niedziela, 26 października 2014

10.

Dziś pojechałam spotkać się z szefem i wszystko uzgodnić. Pracę zaczynam już wieczorem. 
To dla mnie takie nowe. Nigdy nie pracowałam legalnie. Nawet za młodu. Najpierw były jakieś fajki na czarnym rynku, a później dragi. Za czasów studenckich pracowałam dla Anarchii, albo brałam kasę od ojczyma. Był jeszcze Alex, który mnie utrzymywał. Nigdy mi niczego nie brakowało i nie musiałam się martwić o pieniądze. Chciałam to je dostawałam. Boże z wiekiem zaczyna mi odbijać. 
Wróciłam do mieszkania Mike'a. Jak zwykle przebywali tam Linkini. Uprzejmie się z nimi przywitałam, a później udałam się do kuchni aby ugotować obiad. 
- Pomogę ci. - Niespodziewanie w drzwiach pojawił się Chester. Zrozumiałam, że został wysłany na przeszpiegi. Mike chciał się czegoś dowiedzieć, ale nie był na tyle odważny, aby sam przyjść. 
- Jasne, dzięki. - Założyłam fartuszek. Wyglądałam jak kura domowa. 
- To co gotujemy? - On również zawiązał fartuszek wokół bioder. Wyglądał seksownie. 
- Shoarme.
- Mów po angielsku, okej? 
- Shoarme. Czyli tak bardziej po waszemu to kurczak w kilku smakach, dużo sałatki i różne sosy. 
- Już lepiej. Wiesz, Mike się o ciebie martwi. - Udałam, że go nie słyszę i zaczęłam nucić ''W Klubie''. Kiedy tylko wrócę do Rosji to pierwsze co zrobię to pójdę do klubu Timatiego. 
- Możesz pokroić te warzywa? - Zapytałam, dalej go zbywając. 
- Nie odpowiedziałaś. 
- A ty nie zacząłeś kroić. - Rzuciłam, wbijając nuż w deskę. Przestraszył się i zaczął wyciągać nóż.
- To mój przyjaciel, nie chcę, aby cierpiał.
- Ja też nie chcę być zabawką. A zresztą jakim prawem, powiedziałeś, że chcę aby mnie pocałował? To powinna być jego decyzja. Zresztą jesteśmy rodziną, więc nie wracajmy do tego.
- Od wszystkiego są wyjątki. Więc może wy też tacy bądźcie?
- Nie. Przeszłam już toksyczny związek i chwilowo nie mam ochoty na powtórkę. 
- On to nie ten sam facet, który cię skrzywdził. Mike jest specyficzny. 
- A ty bawisz się w jego przyzwoitkę? Od początku działasz mi na nerwy. Jeśli jeszcze raz, będziesz chciał mi matkować, to zadźgam cię widelcem. Uwierz, jestem do tego zdolna.
- Okej, jeśli nie Mike, to może ja? Seksowny, wolny, facet marzenie. Ja się chętnie tobą zaopiekuję. 
Spojrzałam na niego z politowaniem i wyciągnęłam z szafki długopis oraz kartkę. Pod jedynką napisałam jego imię i nazwisko. Przykleiłam kartkę na lodówce. 
- O co chodzi?
- Właśnie zapisałam cię na mojej czarnej liście. W jakiś niewinny sposób się na tobie zemszczę. Musisz tylko poczekać na swoją kolej. 
- Mam się bać?
- O tak, nie radzę zasypiać w nocy. - Powiedziałam złowieszczo. 
Dokończył kroić warzywa, a następnie zleciłam zrobienie mu sosów. Chez jest dobrym kucharzem. Dobry facet w kuchni to dobry facet w łóżku. A zapewne taki był. O czym ja myślę? Mam jeden z ważnych celów - Chester Bennington mnie nie przeleci. Nie ma mowy, aby to mu się udało.
- O czym myślisz, kiedy tak zawzięcie mnie lustrujesz swoimi pięknymi oczyma?
Chez popsuł całą aurę. Mężczyzna.
- O niczym ważnym. 
- Oczka ci się świecą. Czyżbyś podziwiała moje atuty. - Spojrzał w dół, a ja mimowolnie podążyłam za jego wzrokiem.
- Nie. Rozmawialiśmy już o tym. 
- I skończyło się na tym, że jesteś zainteresowana kobietami. 
- A ty mi uwierzyłeś.
- Jednak po rozmowie z Shinodą, zrozumiałem, że żartujesz sobie. 
- Skarbie, po prostu nasza znajomość nie skończy się w łóżku. Z żadnym z was się nie prześpię. Tak postanowiłam. 
- Dlaczego? Okej, nie ja. Nie Mike, ale są inni, którzy nie zaszli ci za skórę.
- Traktujesz mnie jak dziwkę. Nie skaczę wszystkim facetom do łóżka.  Jestem w zasadzie monogamistką, która lubi ostrą pornografie. Nic więcej. 
- Gadasz od rzeczy. Potrzebujesz dobrego bzykanka i od razu zmienisz zdanie. Powiedz tylko słowo, a ci w tym pomogę.
- Będę pamiętać. Możemy już o tym nie rozmawiać?
- A wykreślisz mnie z listy? No wiesz, po tobie można się wszystkiego spodziewać. 
- Nie. Na to trzeba sobie zasłużyć. 
- Jak ładnie cię poproszę? Ale tak bardzo ładnie?
- Nie. Moja zemsta będzie słodka. Zaatakuje, kiedy nie będziesz się spodziewał.
Opuściłam kuchnię. W salonie toczyła się żywa rozmowa na temat zbliżających się koncertów oraz prac nad płytami. Fajnie było posiedzieć i porozmawiać o przyziemnych sprawach. Nigdy mnie takowe nie interesowały. Zawsze rozmawialiśmy o Anarchii, planach oraz kogo trzeba wyeliminować. Jako nastolatka nie spędzałam dużo czasu z rówieśnikami. Ojciec miał mnie na cenzurowanym. Wiecznie siedziałam w domu z babcią albo mamą. Czasami mogli mnie odwiedzać znajomi w określonym czasie. Jedynie kiedy mogłam cokolwiek zdziałać był pierwszy rok studiów na Alasce. Tam miałam trochę swobody, ale wtedy wkraczała moja matka, która zawsze była doskonale poinformowana o mojej nauce i tym gdzie przebywam. A kiedy poznałam Alexa, to on mnie kontrolował i sprawował piecze. To było nawet przyjemne w tamtym okresie. 'O nic się nie martw, my wszystkim się zajmiemy' - to wiecznie było ich motto. Jako dziecko miałam wszystko, a to za sprawą 'magicznej karteczki'. Wystarczyło, że napiszę co chcę mieć i po kilku dniach to pojawiało się w moim domu. Jedyna rzecz jaka się nie spełniła to rodzeństwo. Tego akurat mi nie przynieśli. 
- Lee, odpowiesz? - Zapytał David. Popatrzyłam na niego z niezrozumieniem.
- Mógłbyś powtórzyć pytanie? Przepraszam, zamyśliłam się. - Posłałam przepraszający uśmiech.
- Pytałem, czy ty na czym grasz? - Ciepło odpowiedział.
- Jako dziecko, babcia uczyła mnie grać na gitarze, ale w późniejszym czasie z tego zrezygnowała na rzecz tańca. Taniec też poszedł w odstawkę. Nie, nie umiem grać na instrumentach. Znam tylko kilka akordów. Mój mąż dla mnie zawsze grywał. 
- To ty miałaś męża? - Dopytywał Brad. 
- Tak. Jestem owdowiałą kobietą. 
- Nie wyglądasz na taką. - Teraz odezwał się Rob.
- Wszyscy kiedyś umrzemy, więc co to za różnica kiedy? Żyliśmy bardzo intensywnie, więc kolejne lata mogłyby być monotonne. A tak to, on gdzieś szykuje mi miejsce. 
Zaskoczyłam wszystkich, nawet Mike był zdziwiony, mimo, że zapewne czytał mój nowy życiorys. Sama go przestudiowałam bardzo dokładnie, aby umieć dobrze kłamać. 
- Jak miałaś na nazwisko przed małżeństwem? - Do pokoju wszedł Chez. Coś długo go nie było.
- Iwanowicz. - I tu nawet nie musiałam kłamać. To nazwisko jest tak popularne, że nikt się nie połapie. 
- Rosjanka?
- Od urodzenia. Chociaż jedenaście lat nie byłam w Moskwie. 
- A my byliśmy w tamtym roku, jakoś przed świętami, no nie? - Zapytał David. Reszta przytaknęła. 
- Rosja jest piękna jeśli wie się, czego szukać. Żaden przewodnik nie pokarze wam tylu miejsc, o których wiedzą nieliczni. Moja Moskwa, jest piękna nocą. To właśnie wtedy miasto budzi się do życia. Ulice drżą od ścigających się samochodów, kluby są odwiedzane przez wszystkich. Nie ważne od stanu konta i wyglądu, czy wieku. Każdy musi tego doświadczyć. Parki zawsze pięknie oświetlone, mają w sobie wiele romantyzmu. Jest tam wręcz tłoczno od zakochanych. W sercu miasta, codziennie gromadzą się setki osób, które są tak do siebie podobni a jednak inni. Kiedy skończy się lato, a ziemie pokryją szumiące liście, człowiek czuje się jak w bajce. Później spada pierwszy śnieg, który studzi temperamenty i przygotowuje ich na nadejście wiosny. Zaczynają kwitnąć kwiaty, które odurzają wszystkich swoją urodą. Delikatne słońce ogrzewa ludzi i zaprasza do przebywania na zewnątrz. Jest tam cudownie.
Samotna łza spłynęła po moim policzku. Tęskniłam za ojczyzną, za tym chłodem, w późne wieczory. Tam było zupełnie inaczej.
- Mamy tam też festiwale kultury folkloru, na którzy przybywają ludzie z Polski, Białorusi, Ukrainy, Litwy, Łotwy, Estonii oraz Gruzji. Można też spotkać Czechów, Słowian i Węgrów. Wszyscy, niezależnie od wieku ze sobą rozmawiają. Każdy dzień festiwalu, kończy się ogniskiem, na które przychodzą wszyscy, którzy mają ochotę. Czuć tam takie ciepło rodzinne i miłość. Chwilami człowiek potrafi się zatracić. Obchody nowego roku są zawsze huczne, a w niebo posyłane jest tysiące sztucznych ogni. Każdy pisze jedno swoje najskrytsze marzenie na karteczce i przywiesza je do ogromnej choinki. Wtedy ma się nadzieję, że może ktoś pomoże ci je spełnić. 
W pomieszczeniu panowała idealna cisza. Dużo wspomnień przelewało się przez mój umysł. Pragnęłam wrócić do tamtych chwil i znów powtórzyć swoje życie. Chciałam znów odkryć nową Rosję.
- Nie tęsknisz za swoim krajem? - Zapytał Mike, który objął mnie ramieniem. Nie miałam nic przeciwko temu, chociaż wciąż byłam na niego zła.
- Tęsknie. Chętnie był tam wróciła.
- Co stoi ci na przeszkodzie, aby tam wrócić?
- Brad, wiele rzeczy. - Spojrzałam na Mike'a. Uśmiechnął się do mnie smutno. Doskonale wiedział jakie to rzeczy oraz to, że nie są dla mnie przyjemne. 
- Chętnie ci pomogę. Jest już jakaś oficjalna lista 'rzeczy, które nie pozwalają ci wyjechać'?
Bardzo pogodnie się do mnie uśmiechnął. Brad był bardzo empatycznym człowiekiem. Zawsze umiał zrozumieć, ale nie tym razem. Nie mogę powiedzieć mu nic.
- To nie najlepszy pomysł. Ona jest dorosła i sama sobie poradzi. - Powiedział Spike, który był wzburzony. Widocznie nie chciał, aby ktokolwiek dowiedział się o czymkolwiek. Ja też tego nie chciałam.
- Jeśli się czegoś chce, to się to osiąga. Sam to wiecznie powtarzasz, a teraz co? Nie widzisz, że ona chce wyjechać?! 
Pierwszy raz widziałam Brada, który uniósł głos. Zawsze był tym opanowanym w moim towarzystwie.
- No tak, jak zwykle jestem tym złym. Jeśli jest jej tu źle, to dlaczego nie wyjechała wcześniej? 
Mike się zdenerwował. Wiedział, że nie mogłam wyjechać. Nadal wie, że nie mogę. 
- Ma swoje powody, a ty jesteś znów nabuzowany. Jeśli nie umiesz hamować swojego charakteru, to po prostu wyjdź. - Mordercze spojrzenie Brada, zaskoczyło wszystkich. 
- Nie kłóćcie się. Nie jestem warta waszej przyjaźni. Ja przy najbliższej okazji wyjadę i więcej się nie zobaczymy. 
- Nie wyjedziesz. - Shinoda wściekle na mnie popatrzył, a później wyszedł z salonu. Usłyszałam trzask drzwi, więc domyśliłam się, że wyszedł. 
On był po prostu na mnie gniewny. Ale tylko na mnie. Nie powinien wyżywać się na BBB. 
- Chłopcy, nie rozmawiajmy o tym. On wie, co jest dla mnie dobre. Chester i ja, ugotowaliśmy obiad. Chodźcie. - Podniosłam się z kanapy i skierowałam się wraz z orszakiem facetów do kuchni. 
Obiad minął nam bardzo spokojnie. Nawet zdenerwowany Mike zachowywał pozorny spokój. Wiedziałam, że to tylko cisza przed burzą. 
Po jakimś czasie chłopaki wyszli, a ja zaczęłam szykować się do pierwszego dnia w pracy.
- Lee, przepraszam. Po prostu się o ciebie martwię. 
- Wiem. Nie wyżywaj się na chłopakach, oni chcą tylko pomóc. A i Chester jest beznadziejnym zwiadowcą. 
Uśmiechnęliśmy się do siebie. 
- Gdzie się wybierasz?
- Idę do pracy. Dziś stoję za barem do drugiej.
- Odwiozę cię, a później przywiozę. Nie możesz sama się włóczyć o tej porze. 
- Okej. Za dziesięć minut chcę wyjechać. - Przytaknął.

