Nadszedł dzień wyścigów. Kira, Jack, Vin i ja udaliśmy się na miejsce zbiórki. Skoro się nie ścigałam, to mogłam obstawiać. Postawiłam dwie bańki na Kirę. Wiedziałam, że wygra. Jest znakomita w tym co robi.
Siedziałam w objęciach Diesela. Wyglądaliśmy razem dobrze. Jego silne ramiona oplatały mnie i sprawiały, że mimo później pory nie marzłam. Był takim moim przenośnym kaloryferem.
- No proszę, wyglądacie jak para zakochańców. - Powiedział Jack, który podał nam piwa. Zaśmiałam się na to określenie i skradał buziaka towarzyszowi.
- Stary, tu jest tyle panienek, a ty akurat się mnie czepiasz? No, proszę.
- Wiesz, żadna nie jest tobą Eileen.
Zaczął się wyścig w którym brała udział Kira. Na początku jechała ciągle druga, a później wybiła się na prowadzenie. Cudownie.
Trasa składała się z prostego odcinka dziesieciokilometrowego. Można było zaszaleć. Gdybym tylko brała udział, to zapewne nawet i ją bym wyścignęła.
Po udanym przejeździe, wszyscy udaliśmy się na zajebistą imprezę. Znów alkohol lał się litrami, a wszędzie pachniało seksem. Mięliśmy co świętować.
Gliny nie przeszkodziły nam w zabawie. To bardzo dobrze, że nie wpieprzali się w nieswoje sprawy.
Znów w 'Acapulco' było tłoczno. Większość kierowców tam świętowała. Ja miałam przemożny ogrom, aby się zabawić z kilkoma chłopcami.
Uh, mam strasznie zbereźne myśli.
- Eileen, zabierasz się z nami do LA? - Zapytała Kira, która usiadła na kolanach Vina.
- Jasne. W obecnej chwili nie mam transportu, a jazda taksówką to istna mordęga. Kiedy wyjeżdżamy?
- Jutro. W przyszłym tygodniu na starej dzieli są walki uliczne. Mój mąż ma zamiar startować. Nawet tęskniłabym za nim, gdybym was nie poznała. - Pocałowała mojego kochanka. Znów muszę się dzielić facetem? W sumie on nie jest mój i tak więcej nie spędzimy razem nocy. Niech się zabawiają. Pomogli mi wykiwać gliny.
Znalazłam dwóch przystojniaków przy barze, z którymi wdałam się w dyskusję o wyścigu. Byli facetami, którzy nie oceniali mnie pod względem wyglądu. Spodobali mi się, ale oni mięli dziewczyny, więc tylko skończyliśmy na rozmowie.
Spojrzałam na zegarek i zobaczyła, że jest już druga. Pasowałoby się zbierać. Muszę sobie odpocząć. Ostatnio balowałam non stop.
Odnalazłam swoich znajomych i oznajmiłam, że wracam do hotelu. Obiecali, że szybko do mnie dołączą.
Wyszłam z baru i czekałam na taksówkę.
- Maleńka, może cię podwieźć? - Sparaliżowało mnie.
- Dzięki, Simon. Dam sobie radę sama.
- Ja tylko proponuję podwózkę, nic więcej. - Podniósł ręce w geście obronnym.
- Ale jeśli coś wykręcisz, to obiecuję, że cię zabiję. - Wsiadłam do Ferrari. Piękne, czarne cacko. Od kiedy on już ma ten samochód? Będzie już prawie trzy lata. Każda laska na nie leci, niezależnie czy zna się na nich, czy nie. Każda widzi szybkość i dzikość, zupełnie jak jego właściciel. Po samochodzie można rozpoznać typy facetów, zupełnie jak po tym, jakie palą fajki.
- Co tutaj robisz? - Zapytałam, kiedy ruszyliśmy w noc.
- Pracuję. Praca na pełen etat dla szefa jest wkurwiająca. Wiecznie czegoś chce. A dziś miałem takie zajebiste plany. - Przewrócił oczami. Zachichotałam. Wypiłam dosyć sporo, można powiedzieć, że ciągle chodziłam na rauszu.
- Lubię kompetentnych ludzi. Zawsze można na nich liczyć.
- I szmal też jest dobry za taką postawę. A ty co tutaj robisz?
- Baluję. Byłam dziś na wyścigach. Uciekam prze glinami. Standard. Ciągła monotonia.
- A wyglądasz na taką ułożoną. - Położył swoją dłoń na moim kolanie, a później zaczął przesuwać się w górę. Ręka błądziła pod moją sukienką.
- Na tym koniec. - Ostrzegłam, a on położył dłoń na kierownicy. Odwiózł mnie pod hotel.
- Dziękuję. - Uśmiechnęłam się do niego. Odwzajemnił gest, a później wysiadłam i udałam się do apartamentu.
