niedziela, 28 września 2014

6.

Obudziły mnie delikatne pocałunki na moim ciele. Nieznacznie się przeciągnęłam i okryłam kołdrą. Vin się zaśmiał na taki obrót sprawy.
- Wiem, że cię wymęczyłem, ale jest już przedpołudnie. I był tu niejaki Rodriguez, który cię szuka. - Otworzyłam oczy. Cholera, jeszcze się im nie znudziło?
- Nic mu nie powiedziałeś, prawda? - Zapytałam z nadzieją. Zawsze można mu było ufać, myślę, że to się nie zmieniło.
- Nie. - Szepnął i pocałował mnie w usta.
- Wiesz, ten nasz nocny sport przypadł mi do gustu. Chętnie go powtórzę nawet i teraz. - Wymownie na niego spojrzałam. Zaśmialiśmy się i oddaliśmy przyjemności.
Świat znów mógł dla mnie nie istnieć. Odpłynęłam w całkiem inny wymiar przyjemności. Nie ma to jak seks w południe. Wszyscy tego potrzebujemy, nawet te 'cnotki niewydymki'. 
Odpoczywaliśmy po udanym stosunku, wzięliśmy wspólny prysznic, który znów zakończył się łóżkowym sparingiem. Mogłabym spędzić z nim cały dzień i nie narzekałabym na brak wrażeń.
Zbliżała się pierwsza, a my nadal leżeliśmy i popijaliśmy kawę. Rozleniwiłam się. Kto pomyślał, że Amanda będzie leżała do takiej godziny w łóżku? Nawet po całonocnych igraszkach wstawałam rano.
- Chyba będę musiała wracać do apartamentu. Musze stawić czoła problemom. 
- Jest mi tu dobrze przy tobie i chętnie bym cię stąd nie wypuszczał. 
- Mi też jest miło i bardzo wygodnie. - Moja głowa leżała na jego torsie. Boże, gdzie się hoduje takich mężczyzn? - Spotkajmy się wieczorem w 'Acapulco'. Będę czekała w Loży numer cztery o ósmej.
- Dobrze. - Jeszcze bardzo namiętnie się pożegnaliśmy, a później udałam się do siebie. Wiedziałam, że będzie ktoś na mnie czekał. 
Otworzyłam drzwi, a tam w fotelu siedział Mike. Patrzył w panoramę miasta, która nie była czymś fascynującym.
- Gdzie byłaś całą noc i przedpołudnie? - Ten zimny ton przyprawiał mnie o dreszcze. Alex też tak zawsze mówił, kiedy był na maksa wkurwiony.
- Nieważne. Jak minęła podróż? - Spróbowałam zmienić tor rozmowy. Nie chciałam, aby krzyczał i mnie osądzał. Nie miał do tego prawa.
- Znakomicie. - Wyczułam bardzo dużo sarkazmu. - Bałem się, że mogło coś ci się stać. Cała agencja cie szuka, a ty się bawisz!
- Mówiłam, że przyjadę za tydzień. Mike, mnie się nie da zmienić. I nie zrobisz tego nawet pod naciskiem. - Powiedziałam zrezygnowana. On nic nie rozumiał. - Wiesz jak to jest żyć w klatce? Od urodzenia jestem kontrolowana i pilnowana przez wszystkich na każdym kroku. Najpierw mój nadopiekuńczy ojciec, później matka, Alex i teraz wy. Ja już nie chcę tak żyć. Chcę być wolna. Stanowić sama o sobie. 
Podeszłam do niego. Patrzył na mnie gniewnym spojrzeniem. Starał się zrozumieć, ale to jest zbyt trudne, nawet dla niego.
- Rozumiem. - Pokręciłam głową.
- Nie. Wy tego nie pojmiecie nigdy. Nie byłeś przetrzymywany przez pół roku w zamknięciu. Nie byłeś wywieziony na jakieś odludzie za strażnikami, gdzie nie możesz nigdzie wyjść. Wiesz, co mnie najbardziej dusiło? - Pokręcił głową. - Ta kontrola i cztery ściany mojego domu. Nadal tak jest. Dlatego lubię szybkość, bo czuję się wolna. Bo nikt mnie nie może trzymać siłą. Nie chcę żyć pod kloszem. Chcę się bawić na wolności.