________
Kolejny rozdział dodany. Dziś było tak trochę monotonnie i dużo wspomnień, a to tylko dlatego, że pisząc ten rozdział myślałam o swojej ojczyźnie.
Przepraszam, że nie czytam rozdziałów, ale to już się zmieni. Może nawet dziś jeszcze zacznę czytać, a przyznam, że mam dużo zaległości:).

Pozdrawiam was z mojej Moskwy,
Lilith & Company.

niedziela, 19 października 2014

DLA LUDZI, KTÓRZY NIEUMIEJĘTNIE CZYTAJĄ INFORMACJE!

Ważna sprawa, która nie cierpi zwłoki!

Mianowicie:

NA NASZYM BLOGU ISTNIEJE TAKIE COŚ JAK ZAKŁADKA "SPAM" I "POLECANE"

a) W ZAKŁADCE "SPAM" INFORMUJECIE (JEŚLI CHCECIE) O NOWYCH ROZDZIAŁACH NA WASZYCH BLOGACH, JEŚLI WASZ BLOG JEST DODANY PO PRAWEJ STRONIE W PASKU "CO CZYTAMY?".

b) JEŚLI CHCECIE ABYŚMY ZAJRZAŁY NA JAKIEGOŚ INNEGO WASZEGO BLOGA, KTÓREGO NIE MA W PASKU PO PRAWEJ STRONIE, ANI NA TYM, ANI NA BLOGU "PAMIĘTNY KONCERT", TO ZOSTAWIACIE SWOJE PROPOZYCJE W ZAKŁADCE "POLECANE"

Kolejna ważna sprawa:

Każdy SPAM spod rozdziałów, zostaje usunięty przez administratorów tego bloga. 

Wszelkie pytania, które chcecie do nas skierować piszcie na naszą skrzynkę pocztową: blogerkacompany@gmali.com lub paniciemnosci98@gmail.com
Obiecujemy odpisać w ciągu 24 godzin. 

Prosimy o zastosowanie się do tej informacji.
Z poważaniem,
Blogerka Comopany

9.

Wstałam rano, byłam zamroczona. To co. Wszystkie wspomnienia zaczęły napływać do mnie niczym fale. Znów pojawiło się uczucie odrzucenia. 
Dosyć! 
Podniosłam się z wygodnego łóżka, wzięłam ciuchy do joggingu. Dziś pobiegam. Muszę odpocząć. Odstresować się. Nie chcę widzieć Mike'a. 
Wzięłam prysznic, ubrałam się, a później zajrzałam do pokoju agenta. Spał. Jego twarz była skalana miłym uśmiechem. To dobrze. Przynajmniej on ma dobry sen.
Na dole napisałam kartkę, że poszłam pobiegać i zabrałam bransoletkę. Ta, bransoletka z nadajnikiem, która leżała w salonie. Domyśliłam się, że chodzi o mnie. Niech im będzie, ale nie oznacza to, że wszędzie będę z nią chodziła. 
Zaczerpnęłam porannego powietrza. Nałożyłam słuchawki i pobiegłam.
Ludzie ciągle gdzieś się spieszyli. Jedni wracali z pracy, albo z pobliskiej piekarni, inni spieszyli się do pracy. Byli zabiegani. Nieuważni. Nerwowo spoglądali na zegarki. Dociskali pedał gazu. Nigdy nie rozumiałam tego, że można się gdzieś śpieszyć. Wcześniej zwykłe życie było dla mnie odmiennością. Nigdy nie musiałam pracować, ani się spieszyć. Często wyręczałam się innymi. Nigdy nie biegałam sama. Zawsze z Alex'em, albo Andriejem. To dla mnie takie obce. Wręcz niesamowite. 
Ciągła obecność ludzi, którzy pilnowali, aby nic mi się nie stało. Oni byli w stanie się za mnie podłożyć, aby mi się nic nie stało. Boże, Alex zabił tylu ludzi, którzy mnie uratowali. Potrafili być dla mnie rodziną, której tak bardzo mi brakowało. A teraz? A teraz, chcę wolności. Nie chcę przywiązania. Nie chcę uczuć. To zbyt boli, aby znów popaść w skrajne uczucie. 
Byłam dla niego jedną z wielu dziwek, które mógł pieprzyć. Jednak mi to nie przeszkadzało. Chciałam tego. Dawałam przyjemność, a sama brałam o wiele więcej. On dla mnie stracił głowę. On mnie kochał. Kochał mnie na swój popieprzony sposób, ale mnie kochał. A ja podarowałam mu kulkę. 
Nigdy nie miałam wyrzutów sumienia za to co zrobiłam, aż do dzisiaj. Gdyby nie to, nadal bym się męczyła w związku z nim. Przecież wiedziałam na co się godzę. 
Ode mnie nie odejdziesz już nigdy. Jeśli tylko spróbujesz, zabiję cię. 
Nie dał rady mnie zabić. Chciałam odejść, zamknął mnie w domu w Szwajcarii. Pilnowało mnie dwudziestu ludzi. Nie mogłam nigdzie wyjść. Ciągle w tych samych ścianach. Spędziłam tam pół roku. Odwiedzał mnie raz w tygodniu. Chciał spędzić ze mną jeden cały dzień, ale ja go nienawidziłam w tamtym momencie. Zamykałam się w sypialni i siadałam przy drzwiach. On zawsze siedział na korytarzu, oparty o nie i próbował ze mną rozmawiać. Nie chciałam, aby on cokolwiek robił dla mnie. Chciałam wolności. Kiedy wiedziałam, że będzie musiał wracać, wychodziłam do niego. Pozwalałam się dotknąć, pocałować. Przez piętnaście minut mógł mnie mieć. Nie więcej.
Wypuścił mnie wreszcie. Obiecałam, że nie będę chciała więcej odejść. Dwa tygodnie później go zabiłam. Kłóciliśmy się o moją wolność. Znów. Strzeliłam, kiedy nie wytrzymałam stresu. 
Od tego czasu, zaczął się mój nowy koszmar. To cholernie boli.
Zatraciłam się tak we wspomnieniach, że nawet nie wiem gdzie się znalazłam. Nie znałam LA. Miałam w sumie to gdzieś. Jak długo nie będę wracać, to ktoś po mnie przyjdzie. Biegłam dalej, a w słuchawkach ciągle leciała ta sama piosenkę. ''Numb''. - Piosenka, która określała mnie i jego. Naszą chorobliwą kontrolę tego drugiego. Nasze wybuchy gniewu. Przez sześć miesięcy w 'więzieniu', przesłuchałam ją milion razy. Chciałam zrozumieć, dlaczego Alex jest taki, a nie inny. Dlaczego nie pozwala mi odejść tak jak innym dziwką. Ich nie trzymał w zamknięciu, kiedy powiedziały dosyć. Niektórym darował życie, a inne po prostu zabijał na moich oczach. Zawsze powtarzał, że ze mną może być podobnie. Chciał zawładnąć moją duszą, ciałem i umysłem. Już prawie mu się to udało, kiedy miałam dosyć. Ja nie żyłam, ale egzystowałam. 
Przebiegłam właśnie przez park i zorientowałam się, że jestem na odpowiedniej ulicy. Nawet widziałam jego dom i samochód, który tam stał. 
Kurwa, znów Rodriguez czegoś chce. Muszę go przeprosić za wczorajszą akcję, Mike'a zresztą też. Nie. Nie umiem tego zrobić i nie będę się zmuszać.
Teraz pytanie, czy wejść frontowymi drzwiami i spotkać Mike'a oraz Rodrigueza, czy wejść niepostrzeżenie tyłem? Nie chcę z nimi rozmawiać. Z kuchni będzie mi łatwiej wejść na górę. Nie będę przechodziła przez salon.
Przebiegłam do tylnych drzwi. Spod doniczki wzięłam klucz i weszłam do środka. Całe szczęście, że zamki w jego domu działają bardzo cicho i nie robią niepotrzebnego hałasu. Zamknęłam drzwi. Z szafki wzięłam wodę i kiedy już miałam iść w stronę schodów, usłyszałam rozmowę. 
- Coś jest z nią nie tak i to od wczoraj. Ignoruje mnie. Nie wiem, co zrobiłem źle. - Powiedział mój 'kuzyn'. Łatwo było się domyśleć, że chodzi mu o mnie. 
- Musiałeś coś nabroić. Jeśli kobieta nie krzyczy, a ignoruje to ją skrzywdziłeś. Bardzo skrzywdziłeś. 
Chester? Czy on rozmawia z Chesterem o mnie? Boże, ja się boję konfrontacji z agentem, a oni sobie plotkują?
Przewróciłam oczami. 
- Nic wczoraj nie zrobiłem. Ty wyszedłeś, ona ze mną chwilę porozmawiała, a później jak gdyby nic poszła do hangaru. Zamknęła się w środku i koniec. Nie porozmawiasz. Siedziała tam do północy, a później znalazłem ją jak sobie pływa w basenie. Była najarana. Czy towar ma od ciebie? 
- Nie. Nie lubię się dzielić skętami, stary. Może pobaw się w tajne służby i ją śledź? 
Powstrzymywałam się, aby nie parsknąć śmiechem. Pobaw się w agenta. On nie musi udawać. A zresztą i tak jestem obserwowana. 
- Jest dorosła. Mam nadzieję, że w nic się nie wpakowała. 
- Daj spokój, a tak w ogóle to gdzie ona jest? 
- Zostawiła mi kartkę, że poszła pobiegać. Robi to już cztery godziny. Zaczynam się martwić. 
Nie udawaj, że cię to obchodzi. Jakbym zniknęła, byłoby lepiej. 
Nie chciałam ich dalej słuchać. Weszłam po cichu na górę i zamknęłam się w pokoju. Zdjęłam bransoletkę, ściągnęłam top i rozpuściłam włosy. Zabrałam krótką, koronkową sukienkę, bieliznę i białe japonki - poszłam do łazienki na długą kąpiel. 
Brudne ubrania włożyłam do pralki i nastawiłam pranie. Do wanny nalałam dużo wody, dolałam olejków zapachowych. Kiedy wytworzyła się piana, zanurzyłam się w niej. Pod wodą wytrzymałam prawie minutę. Powoli odprężałam swoje ciało. 
Przydałoby się pojechać do Centrum Handlowego. Aby spędzić miło dzień bez rozmyślania, wyrzutów sumienia, Mike'a oraz Alexa, pojadę na zakupy. Na bardzo duże zakupy. Tergo właśnie potrzebuję. 
Po godzinie siedzenia w ciepłej wodzie, wyszłam. Ubrałam się, zrobiłam delikatny makijaż i podkręciłam włosy. Wyglądałam tak cholernie niewinnie, a wcale taka nie byłam.
W nawet dobrym humorze weszłam do pokoju. Pisnęłam. 
Na łóżku siedział Mike. Zjechałam po drzwiach, łapiąc oddech. Moje serce biło tak szybko, jakby miało wyskoczyć mi z piersi.
- Nigdy. Więcej. Tego. Nie. Rób. - Wycedziłam przez zaciśnięte szczęki. Wstałam z kucek i poszłam do szafki po bransoletkę. Zawiesiłam ją na lewym nadgarstku. 
W uszy wkręciłam małe kolczyki. Spakowałam torebkę. Oboje milczeliśmy. Mike nie wytrzymał i się odezwał.
- Dlaczego mnie ignorujesz? 
- Zdaje ci się. - Skłamałam, nieodwracając się do niego.
- Nie, Lee. Nie wydaje mi się. Robisz to od wczoraj. Wstałaś rano, poszłaś biegać, wróciłaś nawet nie wiem kiedy. To nie jest normalne zachowanie, tym bardziej, że przełamaliśmy już pierwsze lody. 
- Spałeś, nie chciałam cię budzić. Jak wróciłam - rozmawiałeś z Chesterem, nie chciałam przeszkadzać. Wczoraj potrzebowałaś odpoczynku po misji, poszłam do hangaru, a później popływać. 
- Jesteś dla mnie zimna.  Co zrobiłem? -  Raczej coś powiedziałeś. Nie musisz wiedzieć. Tak będzie lepiej dla wszystkich.
- Nic. Mam gorsze dni, jasne? Coś jeszcze, bo jeśli nie to jadę na zakupy. 
- Jadę z tobą. - Wstał z mojego łóżka.
- Chcę iść na zakupy, a nie na szpanowanie po centrum i ciągłe otoczenie nas przez fanów. Zrozum. - Chciałam wyjść, ale mnie zatrzymał, łapiąc za dłoń.
- Puść. - On dalej mnie trzymał. Przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Na początku oddałam pocałunek, ale kiedy to do mnie dotarło, uderzyłam go z całych sił w twarz.
- Nigdy tego nie rób. - Ostrzegłam i wyszłam. 
Zabrałam kluczyki do Cadillaca, a później pojechałam do Centrum. Jechałam z niedozwoloną prędkością, na wyczucie wymijając samochody. Zadriftowałam parkując. Zawsze tak robię, gdy chcę zaparkować równolegle do krawężnika. Jestem w tym dobra. 
Wzięłam odprężający oddech i oczyściłam umysł z niechcianych myśli.
Wchodziłam do wszystkich sklepów jakie miałam po drodze i w każdym coś kupiłam. Wydałam tyle pieniędzy, że przez jeden wyścig nie zarobię. Czyżbym chciała znaleźć jakąś pracę? Może skusiłabym się na barmankę. Umiem robić drinki, wyglądam też w miarę. 
Klub '63'. Przy okazji może rozpracuję kolejną część Anarchii, bo na ostatniej imprezie dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy. Trzeba dziś tam wpaść. Może nawet teraz to zrobię. 
- Może pomogę ci nosić te zakupy? - Usłyszałam głos przy swoim uchu. Wzdrygnęłam się kiedy okazało się iż to Simon.
- Chętnie. - Podałam mu je. - Co ty tutaj robisz?
- Moja suka chce kupić jakieś ubrania. Muszę dbać o zdobycze. - Uśmiechnął się zadziornie. 
- Powinieneś z nią raczej chodzić, skoro musisz ją pilnować.
- Dałem jej jednego pachołka. Ja miałem zamiar poobserwować z kawiarni. - Wskazał głową na kafejkę.
- Przeszkodziłam. Nie jest mi z tego powodu przykro. Lubię przeszkadzać chłopcom. - Szepnęłam do jego ucha. 
- Zająłbym się tobą. Oj zajął. 
-  To na co czekasz? - Teraz to ja posłałam mu pewne spojrzenie i jednoznaczny uśmieszek. 
- Nie prowokuj, bo wezmę cię w przymierzalni. 
-  Czekam. - Weszłam do sklepu z bielizną. 
On stał osłupiały. Widocznie jego suki były słabe, skoro żadne nie potrafiła wywrzeć na nim takiego wrażenia. Szkoda chłopaka. 
Wybrałam dla siebie kilka kompletów koronkowej bielizny. Trzeba czuć się kobieco. To był już ostatni sklep, który dziś chciałam odwiedzić. 
Ekspedientka zapakowała zakupy, zapłaciłam i podałam torbę Simonowi.
- Gdzie chcesz teraz iść? 
- Raczej już do samochodu. Mam jeszcze coś do załatwienia na mieście.
- To coś pilnego?
- W sumie tak. Chcę podjąć pracę w '63'. 
- Masz zamiar pracować? Mogłabyś być moja i tego nie robić.
- Mam być kolejną dziwką na zawołanie? Wybacz, ale ja z tego wyrosłam.
Ta. Na pewno. Czasami chciałabym być taką uległą jak kiedyś. Muszę sobie znaleźć mężczyznę, choćby takiego tylko do pieprzenia. 
- Skoro chcesz to tak nazywać. Ja wolałbym określenie, kobiety do towarzystwa. 
- Ta rola też mnie nie kręci. Idziemy? 
- Jasne. - Wyjął telefon i szybko się z kimś skontaktował. Później ruszyliśmy na parking. 
Stanęłam przed swoim samochodem. Widziałam, że był pełen podziwu. Cóż, nie codziennie widuje się takie samochody w takim stanie. 
Otworzyłam bagażnik i Simon zapakował zakupy.
- Jedziesz ze mną? 
- Tak. - Otworzył mi drzwi jak na dżentelmena przystało, a ja podziękowałam skinieniem i wsiadłam. Obszedł szybko samochód i dołączył do mnie. 
- Wyglądasz bardzo seksownie w tej sukieneczce. Chętnie bym cię wziął.
- Proponowałam, ale nie chciałeś. Teraz nie wiem, czy powinnam się zgodzić.
- Nigdy nie daję wyboru takim sztuką. Zawsze są dla mnie rozrywką, nawet wbrew ich woli, ale w tobie jest coś, co nie pozwala mi tego zrobić. 
- Ciesz się, że twój mózg na to nie pozwala. Potrafię pokazać pazurki, a jeśli nie chcesz marnie skończyć, to nie dobieraj się do mnie.
- Wiesz, w dzisiejszych czasach, panny stają się uległe już po jednej tabletce. 
- A panowie tracą kontrolę i cieszą się, jeśli nikt ich nie przeleci. Takie zabawy nie są mi obce. Nie rozmawiajmy o tym. 
Zajechaliśmy pod klub. Simon otworzył mi drzwi. Chciał się podlizać. Może kiedyś znów pokażę mi na co mnie stać. Pieprzył mnie tylko raz i to jeszcze w poprzednim wcieleniu. Był dobry. 
Poszłam do szefa, który okazał się również napalonym gostkiem. Pracę dostałam od razu. Mieliśmy się tylko spotkać i podpisać umowę oraz załatwić moją dodatkową pracę dla niektórych loży. Może być. 
Simon gdzieś mi zniknął, ale mniejsza z nim. Jadę do domu. Jestem głodna, bolą mnie nogi i mam zły humor. Pieprzony Mike i jego wyskok. 
On nie rozumie. Robiąc ten pierwszy krok, dał mi nadzieję, której nie chcę. Całe szczęście, że nie będę musiała z nim przebywać wiecznie. Może nawet załatwię, aby pozwolili mi opuścić Stany. Wrócę do swojej Rosji. Brakuje mi jej. W ojczyźnie nie byłam jedenaście lat. 
Zajechałam na podjazd domu Mika. Bałam się wejść do środka. Nie wiem, co może mnie tam czekać. Mam nadzieję, że nie zrobiłam mu krzywdy swoim uderzeniem. Mam bardzo mocny cios. Zapewne jestem pierwszą, która go uderzyła. 
Wypakowałam swoje zakupy. Siedemnaście toreb. Jestem dobra w kupowaniu. Ciekawe jak sobie poradzę z pracą. Chyba nie będzie tak trudno. To przecież nie może być trudne. Jeśli mi się nie spodoba, będę częściej się ścigać. 
Cichaczem weszłam do domu. Znów chciałam niepostrzeżenie wejść, ale mi się nie udało. Mike siedział w salonie. 
Zignoruję go. Tak będzie najlepiej. Będę go cały czas ignorować. Kolejny plan do realizacji. 
- Lee, chyba musimy porozmawiać. - Powiedział nadal się nieodwracając. 
- Jasne. - Weszłam do salonu. Zakupy postawiłam przy drzwiach. - O czym chcesz rozmawiać? 
Usiadłam naprzeciwko niego. Nie było śladu po uderzeniu. Całe szczęście. Wyhaczyłam, że mają koncert pod koniec tygodnia. Mógłby źle wyglądać. 
- O nas. Co się dzieje? 
- Nic. Masz jakieś uwagi?
- Eileen, wygłupiłem się dziś. Nie powinienem tego robić. Jednak po dyskusji z Chesterem doszliśmy do wniosku, że ty właśnie tego chcesz. Popełniłem błąd. 
- Skąd wam mogło to przyjść do głowy? - Zapytałam z udawaną obojętnością. 
Tak, kurwa chciałam abyś zwrócił na mnie uwagę, ale skoro to i tak nic dla ciebie nie znaczy to po co?
- Poczułem coś, kiedy wczoraj opatrywałaś mi ranę. Kiedy się do mnie przytuliłaś. Jednak jest prawdopodobieństwo i to znaczące, że kiedy rozmawialiśmy o moich niby związkach, uraziłem twoje uczucia. Lee, to nie tak, że ty dla mnie nic nie znaczysz. Jesteś jedną z ważniejszych osób w moim otoczeniu. 
- Mike, nie tłumacz się. Nie chcę tego słuchać. Nie czuję nic do ciebie i tak pozostanie. Te kilka przelotnych stosunków i spania razem w łóżku nic nie zmienia. Bawiłam się tylko, bo tak było mi wygodnie. 
Kłamałam mu prosto w oczy. To wszystko miało dla mnie bardzo duże znaczenie. Każdy najmniejszy gest sprawiał, że moje serce biło i nadal bije szybciej. Jednak wolę ranić niż być ranioną. Jestem dla niego nikim. Jestem jedną z wielu tak samo jak dla Alexa. Nie będę zabawką. Już nią nie chcę być.
Bolały go moje słowa. Miały boleć, tak samo jak mnie. Jestem masochistą i sadystą emocjonalnym w jednym.
Zabrałam swoje torby z zakupami i poszłam na górę. Może powinniśmy zapomnieć o całej sprawie i po prostu żyć tak jak wcześniej? Nie da się tego zapomnieć. Ja znów zaczęłam coś czuć do mężczyzny, a on powiedział, że nic nie znaczę dla niego. Może i próbował się później tłumaczyć, ale po co? To nie miało sensu. Nie powinnam w ogóle z nim przebywać. Może porozmawiam z Rodriguezem i poproszę o przeniesienie. Tak byłoby najlepiej.
_____
Witajcie ludzie, 
Na wstępie - przepraszam, że nie komentuje waszych opowiadań, ale brak mi czasu. Obiecuję nadrobić od przyszłego tygodnia?
Widzę, że coraz więcej osób odwiedza naszego bloga i zostawia komentarze.
DZIĘKUJEMY ZA WSPARCIE, MIŁE SŁOWA I ZA TO, ŻE JESTEŚCIE Z NAMI.

Pozdrawiam,
Lilith & Company.

sobota, 11 października 2014

8.

Minęło kilka dni od mojego wyskoku. Rozmawiałam z Rodriguezem i oddałam cztery miliony. Resztę zostawiłam dla siebie. Muszę z czegoś żyć. Z Mike'm zaczęłam się dogadywać i coś zaiskrzyło, ale to chyba tylko z mojej strony. Trzeba zgasić ten ogień w zarodku. Nie będę cierpiała przez żadnego dupka. Chłopaki jak obiecali, tak pilnują mnie non stop. Shinoda nie chodzi do studia, a jeśli gdziekolwiek wychodzi to zostawia mnie ze zboczonym Chesterem. No bo co on sobie myśli? Że jak klepnie mnie w tyłek, albo z zaskoczenia pocałuje na oczach chłopaków, to skoczę mu do łóżka? Szkoda nawet o tym myśleć. Mam więcej spraw na głowi, które powinnam załatwić w najbliższym czasie.
Siedziałam właśnie z Linkinami w kuchni, kiedy Mike energicznie zbiegł po schodach z torbą podróżną.
- Lee, muszę coś pilnie załatwić. - Spojrzał na mnie porozumiewawczo. Zapewne dzwonił Rodriguez i miał jakieś zadanie dla Shinody. - Proszę, nie opuszczaj posesji. Chłopaki przypilnujcie jej. - Popatrzył na nich, a oni wszyscy zgodnie pokiwali głową. - Do zobaczenia! 
- Mike! Poczekaj. - Podbiegłam do niego. - Proszę, uważaj na siebie. Czy to ma związek z Anarchią? - Przytaknął. 
- Nie bój się, mała. Rodriguez dzwonił, że mają kilka namiarów na nich. Wrócę cały.
- Obiecujesz? - Zapytałam ze strachem w oczach. Nie raz przerabiałam wyjazdy Alexa na "misje". Zawsze się cholernie bałam i zawsze byłam pilnowana przez ochronę. 
- Obiecuję. - Spontanicznie go przytuliłam. Był dla mnie kimś ważnym, mimo że nie znaliśmy się najlepiej. Byliśmy dla siebie obcymi ludźmi. On miał mnie tylko przyzwyczaić do normalnego życia i wspomagać w razie problemów. Jednak stał się dla mnie kimś więcej. Moje serce biło szybciej na jego widok. Ja czułam do niego coś więcej niż tylko sympatię.
- Powinienem wrócić wieczorem. W garażu znajduje się Cadillac Calais z '69. Podobno lubisz się paprać w smarze, więc zrób z nim jakiś porządek. Rodriguez mówił, że pracowałaś już na podobnym.
Zrobiłam wielkie oczy. Boże, ten samochód jest cudny. Mogę go ulepszyć i zrobić całkiem sportowy wózek.
- Dziękuję. - Pocałowałam go w policzek. Odważyłabym się na więcej, ale w kuchni byli chłopaki. Przecież jesteśmy rodziną. 
- Nie martw się o mnie. Wrócę w jednym kawałku.
- Oby nie w czarnym worku. - Spąsowiałam. Zrozumiał moją aluzję i się uśmiechnął. 
- Czekają już na mnie. Trzymaj się i bądź ostrożna. - Przytaknęłam. 
Kiedy opuścił mieszkanie, w moich oczach pojawiły się łzy. Co jeśli nie wróci, albo wróci z kulką w sercu? Boję się o niego. 
Wróciłam do reszty.  Wszyscy patrzyli na mnie z niezrozumieniem. Oni nic nie wiedzą. Nie mogą wiedzieć.
- Co się stało? - Chester objął mnie ramieniem. 
- Wzruszyłam się. W garażu stoi Cadillac, którego mogę podrasować. - Skłamałam. Na twarzy wymusiłam sztuczny uśmiech. 
- Skoro chcesz zająć się autem, to my wszyscy chyba nie jesteśmy potrzebni? Mam kilka spraw do załatwienia i jeśli nie macie nic przeciwko...
- David, jasne. Nie musicie ze mną siedzieć. Nie mam zamiaru robić nic głupiego, a Mike jest przewrażliwiony. I tak idę do garażu. Zapewne wyjdę z niego, kiedy przyjedzie kuzyn.
- Okej, to jakby coś jestem pod telefonem. - Pożegnał się z nami i wyszedł. 
- Ja z nią zostanę, wy też możecie iść. - Głos zabrał Chester. Chester chce się mną opiekować? No proszę bardzo, jeszcze nie dalej niż wczoraj nazywał mnie suką bez uczuć. Jak ten człowiek szybko się zmienia.
- Spoko. Później wpadniemy. - Rzucił Brad. Wszyscy wyszli. Zostałam tylko ja z Chesterem. Nie czułam się komfortowo w tej sytuacji. Nie powinnam z nim spędzać czasu, a mimo wszystko on ciągle jest obecny w moim nowym życiu. 
- Możesz mnie już puścić. - Powiedziałam, a on momentalnie cofnął ramię. 
- To idziemy majsterkować? 
- Jasne. - Odparłam. Zakluczyłam dom i tylnym wyjściem udaliśmy się do mojego hangaru. Tak. Mojego. Kiedy tylko się tu zjawiłam, czekał na mnie garaż z pełnym wyposażeniem. Tam też stał mój Ninja, którego regularnie dopieszczałam, aby wreszcie wziąć udział w wyścigach ulicznych. W przyszłym tygodniu mam się stawić na wyścigu. Gra jest o dużą stawkę, więc chcę wziąć udział. 
- Nie wiedziałem, że Mike ma takie coś na podwórku. 
- Cóż, mi tam się podoba. Nie boję się ubrudzić. - Odsunęłam masywne wrota. Tam ukazała mi się sylwetka auta pod kapą. Jednym ruchem ją ściągnęłam i moim oczom ukazał się cud. Czarny, dwudrzwiowy samochód. Z chromowanymi felgami, sportowym zawieszeniem. Cudo.
Otworzyłam maskę, a tam ujrzałam silnik V8 o mocy około 400 KM. Jeszcze raz - Cudo! 
- Boże, jest piękny. - Szepnęłam. Obeszłam samochód dookoła. W tym aucie nie było już czego podrasować. Wykończony z klasą, przygotowany na wyższą jazdę. Chociaż mogłabym się zająć tuningiem. Myślę, że da się z niego wyciągnąć ponad 200 mil na godzinę. Teraz jedzie mniej więcej 180. A gdyby tak zainstalować nitro? Przecież muszę jeździć najlepszym wózkiem. Gdyby był tu mój Mustang. To był samochód niezniszczalny. Osiemnaście wygranych z rzędu, ponad milion dolarów. A teraz? Wszystko poszło się jebać. Zablokowali moje konta, chociaż na nich nie trzymałam zbyt dużo. Wszystko jest w sejfie, ale jak tam się dostać niepostrzeżenie? Gdybym zabrała to wszystko, co tam mam, to kupiłabym sobie wolność. Może dom na  Bora Bora? O tak, chciałabym tam zamieszkać. 
- Widzisz jaki ten samochód jest piękny?! - Wykrzyknęłam. Wsiadłam za kierownicę, a później odpaliłam. Silnik zamruczał jak kot. Cudo. Boże, dziękuję za taki samochód.
Zgasiłam auto. Znów spojrzałam pod maskę. Silnik ośmiocylindrowy. 
- Zachowujesz się jak dziewczynka, która dostała słodkiego cukierka. 
- I wiesz co? Ten cukierek jest bardzo słodki, ale ty go nie dostaniesz. Nie lubię się dzielić.
- Wolałbym innego cukierka, który zapewne jest o wiele słodszy. - Przewróciłam oczami. Zboczony prymityw. Myśli, że ze mną pójdzie mu tak łatwo, to się kochany myli. Nigdy nie byłam pierwszą lepszą. Nigdy nią nie będę. Alex nauczył mnie mojej wartości. Pokazał, że nie mogę być zabawką. A jednak przez taki szmat czasu nią byłam. 
Znów zajrzałam pod maskę i zaczęłam sprawdzać olej. Znakomity zapach benzyny połączony ze smarem i olejem. Mogłabym się nim najarać.
Czułam natarczywe spojrzenie na swojej dupie. Chester erotoman.
- Możesz przestać gapić się na moją dupę? - Powiedziałam, odwracając się w jego stronę.
- Jestem facetem, tak? A ty jeszcze w tych spodenkach, doprowadzasz mnie do szału. - Uśmiechnęłam się drwiąco. Podeszłam do niego, a dłoń położyłam na jego męskości. Była nabrzmiała.
- Musiałeś dawno się z nikim nie pieprzyć, skoro podniecają cię moje krótkie spodenki. - Zassał powietrze, kiedy delikatnie nacisnęłam. - Masz wygłodniały wzrok, a twoje oczy mówią, że wziąłbyś mnie na masce samochodu. Chcesz się zaspokoić, ale ja nie idę w taki układ. 
- Jesteś suką. 
- Dopiero teraz to zauważyłeś? No proszę, nie rozśmieszaj mnie. Taka suka jak ja skarze cię na ręczne zaspokojenie. - Odwróciłam się i poszłam do samochodu. Jego wzrok był morderczy. Byłam pewna, że w każdej chwili może się na mnie rzucić. Cóż to by było z jego strony głupie. Ćwiczyłam boks, a mój lewy sierpowy jest niezawodny. Niektórzy już mogli go spróbować. Ach, nie skończyło się to dla nich dobrze. Zarobili kulkę w łeb. Alex był nieprzewidywalny. 
- Boże, Mike ma anielską cierpliwość. W jego domu chodzi taka niunia, a on jej nie przeleci. W sumie zawsze był opóźniony w tych sprawach. Czasami się zastanawiamy z chłopakami, czy on nie jest jeszcze prawiczkiem. 
Zaśmiałam się perlistym śmiechem. Mike? Czy on mówi o moim kuzynie? Ma opinię największego playboya w agencji. Tuziny fanek, które zrobią wszystko, aby na nie spojrzał. 
- Jesteście przyjaciółmi, dlaczego go o to nie zapytasz? - Otarłam łzę ze śmiechu.
- No proszę cię, jak to będzie wyglądało?
- Nie wiem, chcę to zobaczyć. On jest szczerym do bólu facetem, więc nie skłamie. 
Uśmiechnęłam się promiennie. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam dwa piwa. Chester jest spoko facetem do czasu, aż nie proponuje niemoralnych czynności. A myśl, że w jego spodniach jest już strasznie ciasno działa na mnie jak płachta na byka. 
- Dlaczego jesteś tak twarda? Żadna laska mi jeszcze nie odmówiła.
- Ja nie jestem żadna. - Upiłam łyk piwa. 
- Zdążyłem zauważyć. 
- Ciesze się. Możesz mieć każdą, a dlaczego uwziąłeś się właśnie na mnie?
- Bo stawiasz opór.
- Aha, a gdybym dała się przelecieć pierwszego dnia, to byś odpuścił? 
- Raczej nie. Za bardzo mnie rajcujesz. Jesteś taka inna od wszystkich panienek. Patrzą na ciebie tłumy napalonych facetów. Co jest z tobą nie tak? 
Postanowiłam, że się z niego ponabijam. Przybrałam bardzo poważny ton.
- Jestem lesbijką. - Zakrztusił się piwem. Jego oczy mało co nie wypadły z orbit. Boże, za taki widok mogłabym zabić.
- Pierdolisz. Całowałaś się z facetem. Nie możliwe. Jak?! - Plątał się we własnych wypowiedziach. Chester, który nie ma żadnej ciętej riposty? To taka rzadkość. - Już mamy odpowiedź, dlaczego się nie da cię zaciągnąć do łóżka. 
- O tak, masz odpowiedź. I to taką poważną. - Rzuciłam z ironią. Nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać. To było nie do pohamowania.
- Co tu tak wesoło? - Usłyszałam głos Mika. 
- Wróciłeś! - Rzuciłam się mu na szyję. Jęknął. W mojej głowie zapaliła się kontrolka. Coś musiało się stać. 
- Stary, ja muszę już iść. Muszę pomyśleć. - Powiedział Chester i opuścił mój garaż. Odprowadziliśmy go wzrokiem. 
- Co ci się stało? - Dotknęłam jego ramienia. Był w bluzie, ale wyczułam bandaż. On jest ranny. 
Zdjęłam z niego okrycie. Widok był straszny. Usztywnienie, całe zakrwawione. Pobladłam.
- Trzeba to opatrzyć, chodźmy do domu. - Wzięłam go za zdrową dłoń i udaliśmy się do kuchni. On usiadł na stołku, a ja zaczęłam opatrywać ranę. 
- Mike, tam nadal jest kula. Boże, naraziłeś swoje życie. - W apteczce znalazłam szczypce. Kula nie była głęboko, więc dam sobie radę. 
Zagotowałam wodę, a później wyparzyłam przedmiot. 
- Chcesz mi to wyjąć na żywca?! - Krzyknął, zabierając rękę.
- Nie bądź dzieckiem. Masz szczęście, że sam nie musisz tego robić. Ja wyciągałam kulę z uda. Bolesna sprawa. Rozluźnij się, obiecuję, że nie będzie bolało.
Oczywiście, że będzie bolało. Jednak może lepiej, żebyś nie wiedział.
Powiedziałam sama do siebie.
- Na cztery. - Powiedziałam. - Raz... Dwa... Trzy. - Pociągnęłam. Mike zawył. Oczyściłam ranę spirytusem. Będzie szczypało i to cholernie. 
- Miało być na cztery. - Powiedział niczym naburmuszone dziecko.
- Wymiękłbyś. - Zrobiłam tampon, a następnie owinęłam bandażem elastycznym. Posprzątałam po tej operacji. Kulkę wypłukałam pod bieżącą wodą. Chciałam zobaczyć, który imbecyl strzelał. Pod lupą sprawdziłam inicjały. VB4. Vladimir Bieluk i jego czwarty krąg. Ten sukinsyn powinien już dawno gnić pod ziemią. Był jednym z dziewięciu mózgów całej operacji. Zawsze go nienawidziłam. Był najbardziej brutalnym facetem. 
- Jak dałeś się postrzelić? Przecież jesteście szkoleni. - Popatrzyłam na niego wymownie. Nadal miał ból w oczach. 
Usiadłam mu na kolanach i przytuliłam do siebie. 
- Nie wiem, zrobił to z zaskoczenia. - Objął mnie zdrową ręką. - Już dobrze. Dzięki za pomoc.
- Dlaczego oni ci nie pomogli?
- Spieszyłem się do ciebie. Wiesz, znam dobrze chłopaków. Wiedziałem, że Chester tylko zostanie. Nie mam pretensji do reszty, ale mogli to inaczej rozegrać. Nawiązałaś z nim kontakt.
- Ta. Powiedziałam, że jestem lesbijką. Nie będzie mnie chciał już przelecieć. A tak poza tym to rozmawialiśmy o tobie i twoich podbojach miłosnych. Chodzą słuchy, że nadal jesteś prawiczkiem. - Popatrzyłam na jego reakcję. Najpierw spoważniał, a później wybuchł niepohamowanym śmiechem. 
- Idiota. 
- Zareagowałam zupełnie tak jak ty. 
- Wiesz, on ma dziwne pomysły.
- To nie tylko jego pomysł. Wszyscy Linkini tak uważają. Naprawdę nigdy nie miałeś takiej dziewczyny nawet na pokaz?
- Nie. To nie miałoby sensu. Wiesz, że gdybym się z jakąś związał, musiałbym ją wtajemniczyć w moje życie. Nie chcę tego. Panny, które są już wtajemniczone są dla mnie niczym.
Zabolało. Ja też jestem dla niego niczym. Zamaskowałam mój smutek. Przecież powinnam to przewidzieć. On ma mnie tylko chronić, nic więcej. 
- Jesteś głodny? 
- Nie. Boli mnie ramie. - Zaczął marudzić. Przewróciłam oczami i poszłam po tabletki przeciwbólowe. 
- Weź. Nie mam zamiaru cię otruć, ani nic podobnego.
- Nie boję się ciebie. - Łyknął.
- A powinieneś. - Powiedziałam i poszłam do hangaru. 
Jestem silna. To nie ma znaczenia, że jestem dla niego niczym. Mogę mieć każdego. Muszę wytrzymać tylko niecałe trzy miesiące. Więcej go nie zobaczę. Wyjadę na Bora Bora. Pierdolić go i wszystkich dupków, których spotkałam.
W moim oku zakręciła się łezka. 
Chciałam się zmienić. Przecież, miałam być kimś innym. Przecież to nie miało tak wyglądać. 
Znów zaczęłam ulepszać Kawasaki. Ostatni przegląd przed próbą generalną. 
Oczyściłam swoje myśli ze wszelkich głupot. Byłam tylko ja i maszyna. Bolało mnie. Bolało mnie, że on mnie odrzucił. ''Są dla mnie niczym.'' 
Ja też jestem dla niego niczym. Moje uczucia są tu zbędne. 
Już prawie kończyłam, kiedy zauważyłam małego chipa.  
- Co to kurwa jest? - Zadałam sobie sama pytanie. 
Monitoring dwa cztery. Już wiem. Wiedział, że wezmę udział w wyścigach. Zgarnęliby masę ludzi. O nie, kochani. Nie będzie czegoś takiego. Nie pozwolę. 
Delikatnie odkleiłam nadajnik, a później przepięłam go na metalową półkę. Nie uda im się mnie przyłapać. 
Cadillac też musi być namierzany. Nie jest możliwe, abym tym już prawie sportowym autem jeździła bezkarnie. 
Trzeba przeszukać auto, albo go zniszczyć. 
Nie. Nie jestem w stanie tego zrobić. Ten samochód jest dla mnie zbyt ważny. 
Spojrzałam przez okno i dostrzegam, że jest już ciemno. W sumie jest już noc. Będąc w garażu zawsze tracę poczucie czasu. W sumie to lubię takie zatracenie, kiedy nic nie jest ważne. 
Wzięłam kolejne piwo i usiadłam na masce samochodu. Podkuliłam nogi pod brodę. Dotarło do mnie, że z jednej niewoli trafiłam do drugiej. Tam przynajmniej nie miałam kamer w pokoju oraz nadajników na samochodach. Lepiej już nie mogłam trafić. Muszę się wyrwać z tego więzienia. Nie mogę tutaj dalej żyć. Upiłam łyk piwa. 
Wykańczam się powoli. Westchnęłam. 
Byłam tu sama, zamknęłam garaż, aby nikt nie mógł wejść. Chciałam być sama. Lubię samotność. 
Łzy popłynęły. Byłam zła na siebie i świat. Jednak złość na samą siebie przebijał wszystko. 
Muszę się wydostać z tej klatki. Znajdę jakieś małe mieszkanie na odludziu i tam się przeprowadzę. Będzie to jakaś alternatywa. Jeśli Anarchia mnie znajdzie, to okej. Niech robią co chcą. Zyt długo się męczę. 
Łzy same płynęły po polikach. To było silniejsze ode mnie.  Kiedy ja ostatnio płakałam? Nigdy nie umiałam tego robić, zawsze się wzbraniałam, a teraz? To wyszło tak samo z siebie. 
Uwikłana w pajęczyny życia, staczam się na dno. Spadam i spadam, a ze mną lecą inni. Podobni. Obcy. Wszyscy którzy sobie nie radzą. 
Usłyszałam szarpnięcie za metalowe drzwi. Nie ustąpiły. To dobrze. 
- Lee, jesteś tam? - Mike. Przecież wiesz, że tam jestem. Nawet jakbym chciała uciec, to i tak mnie namierzycie.
Głupie pytanie. 
- Lee, do cholery odezwij się! - Kolejne szarpnięcia. Byłam tu sama. Powiedzenie, że sama jak palec się nie sprawdzi. Ręka ma pięć palców. Ja nie mam nikogo, komu ufam w pełni. 
Nie ustępował. Ciągle próbował dostać się do środka. Po co on się męczy? Przecież jest tu nie jedna kamera. Co prawda, wiem gdzie są i jak ich uniknąć, ale teraz nie ma sensu. Nie zobaczą nic. 
Odszedł. 
To dobrze. Nie chcę go teraz widzieć. Chcę być sama. Tak jest dobrze. 
Z kieszonki wyjęłam fajki. Niezupełnie zwykłe fajki. Zamiast tytoniu miały zioło. Trzeba sobie jakoś radzić. Gdybym zapaliła normalnego skręta, zabraliby mi je, a tak to? Nie mają co zabrać. Odpaliłam. Zachowałam dym długo w płucach. Lubiłam się tym napawać. Często paliłam. Wcześniej jeszcze ćpałam, ale to już kwestia przyzwyczajenia. 
Otworzyłam drzwi w bocznej ścianie i wyszłam. Udałam się nad basen. Kolejny raz się zaciągnęłam. Lubię takie odprężenie. Chociaż, abym w pełni zdobyła relaks powinnam wypalić całą paczkę. 
Usiadłam, mocząc nogi w letniej wodzie. Kalifornia. Ciepło praktycznie cały rok. Pogodne noce pełne gwiazd. Dziś jednak było chłodniej niż zwykle. Przydałaby się bluza. 
Położyłam się. Fajka się skończyła. Odpaliłam kolejną, i kolejną. Było mi coraz lepiej. 
Z mojego błogiego spokoju wyrwały mnie głosy. Zdenerwowane głosy i szczekanie psów. 
Rodriguez przyjechał. Kolejne dowody na to, że ciągle mnie obserwują. Wyszłam z hangaru. Kamery mnie nie zarejestrowały. Nie pojawiałam się w domu. Zadzwonili do Mika. Przyjechali z obstawą. Głupota. Przecież nikt nie wejdzie na tyły domu bez ich wiedzy. Całe siatki laserowe rozprowadzone na podjeździe zawsze ich ostrzegają o potencjalnym 'zagrożeniu'. Głupota. 
Psy były coraz bliżej. Mam ich gdzieś. 
Odpaliłam już piątą fajkę tej nocy. Już normalną fajkę. Kiedy byli już naprawdę blisko, wskoczyłam do wody. Zabrało mi się na pływanie. Dryfowałam na plecach. Błogo. 
- Tutaj. - Powiedział jakiś facet. Latarki zaczęły świecić po mnie. Znaleźli mnie. Nieważne. 
- Eileen Grey, co ty do cholery odpierdalasz?
- Nic. Pływam. - Uśmiechnęłam się na ostry ton Rodrigueza. 
- Znikasz sobie i myślisz, że wszystko ci wolno?
- Nie opuściłam posesji. Dalej jestem na podwórku. Nie zniknęłam. - Mówiłam spokojnie. Nie chciało mi się z nim rozmawiać. 
- Martwiliśmy się o ciebie. 
- Niepotrzebnie. Wiedzieliście, że byłam w hangarze. Wyszłam. Siatki laserowe nie zostały naruszone, więc nie uciekłam nigdzie. W przyszłości bardziej maskujcie swoje zabezpieczenia. - Zaśmiałam się. Oni byli śmieszni. Nic dziwnego, że Anarchię rozpracowują już pięć lat i nadal są w dupie. Prawie. Gdybym nie wsypała najważniejszych, nie zrobiliby nic. Dzieciaki. 
- Wyjdź z tego basenu, proszę. - Mike wreszcie się odezwał.
- Jest mi tu dobrze. 
- Przyjdę po ciebie. 
- Proszę bardzo, nie boję się ciebie. - Zamknęłam oczy. Chciało mi się spać, ale to  by było nieodpowiedzialne zasnąć w basenie. Chlup wody. Wskoczył. Mike, jesteś śmieszny. Objął mnie ramieniem i zaczął ciągnąć w stronę brzegu. Śmieszne. 
- Co się dzieje? - Zapytał, kiedy wyszliśmy. 
- Odpoczywam. - Spojrzałam w jego oczy. Zobaczyłam troskę. I tak nic dla niego nie znaczę, to tylko praca. 
- Chodź do domu, jesteś zmarznięta i najarana. 
- Zdaje ci się. - Podniosłam się z ziemi i udałam do domu. Widziałam, że policja patrzyła na mnie, ale nikt się nie ruszał. Weszłam do pokoju i zamknęłam się na klucz. Chcę zostać sama.
Rzuciłam się na łóżko i szczelnie otuliłam pierzyną.
Zasnęłam.

_____
Owy rozdział miał na celu wprowadzenie was w psychodeliczny świat Eileen. Miał pokazać rozterki osoby po narkotykach oraz trochę zmienić tor akcji.
Pozdrawiam wszystkich,
Pani Ciemności.

sobota, 4 października 2014

7.

Nadszedł dzień wyścigów. Kira, Jack, Vin i ja udaliśmy się na miejsce zbiórki. Skoro się nie ścigałam, to mogłam obstawiać. Postawiłam dwie bańki na Kirę. Wiedziałam, że wygra. Jest znakomita w tym co robi. 
Siedziałam w objęciach Diesela. Wyglądaliśmy razem dobrze. Jego silne ramiona oplatały mnie i sprawiały, że mimo później pory nie marzłam. Był takim moim przenośnym kaloryferem. 
- No proszę, wyglądacie jak para zakochańców. - Powiedział Jack, który podał nam piwa. Zaśmiałam się na to określenie i skradał buziaka towarzyszowi. 
- Stary, tu jest tyle panienek, a ty akurat się mnie czepiasz? No, proszę.
- Wiesz, żadna nie jest tobą Eileen. 
Zaczął się wyścig w którym brała udział Kira. Na początku jechała ciągle druga, a później wybiła się na prowadzenie. Cudownie. 
Trasa składała się z prostego odcinka dziesieciokilometrowego. Można było zaszaleć. Gdybym tylko brała udział, to zapewne nawet i ją bym wyścignęła. 
Po udanym przejeździe, wszyscy udaliśmy się na zajebistą imprezę. Znów alkohol lał się litrami, a wszędzie pachniało seksem. Mięliśmy co świętować. 
Gliny nie przeszkodziły nam w zabawie. To bardzo dobrze, że nie wpieprzali się w nieswoje sprawy. 
Znów  w 'Acapulco' było tłoczno. Większość kierowców tam świętowała. Ja miałam przemożny ogrom, aby się zabawić z kilkoma chłopcami. 
Uh, mam strasznie zbereźne myśli.
- Eileen, zabierasz się z nami do LA? - Zapytała Kira, która usiadła na kolanach Vina.
- Jasne. W obecnej chwili nie mam transportu, a jazda taksówką to istna mordęga. Kiedy wyjeżdżamy? 
- Jutro. W przyszłym tygodniu na starej dzieli są walki uliczne. Mój mąż ma zamiar startować. Nawet tęskniłabym za nim, gdybym was nie poznała. - Pocałowała mojego kochanka. Znów muszę się dzielić facetem? W sumie on nie jest mój i tak więcej nie spędzimy razem nocy. Niech się zabawiają. Pomogli mi wykiwać gliny.
Znalazłam dwóch przystojniaków przy barze, z którymi wdałam się w dyskusję o wyścigu. Byli facetami, którzy nie oceniali mnie pod względem wyglądu. Spodobali mi się, ale oni mięli dziewczyny, więc tylko skończyliśmy na rozmowie. 
Spojrzałam na zegarek i zobaczyła, że jest już druga. Pasowałoby się zbierać. Muszę sobie odpocząć. Ostatnio balowałam non stop. 
Odnalazłam swoich znajomych i oznajmiłam, że wracam do hotelu. Obiecali, że szybko do mnie dołączą.
Wyszłam z baru i czekałam na taksówkę. 
- Maleńka, może cię podwieźć? - Sparaliżowało mnie. 
- Dzięki, Simon. Dam sobie radę sama.
- Ja tylko proponuję podwózkę, nic więcej. - Podniósł ręce w geście obronnym. 
- Ale jeśli coś wykręcisz, to obiecuję, że cię zabiję. - Wsiadłam do Ferrari. Piękne, czarne cacko. Od kiedy on już ma ten samochód? Będzie już prawie trzy lata. Każda laska na nie leci, niezależnie czy zna się na nich, czy nie. Każda widzi szybkość i dzikość, zupełnie jak jego właściciel. Po samochodzie można rozpoznać typy facetów, zupełnie jak po tym, jakie palą fajki.
- Co tutaj robisz? - Zapytałam, kiedy ruszyliśmy w noc. 
- Pracuję. Praca na pełen etat dla szefa jest wkurwiająca. Wiecznie czegoś chce. A dziś miałem takie zajebiste plany. - Przewrócił oczami. Zachichotałam. Wypiłam dosyć sporo, można powiedzieć, że ciągle chodziłam na rauszu.
- Lubię kompetentnych ludzi. Zawsze można na nich liczyć. 
- I szmal też jest dobry za taką postawę. A ty co tutaj robisz?
- Baluję. Byłam dziś na wyścigach. Uciekam prze glinami. Standard. Ciągła monotonia.
- A wyglądasz na taką ułożoną. - Położył swoją dłoń na moim kolanie, a później zaczął przesuwać się w górę. Ręka błądziła pod moją sukienką.
- Na tym koniec. - Ostrzegłam, a on położył dłoń na kierownicy. Odwiózł mnie pod hotel. 
- Dziękuję. - Uśmiechnęłam się do niego. Odwzajemnił gest, a później wysiadłam i udałam się do apartamentu. 
Wzięłam zimny prysznic, ubrałam koszulkę Jacka, a później zabrałam się za pakowanie. Przyjechałam z jedną torbą, która już jest w LA, a wyjadę z o wiele większą walizką. A tak po za tym, to wiszę Kirze osiem tysięcy. 
Mam przecież przy sobie kartę, ale nie chcę zostać zmonitorowana. Kiedy tylko wrócę to ureguluję należność.
Spakowana, położyłam się spać. 
Z samego rana zostałam brutalnie obudzona przez kogoś. 
- Zabiję! - Wyskoczyłam z łóżka jak oparzona. Byłam cała mokra. Spojrzałam gniewnie na Jacka. 
Z drugiej strony Vin też był na niego wściekły. 
- Zbieramy się. - Rzucił brat Kiry i kiedy wychodził, oberwał ode mnie poduszką. Niestety się potknął i upadł.
- Spieprzaj, zanim mam jeszcze trochę cierpliwości. - Powiedziałam wkurwiona na maksa. Wyszedł. 
- Nigdy nie miałem takiej pobudki.
- Ja też. To co, śpimy dalej? - Wskazałam na co prawda mokre łóżko, ale było za wcześnie, abym myślała realnie. Była szósta! W ich tempie dojedziemy tam o dziesiątej. Po chuj, wyjeżdżać tak wcześnie?
Weszłam pod kołdrę i wtedy się zorientowałam, że moja poducha leży w drzwiach. Zabrałam ją mojemu towarzyszowi i szczelnie się otulając ciepłym nakryciem, chciałam spać.
- Ej, to moja poduszka. - Zaczęliśmy się szarpać o głupią poduszkę. Dałam za wygraną, bo byłam zbyt zmęczona. Kiedy on się ułożył wygodnie, a wtuliłam głowę w jego pierś. Nie miał nic przeciwko. Przyciągnął mnie mocniej i odpłynęliśmy.
- Do cholery, wstawać! - Krzyknęła Kira, zabierając nam kołdrę. 
- Ludzie, dojedziemy tam i tak przed południem. Daj mi jeszcze pół godziny do spania. - Wyjęczałam, mocniej wtulając się w kochanka. 
- Masz za godzinę być na dole. Inaczej jedziemy bez ciebie. - Wyszła.
- To już koniec. - Szepnął Vin, bawiąc się moimi włosami. 
- Tak. To były jedne z najlepszych dni i nocy w moim życiu. 
- Miło to słyszeć. Odwiedź mnie kiedyś. 
- Jasne. - Usiadłam na jego brzuchu i namiętnie pocałowałam. Będzie mi brakowało takich miłych poranków, wieczorów i nocy.  
Pożegnaliśmy się w czuły sposób. Przed hotelem czekało na mnie rodzeństwo. Kira głupio się uśmiechała, bo znakomicie wiedziała, jak minęła nasza ostatnia godzina. 
Wsiadłam do auta i pojechaliśmy. Jack wyciągał całkiem przyzwoitą prędkość, która sprawiła, że bardzo szybko dotarłam do mieszkania Mike'a. 
Jack wyjął moją walizkę z bagażnika.
- Spotkajmy się w klubie '63', wieczorem. - Zaproponował chłopak.
- Dziś pasuję. Muszę poważnie porozmawiać z kuzynem. Kira, jeszcze dziś zrobię przelew. - Pożegnałam się z nimi. 
Na podjeździe stały cztery samochody. Dwa z nich rozpoznałam. Jednym jeździł Chester, a drugim Rob. Mogłam się domyślić, że są u Mike'aa chłopaki. Całe szczęście. Nie zabije mnie przy nich, chociaż w obecnej chwili nie ma broni.
Dotknęłam uda, gdzie pod spódnicą trzymałam pistolet. 
Najchętniej bym nie wracała, ale należą mu się jakieś wyjaśnienia. Może nawet nieszczerze przeproszę. 
Odkluczyłam drzwi i weszłam do środka. Było bardzo cicho. Zostawiłam walizkę i zrozumiałam, że zapewne siedzą na werandzie od wschodniej strony. Kierowałam się w tamtą stronę. Weszłam do salonu i dopiero teraz było słychać krzyki. Ostatnio ciągle podsłuchuję. Ale chyba dobrze, że to robię. Przynajmniej jestem na bieżąco z informacjami, których ludzie nie powiedzą w prost.
- Powiedziałeś, że jest dorosła i może robić co chce. Kurwa, pojechała bo widocznie miała taką potrzebę. Nie możesz się na nią wściekać. - Chester stanął w mojej obronie?! Mike musi być bardzo zdenerwowany.
- Nie jesteś jej ojcem, aby jej rozkazywać. Za kilka tygodni wyjedzie. - Teraz odezwał się Joe. 
Wiedziałam, że zrobiłam źle, ale lubię dreszczyk emocji. Mógł mi nie rozkazywać. A jeśli już musiał mnie pilnować, to mógł ze mną zostać w Arizonie, a nie teraz robi wyrzuty.
- Jak ją tylko dorwę w swoje ręce, to ją uduszę. Nie wytrzymam z tych nerwów. 
Shinoda stał tyłem do drzwi, więc mnie nie widział, za to chłopaki bardzo dobrze.
- Ta panna pozwala sobie zdecydowanie na więcej niż może. Rozpieprza całe swoje pieniądze na jakiś cholernych wyścigach. Nie odbiera, nie odpisuje. Policja ją ściga, za to, że jeździ jak demon szybkości. Mam z nią ciągłe problemy. - Bardzo intensywnie gestykulował dłońmi. Jego głos był bardziej przerażający niż podczas rozmowy w hotelu. - Musicie mi pomóc. Trzeba jej pilnować. Być z nią zawsze i wszędzie. Nie może wpakować się w żadne złe towarzystwo. 
Chłopaki przytaknęli i dalej patrzyli się we mnie. Mike się odwrócił i zamarł. Zrozumiał, że przysłuchiwałam się jego wypowiedzi od dłuższego czasu.
- Chłopaki, zostawcie mnie z nią samemu. Spotkamy się wieczorem w studio. 
Wszyscy pośpiesznie zaczęli wstawać i wchodzić do wnętrza domu. Szybko się przywitali i wyszli. Chester na odchodne szepnął: Powodzenia. Przyda mi się. Bardzo mi się przyda. 
Kiedy byliśmy już sami, Mike wybuchł.
Krzyczał i ciągle wypominał mi jak bardzo jest na mnie zły. Jak Rodriguez jest na mnie zły, a policja chce skonfiskować mojego Kawasaki. Patrzyłam na niego obojętnym wzrokiem, a nawet bawiłam się suwakiem przy ramonesce. Wiedziałam, że nie ma sensu się odzywać. Pokrzyczy i przestanie. Wszystko po mnie spłynęło.
- Lee, martwiłem się. - Szepnął, przykucając obok moich nóg. Milczałam. - Oddaj broń. 
Podwinęłam spódnice i wyjęłam broń. Oddałam mu ją. 
- Coś jeszcze, ode mnie chcesz? - Spojrzałam w jego gniewne oczy.
- Chcę porozmawiać, ale już na spokojnie. 
- Rozmawiajmy. - Usiadł obok. 
- Jak było na wyścigach?
- Dobrze. Nie ścigałam się, ale poznałam masę fantastycznych ludzi oraz odnowiłam dawne kontakty. Za jakiś czas muszę to powtórzyć. 
- Nie. Nie pojedziesz już nigdzie. Jeśli to wszystko nie wystarczy, zostaniesz zamknięta. Anarchiści wypełniają jakiś plan, o którym nic nam nie wiadomo. Nasi ludzie polegli w akcjach szpiegowskich. Nie wiemy przed czym mamy cię chronić, więc będziemy to robili ciągle.
- Nie zrezygnuję z przyjemności. Możesz razem ze mną chodzić na wyścigi, albo walki uliczne. Będziesz miał mnie na oku, a ja nie będę sprawiała problemów. W Arizonie mogłeś zostać razem ze mną, ale ty wolałeś się wściekać i mi rozkazywać. 
- Po prostu muszę wypełniać swoje zadanie. Miałem cię dostarczyć do domu bezpiecznie. 
- I tak ci się to nie udało. Gliny i tajniaki są do kitu. Nic nie umiecie zrobić porządnie.
Podniosłam się z sofy i udałam do swojego pokoju. Musiałam wziąć prysznic i się wyspać. To była moja misja specjalna na najbliższe godziny.

_____
Cześć wam,
Kolejny rozdział został dodany w sobotę, ponieważ znalazłam chwilę. Następny dodany zostanie przez Panią Ciemności pod koniec następnego tygodnia.

Zapraszam do komentowania,
Pozdrawiam,
Lilith.