Wzięłam zimny prysznic, ubrałam koszulkę Jacka, a później zabrałam się za pakowanie. Przyjechałam z jedną torbą, która już jest w LA, a wyjadę z o wiele większą walizką. A tak po za tym, to wiszę Kirze osiem tysięcy.
Mam przecież przy sobie kartę, ale nie chcę zostać zmonitorowana. Kiedy tylko wrócę to ureguluję należność.
Spakowana, położyłam się spać.
Z samego rana zostałam brutalnie obudzona przez kogoś.
- Zabiję! - Wyskoczyłam z łóżka jak oparzona. Byłam cała mokra. Spojrzałam gniewnie na Jacka.
Z drugiej strony Vin też był na niego wściekły.
- Zbieramy się. - Rzucił brat Kiry i kiedy wychodził, oberwał ode mnie poduszką. Niestety się potknął i upadł.
- Spieprzaj, zanim mam jeszcze trochę cierpliwości. - Powiedziałam wkurwiona na maksa. Wyszedł.
- Nigdy nie miałem takiej pobudki.
- Ja też. To co, śpimy dalej? - Wskazałam na co prawda mokre łóżko, ale było za wcześnie, abym myślała realnie. Była szósta! W ich tempie dojedziemy tam o dziesiątej. Po chuj, wyjeżdżać tak wcześnie?
Weszłam pod kołdrę i wtedy się zorientowałam, że moja poducha leży w drzwiach. Zabrałam ją mojemu towarzyszowi i szczelnie się otulając ciepłym nakryciem, chciałam spać.
- Ej, to moja poduszka. - Zaczęliśmy się szarpać o głupią poduszkę. Dałam za wygraną, bo byłam zbyt zmęczona. Kiedy on się ułożył wygodnie, a wtuliłam głowę w jego pierś. Nie miał nic przeciwko. Przyciągnął mnie mocniej i odpłynęliśmy.
- Do cholery, wstawać! - Krzyknęła Kira, zabierając nam kołdrę.
- Ludzie, dojedziemy tam i tak przed południem. Daj mi jeszcze pół godziny do spania. - Wyjęczałam, mocniej wtulając się w kochanka.
- Masz za godzinę być na dole. Inaczej jedziemy bez ciebie. - Wyszła.
- To już koniec. - Szepnął Vin, bawiąc się moimi włosami.
- Tak. To były jedne z najlepszych dni i nocy w moim życiu.
- Miło to słyszeć. Odwiedź mnie kiedyś.
- Jasne. - Usiadłam na jego brzuchu i namiętnie pocałowałam. Będzie mi brakowało takich miłych poranków, wieczorów i nocy.
Pożegnaliśmy się w czuły sposób. Przed hotelem czekało na mnie rodzeństwo. Kira głupio się uśmiechała, bo znakomicie wiedziała, jak minęła nasza ostatnia godzina.
Wsiadłam do auta i pojechaliśmy. Jack wyciągał całkiem przyzwoitą prędkość, która sprawiła, że bardzo szybko dotarłam do mieszkania Mike'a.
Jack wyjął moją walizkę z bagażnika.
- Spotkajmy się w klubie '63', wieczorem. - Zaproponował chłopak.
- Dziś pasuję. Muszę poważnie porozmawiać z kuzynem. Kira, jeszcze dziś zrobię przelew. - Pożegnałam się z nimi.
Na podjeździe stały cztery samochody. Dwa z nich rozpoznałam. Jednym jeździł Chester, a drugim Rob. Mogłam się domyślić, że są u Mike'aa chłopaki. Całe szczęście. Nie zabije mnie przy nich, chociaż w obecnej chwili nie ma broni.
Dotknęłam uda, gdzie pod spódnicą trzymałam pistolet.
Najchętniej bym nie wracała, ale należą mu się jakieś wyjaśnienia. Może nawet nieszczerze przeproszę.
Odkluczyłam drzwi i weszłam do środka. Było bardzo cicho. Zostawiłam walizkę i zrozumiałam, że zapewne siedzą na werandzie od wschodniej strony. Kierowałam się w tamtą stronę. Weszłam do salonu i dopiero teraz było słychać krzyki. Ostatnio ciągle podsłuchuję. Ale chyba dobrze, że to robię. Przynajmniej jestem na bieżąco z informacjami, których ludzie nie powiedzą w prost.
- Powiedziałeś, że jest dorosła i może robić co chce. Kurwa, pojechała bo widocznie miała taką potrzebę. Nie możesz się na nią wściekać. - Chester stanął w mojej obronie?! Mike musi być bardzo zdenerwowany.
- Nie jesteś jej ojcem, aby jej rozkazywać. Za kilka tygodni wyjedzie. - Teraz odezwał się Joe.