- To nie ma znaczenia, czego ty chcesz! Wracasz do LA! Teraz! - Wrzasnął na mnie. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Bałam się tak samo jak mojego męża, kiedy się mu sprzeciwiałam.
Patrzyłam na niego z wyrzutem i z bólem. Nie byłam w stanie się poruszyć. Za bardzo mnie to wszystko bolało.
- Nie wierzę. Robisz to samo co on. -  Łzy popłynęły po moich policzkach. Udałam się do łazienki, gdzie zamknęłam i zabarykadowałam drzwi. 
Koszmar zaczyna się od nowa. Tym razem, nie przyniesie ofiar.
Usiadłam na parapecie dużego okna. Objęłam nogi ramionami i kołysałam się na boki. Czułam taki sam strach jak wtedy. 
Nie wiem ile minęło czasu. Nie wiem, czy były to sekundy, minuty czy godziny. Nie docierało do mnie nic. Wpadałam w otchłań.
- Eileen. Proszę, wyjdź. Przepraszam. Poniosło mnie, ja nie chciałem. 
Te słowa zraniły mnie jeszcze mocniej. To były ostatnie słowa Alexa. Ze zdenerwowania, rzuciłam kryształowym flakonem o lustro, które rozprysło na miliony kawałeczków. 
- Lee, bo wejdę tam siłą. Otwórz te pieprzone drzwi. - Zeszłam z parapetu i powoli udałam się do drzwi. Odsunęłam z nich szafeczkę, a później otworzyłam. 
- Nie wracam z tobą do LA. - Powiedziałam twardo. 
- Mam wypełnić rozkaz. Jeśli będziesz stawiać opór, mam cię zabrać siłą.
- Oczywiście. Znakomity Mike musi się podstosować do Rodrigueza. Nie chcę, abyś używał na mnie siły. Pojadę dobrowolnie.
- Bez żadnych wyskoków, jasne?
- Tak, Mike. Muszę tylko pożegnać się z pewnym panem. Za godzinę możemy wyjeżdżać. 
Minęłam go i poszłam do apartamentu obok. Weszłam bez pukania, bo miałam zajebisty plan, który musiał koniecznie wypalić. 
- Lee, miło cię znów widzieć. 
- Mnie również. Musisz mi pomóc. Za godzinę chcą mnie przetransportować do LA. Znajdź jakąś dziewczynę, która będzie mojej postury i jedź za moim Kawasaki. Na stacji, dziewczyna przebierze się w mój kombinezon i pojedzie do Los Angeles moim ścigaczem, a my wrócimy do hotelu. 
- Jesteś pewna, że się uda? 
- Tak. Czekajcie przed hotelem za pół godziny. - Uśmiechnęliśmy się wzajemnie. Znów ich wyroluję, tylko tym razem, mnie nie namierzą w żaden sposób. Co prawda nie będę się ścigać, ale nie zrobię po myśli Rodrigueza. 
Założyłam kombinezon, a następnie wraz z Mikiem wyszłam przed hotel. Zobaczyłam tam czarnego Mercedesa-Benza, a w nim Vina oraz z tego co się orientuję to Kirę. 
Czas zacząć przedstawienie. 
Mike wsiadł do Astona i ruszyliśmy w drogę. Gdy do stacji zostało nam pół kilometra, wskazałam na znak, a on przytaknął. 
Zajechaliśmy i poszłam tankować.
- Mike, muszę iść do łazienki. - Znów przytaknął. 
Kira udała się za mną do środka. Bez zbędnych słów się przebrałyśmy.
- Nie rób głupot.  Możesz tylko szybciej jechać. To adres, na który masz się udać. Stamtąd musisz już sama do nas wrócić. 
- Okej. Jak ja dawno nie byłam w mieście aniołów, a jeszcze w domu Shinody. Prześcignę go na ostatnim zakręcie. Zostawię Kawasaki, kombinezon i twoje rzeczy, a później jak gdyby nigdy nic odjadę z bratem.
- Dzięki. Będziemy na was czekać. - Zasunęła szybkę i wyszła. Ja ją obserwowałam z bezpiecznej odległości. Pokazała, że już mogą ruszać i odjechała. Mike chwilę poczekał i ruszył za nią. Kiedy zniknęli mi z polu widzenia udałam się do Mercedesa.
- Całkiem dobre przedstawienie. Chociaż, brakuje mi jakiegoś pościgu. 
- Kochanie, on dopiero się zacznie, kiedy zorientują się, że to nie ja wróciłam do Los Angeles. - Pocałowałam go bardzo namiętnie, dziękując za pomoc. 
Mike się wścieknie, tak samo jak Rodriguez. Tego drugiego wyrolowałam już drugi raz w ciągu kilku dni. Nie takie rzeczy się robiło. 
W moim poprzednim hotelu było niebezpiecznie. Zapewne została jeszcze obstawa, w razie gdyby. Jacy oni byli przewidywalni. 
Od razu udaliśmy się do naszej loży. Tam czekało na nas kilka panienek, które nie były tylko zwykłymi dziwkami. Były inteligentne, a każda z nich lubiła dawać przyjemność. One przyprowadziły facetów, których bardzo dobrze znałam w swoim dawnym wcieleniu. Ile razy my się razem ścigaliśmy i to jeszcze za czasów studiów. Łączyła nas pasja i jedno motto: Aby było tylko nielegalne. Czwórka w 'Acapulco' zawsze była zajmowana przez nich. I tym razem mnie nie zawiedli. Od razu złapaliśmy wspólny język, mimo że wyglądałam inaczej, to poznali mnie. Poznali dawną Amandę. 
Byli ludźmi zaufanymi, którzy wiedzieli o Anarchii i nie raz próbowali mnie z niej wyciągnąć. Mogłam im stuprocentowo ufać. Dobrze mieć takich ludzi wokół siebie.
- Dziś miała być taka nasza impreza. Po części z rosyjskimi muzykami. I wiesz co? Jednego znasz z podwórka. - Oderwała się Irmina. - Zapewne cię nie pozna. Wyglądasz pięknie i całkiem inaczej. Ile wy się nie widzieliście? 
- O kim mówisz? - Wskazała na wejście. O cholera.
- Timati. - Szepnęłam. To moja miłość ze szkoły. Razem się wychowywaliśmy i w sumie byliśmy dobrymi przyjaciółmi.
Niespokojnie poruszyłam się na kolanach Vina. Nie chciałam z nim rozmawiać, bo tamto stare uczucie znów mogło wyjść na powierzchnię. Może i byłam głupią nastolatką w wieku szesnastu lat, ale to uczucie było mocne. 
- Nie może mnie poznać. Nie chcę z nim rozmawiać. - Szepnęłam do Irminy. 
Postanowiliśmy wraz z moim nowym kochankiem opuścić klub i poczekać na Kirę. 
Udaliśmy się do hotelu, gdzie policja już nie obstawiała wejść. Znów mogłam poczuć się wolna, chociaż przez chwilę.
_____
Rozdział, gdzie mało się dzieje i praktycznie nie ma Linkinów, ale już niebawem nowe osoby zaczną mieszać:) Mam na myśli Kirę i scenę z Chesterem. 

Pozdrawiam,
Pani Ciemności & Company.

1 komentarz:

  1. Anonimowy4.10.14

    Ale się działo! Cóż za sprytny i przebiegły plan. Oj Eileen, coś czuję, że przez to będą jakieś problemy.
    W pewnym momencie zrobiło mi się szkoda Mike'a - jest pomiędzy młotem (Lee) a kowadłem (Rodriguez).
    Ohoho jeszcze pojawia się dawana miłość ze szkolnych lat. Jestem ciekawa, co będzie się w tym wątku się działo. Scena z Kirą i Chesterem? O kurcze, no to będzie interesująco.
    Pozdrawiam ☺

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarze:)