Otworzyłam drzwi, weszłam do środka i usiadłam na środku pomieszczenia. Ze swojego iPada puściłam muzykę. Odkręciłam butelkę, nalewając trochę bursztynowego płynu do kryształu. Szybko wypiłam. 
Zaczęłam się rozluźniać. Więcej nie potrzebowałam pić. Nie czułam szumu w głowie, ani nie widziałam mroczków przed oczami. Czułam się odprężona, ale nie pijana. 
Położyłam się na miękkim dywanie. Odwinęłam bandaż i popatrzyłam na dłoń. Nie wyglądała najlepiej. Udałam się do łazienki, gdzie umyłam ją. Wyglądała już lepiej, ale nadal była pocięta. 
Założę rękawicę i będzie dobrze. 
W szafie znalazłam rękawice bez palców w białym kolorze. Była skórzana i wysadzana drobnymi ćwiekami. Wreszcie coś, co mogłam założyć jako dawna ja. Znów położyłam się na podłodze. Muzyka grała cicho, a ja nie myślałam. Nie czułam. Byłam jak lalka. Taka pusta. 
- Chez, ona jest dorosła. Zostaw ją. Chce pić, niech pije. Nie powinno cię to obchodzić. 
- Nie interesujesz się swoją kuzynką, może ja powinienem się nią zająć. 
- Nie. Nie chcę, abyś później cierpiał. Ona nie zna miłości. - Krzyknął Mike za drzwiami. Miał rację, nie wiedziałam co to miłość. Nie doznałam jej nigdy od kogoś na kim mi zależało. Alex nie kochał mnie prawdziwie. Zawsze miał jakąś na boku. Nie ważne, że służyła mu dzień, albo dwa. Lubił się bawić. Byłam jedną z jego dziwek, ale tylko mi pozwalał się dotykać i czerpać przyjemności. One były tylko do pieprzenia i nic więcej.
Nie słuchałam dalszej kłótni. Skupiłam się na muzyce. Tak było lepiej. 
- Eileen, możemy porozmawiać? - W drzwiach zobaczyłam głowę Chestera. Widocznie przegadał Mike'a. 
- Jasne. Wejdź. - Usiadłam i patrzyła na niego. Podszedł do mnie, aby zająć miejsce obok.
- Nie chcę się wpieprzać, ale wydajesz się zagubiona w swoich czynach. 
Powiedział poważnie, patrząc mi w oczy. 
Ja i bycie zagubionym? Nonsens. Dziś byłam nadzwyczaj sobą i nie wyglądałam jak baranek Boży. No może oprócz stłuczonej szklanki i momentu, kiedy piłam piwo. 
- Mike nie wspominał, że studiowałeś psychologię. Nie obchodzi mnie jak wyglądałam, bo wiem jaka nie jestem. Nigdy nie byłam zagubionym człowiekiem, bo nie miałam czasu taka być. I masz słuszność. Nie wpieprzaj się w nieswoje sprawy. 
- Lee, nie denerwuj się. Chciałem tylko wiedzieć dlaczego robisz tak, a nie inaczej. Mike jest do ciebie sceptycznie nastawiony.
- Ma rację. Nie wiem co to miłość i nie umiem jej okazać. Chcę się bawić. Za kilka miesięcy wyjadę i nigdy tu nie wrócę. Chez nie rób sobie jakichkolwiek nadziei bo mnie nie znasz i nigdy nie poznasz. Wiem, że lubisz podrywać wszystkie laski i je zaliczać, ale nie zrobisz tego ze mną. Nie przelecisz mnie nawet bez zobowiązań. 
- Kto nagadał ci takich bzdur? Mike? - Pokręciłam głową. 
- Śliniłeś się na mój widok, kiedy otworzyłeś mi drzwi. Gapiłeś się najbardziej nachalnie, kiedy szłam i wracałam z kuchni. Przed drzwiami kłóciłeś się z Mikiem o opiekę nade mną. Myślisz, że tego nie zauważyłam? Nie chcę o tym rozmawiać. Będzie lepiej jak wyjdziesz. 
- Eileen, przepraszam. Kiedy cię zobaczyłem, dostałem taki impuls, aby cię chronić. Wszystkie moje komórki ciała mówiły, że powinienem się tobą zainteresować.
- Nie chcę tego. Mike się mną interesuje wystarczająco. Nie chcę niańki. 
Kiedy to powiedziałam, opuściłam pokój i zbiegłam na dół po schodach.
- Mike?! Pożyczysz mi samochód? Muszę koniecznie coś załatwić na mieście. - Krzyknęłam. On po chwili pojawił się na mojej drodze. 
- Nie możesz pojechać sama. Wiesz, że muszę cię eskortować. 
- No to rusz dupę i chodź ze mną. 
- Co z Ches... - Zaczął.
- Nie obchodzi mnie on i jego chęć pomocy! Do cholery jestem dorosła, a wy się o mnie martwicie jak o małe dziecko. Jeszcze rok temu, bym was rozstrzelała. Nie dałbyś sobie ze mną rady. 
- Wiem, co byś zrobiła wcześniej, ale teraz tego nie zrobisz. Ogarnij się!
- Nie będziesz mi rozkazywał. Nie będziesz mi matkował, bo nie mam zamiaru was słuchać. Mam dosyć, a jestem tu kilka godzin. - Wykrzyczałam wszystko, co leżało mi na sercu, a później wyszłam z domu. Nic mnie nie obchodziło. Liczyłam się tylko ja i droga przede mną. Nie wzięłam telefonu, ani pieniędzy. Mówiąc szczerze, to nie wiedziałam co robię. 
- Lee, czekaj do cholery. To, że Chester cię wkurwił nie oznacza, że i na mnie musisz się wyżywać. Mówiłem ci, że zacznie się tobą interesować. On napala się na wszystkie kobiety. - Podbiegł do mnie i zatrzymał. 
- Masz rację. Mike, ja sobie nie poradzę jako nowa ja. Przeszłość mnie ciągle męczy. - Przytulił mnie do siebie i kołysał w ramionach.
- Spokojnie. Pomogę ci, niezależnie od sytuacji. Przełożymy trasę, ja przestanę pracować. Będę cię wspierał. 
- Mike, to nic nie da. Ja po prostu jestem stworzona do bycia suką. Osiem lat, dzień w dzień byłam kobietą dla rozrywki. Alex, dawał mi to czego chciałam. Dużo kasy, dobry sex, odrobinę czułości. Był strasznym skurwysynem, który potrafił mnie uderzyć. Mimo, że sama go zabiłam, to i tak mi go brakuje. 
- Chodź, pójdziemy na kawę i spokojnie porozmawiamy. Tam nie będzie podsłuchów, ani monitoringu. Myślę, że potrzebujesz porządnego kopniaka, abyś się ogarnęła i zmotywowała do życia. Do innego życia.
- Wiesz Mike, wole zostać sama. 
- Nie zaczynaj znów. - Spojrzał na mnie groźnie, ale jego usta wyginały się do uśmiechu.
- Co sobie ludzie pomyślą, kiedy zobaczą mnie z wielkim panem Shinodą? Czyżby to kolejny romans, a może dawna przyjaciółka? Wiesz, że ja nie mogę być w żadnych gazetach. 
- Wiem, wiem. Będziesz moją nową kochanką. Słyszałem, że jesteś całkiem niezła w te klocki. - Szepnął mi do ucha ostatnie zdanie, a następnie chwycił mnie za dłoń.
- Chyba nie podołasz moim wymaganiom. - Odpowiedziałam i puściłam do niego oczko. Uśmiechnął się na te słowa. Mike ze mną flirtuje. Do czego to doszło. 
- Jak się znalazłaś w Anarchii? - Zapytał. Uśmiechnęłam się na wspomnienie tego dnia. To był jeden z moich lepszych dni. Był taki zwykły, a jednocześnie taki inny od wszystkiego. 
- To długa historia. - Odpowiedziałam. Weszliśmy właśnie do kawiarni. Zajęliśmy stolik, a Mike poszedł zamówić dla nas kawy i coś słodkiego. 
- Mamy dużo czasu. Chętnie się czegoś o tobie dowiem.
- Byłam na drugim roku studiów na University of Alaska. Byłam prymuską. Wiesz, po wyprowadzce z Moskwy, masz inne spostrzeżenie na świat. Rosjanie to tradycjonaliści. Jesteśmy zawzięci i nie lubimy zmian. Ja wyjechałam do USA ze względu na swoją matkę. Ona wyszła za mojego ojczyma. Był cholernie bogaty, nigdy mi niczego przy nim nie brakowało. Jednak on uważał mnie za przeszkodę. Dlatego zaczęłam studia na Alasce. Nie wiedziałam, że on ma syna. Moja matka też o tym nie wiedziała. Jego też wysłał w interesach na Alaskę. Tamten mnie odnalazł. Tak właśnie poznałam Alexa. Umiałam używać swoich wdzięków oraz inteligencji. Uwiodłam go. Żaden mężczyzna nie był mi się w stanie oprzeć. Zaczęłam się z nim spotykać. Kilka razy zrobiłam dla niego parę przekrętów i właśnie w taki sposób Anarchiści się mną zaczęli interesować. Czasami byłam wysyłana na szpiegowskie misje, które miały służyć zabiciu kilkudziesięciu ludzi. Nigdy nie wiedziałam, po co dokładnie mnie tam wysyłają. Mają oni przecież profesjonalistów. 
Przewróciłam oczami. Cóż, umiałam się dobrze wtapiać w tłum, a ludzie, którzy pracowali w innych gangach byli dziwnie ponętni na kobiety. Coś w tym musi być. 
- Nie dziwię się, że uległ takiej kobiecie. Byłaś prymuską?
- Tak. Studiowałam mechanikę i robotykę. Nie boję się ubrudzić w smarze, a zapach benzyny jest przyjemny. W Rosji byłam bardziej kobieca, bo interesowałam się tańcem i sztuką. Chociaż szybkość była dla mnie bardzo ważna. Od małej dziewczynki interesowałam się samochodami i wszelkimi urządzeniami. Z przeprowadzką do Stanów zmieniłam się w sukę. Tego wymagało ode mnie środowisko. 
- Nie przesadzaj, że jesteśmy tacy straszni.
- Nic nie mówię. Po prostu lubicie się dobrze bawić. - Uśmiechnęłam się. Wiele wspomnień przelatywało przez mój umysł. Nie były to koniecznie same normalne myśli. 
- Gdybyś cofnęła czas do momentu poznania Alexa, dalej byłabyś taka?
- Chyba tak. Może niekoniecznie bym go zabiła, ale dalej bym była taka. Chciałam tylko wolności jak każdy. A wolność w tym wypadku to śmierć lub ucieczka. 
- Bycie grzeczną do ciebie nie pasuje. Masz zbyt mocny charakter. 
- Wiem. Wracamy już? 
- Jasne. - Mike zapłacił i wyszliśmy z kafejki. Po drodze, każdy z nas był zatopiony w swoich myślach. Nie przeszkadzało nam to. Ta cisza była przyjemna. 


_____
Dodany rozdział. Opublikowany wcześniej niż było planowane, bo jutro będzie bardzo 'zakręcaśny' dzień i może nie być czasu, a weekend jak weekend. Ja wyjeżdżam, a Pani Ciemności też coś musi załatwić. 

INFORMACJA DNIA!
Pani Ciemności dostała się na uniwersytet w Kalifornii!!! Wyjeżdża już za dwa tygodnie i zobaczymy się dopiero za rok :(. Smutam z tego powodu.

Rozdziały będą dodawane systematycznie, chyba, że wypadnie coś bardzo pilnego to poinformujemy was wcześniej lub tak jak dziś, opublikujemy post z wyprzedzeniem.

Zapraszam do komentowania,
Lilith & Company.