Wiedziałam, że zrobiłam źle, ale lubię dreszczyk emocji. Mógł mi nie rozkazywać. A jeśli już musiał mnie pilnować, to mógł ze mną zostać w Arizonie, a nie teraz robi wyrzuty.
- Jak ją tylko dorwę w swoje ręce, to ją uduszę. Nie wytrzymam z tych nerwów.
Shinoda stał tyłem do drzwi, więc mnie nie widział, za to chłopaki bardzo dobrze.
- Ta panna pozwala sobie zdecydowanie na więcej niż może. Rozpieprza całe swoje pieniądze na jakiś cholernych wyścigach. Nie odbiera, nie odpisuje. Policja ją ściga, za to, że jeździ jak demon szybkości. Mam z nią ciągłe problemy. - Bardzo intensywnie gestykulował dłońmi. Jego głos był bardziej przerażający niż podczas rozmowy w hotelu. - Musicie mi pomóc. Trzeba jej pilnować. Być z nią zawsze i wszędzie. Nie może wpakować się w żadne złe towarzystwo.
Chłopaki przytaknęli i dalej patrzyli się we mnie. Mike się odwrócił i zamarł. Zrozumiał, że przysłuchiwałam się jego wypowiedzi od dłuższego czasu.
- Chłopaki, zostawcie mnie z nią samemu. Spotkamy się wieczorem w studio.
Wszyscy pośpiesznie zaczęli wstawać i wchodzić do wnętrza domu. Szybko się przywitali i wyszli. Chester na odchodne szepnął: Powodzenia. Przyda mi się. Bardzo mi się przyda.
Kiedy byliśmy już sami, Mike wybuchł.
Krzyczał i ciągle wypominał mi jak bardzo jest na mnie zły. Jak Rodriguez jest na mnie zły, a policja chce skonfiskować mojego Kawasaki. Patrzyłam na niego obojętnym wzrokiem, a nawet bawiłam się suwakiem przy ramonesce. Wiedziałam, że nie ma sensu się odzywać. Pokrzyczy i przestanie. Wszystko po mnie spłynęło.
- Lee, martwiłem się. - Szepnął, przykucając obok moich nóg. Milczałam. - Oddaj broń.
Podwinęłam spódnice i wyjęłam broń. Oddałam mu ją.
- Coś jeszcze, ode mnie chcesz? - Spojrzałam w jego gniewne oczy.
- Chcę porozmawiać, ale już na spokojnie.
- Rozmawiajmy. - Usiadł obok.
- Jak było na wyścigach?
- Dobrze. Nie ścigałam się, ale poznałam masę fantastycznych ludzi oraz odnowiłam dawne kontakty. Za jakiś czas muszę to powtórzyć.
- Nie. Nie pojedziesz już nigdzie. Jeśli to wszystko nie wystarczy, zostaniesz zamknięta. Anarchiści wypełniają jakiś plan, o którym nic nam nie wiadomo. Nasi ludzie polegli w akcjach szpiegowskich. Nie wiemy przed czym mamy cię chronić, więc będziemy to robili ciągle.
- Nie zrezygnuję z przyjemności. Możesz razem ze mną chodzić na wyścigi, albo walki uliczne. Będziesz miał mnie na oku, a ja nie będę sprawiała problemów. W Arizonie mogłeś zostać razem ze mną, ale ty wolałeś się wściekać i mi rozkazywać.
- Po prostu muszę wypełniać swoje zadanie. Miałem cię dostarczyć do domu bezpiecznie.
- I tak ci się to nie udało. Gliny i tajniaki są do kitu. Nic nie umiecie zrobić porządnie.
Podniosłam się z sofy i udałam do swojego pokoju. Musiałam wziąć prysznic i się wyspać. To była moja misja specjalna na najbliższe godziny.
_____
Cześć wam,
Kolejny rozdział został dodany w sobotę, ponieważ znalazłam chwilę. Następny dodany zostanie przez Panią Ciemności pod koniec następnego tygodnia.
Zapraszam do komentowania,
Pozdrawiam,
Lilith.
Zapraszam do komentowania,
Pozdrawiam,
Lilith.
Bardzo ciekawy ten rozdział i pod koniec nawet tajemniczy. Uwielbiam to, jak piszecie. W mojej głowie miałam wyobrażony każdy fragment tego rozdziału także gratuluję, bo jest świetnie. :)
OdpowiedzUsuń"Anarchiści wypełniają jakiś plan, o którym nic nam nie wiadomo." - ciekawe co to za plan. Brzmi naprawdę tajemniczo.
Rozumiem, że Lee chce być wolna i robić to co chcę, ale momentami przesadza według mnie. No cóż niektórzy już tacy są i w sumie mimo wszystko ją rozumiem.
Ahahaha ja uwielbiam Mike'a chyba w każdym opowiadaniu jakim czytam, tutaj jest tak samo. Awww taki troskliwy z niego "kuzyn".
Czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam.