sobota, 11 października 2014

8.

Minęło kilka dni od mojego wyskoku. Rozmawiałam z Rodriguezem i oddałam cztery miliony. Resztę zostawiłam dla siebie. Muszę z czegoś żyć. Z Mike'm zaczęłam się dogadywać i coś zaiskrzyło, ale to chyba tylko z mojej strony. Trzeba zgasić ten ogień w zarodku. Nie będę cierpiała przez żadnego dupka. Chłopaki jak obiecali, tak pilnują mnie non stop. Shinoda nie chodzi do studia, a jeśli gdziekolwiek wychodzi to zostawia mnie ze zboczonym Chesterem. No bo co on sobie myśli? Że jak klepnie mnie w tyłek, albo z zaskoczenia pocałuje na oczach chłopaków, to skoczę mu do łóżka? Szkoda nawet o tym myśleć. Mam więcej spraw na głowi, które powinnam załatwić w najbliższym czasie.
Siedziałam właśnie z Linkinami w kuchni, kiedy Mike energicznie zbiegł po schodach z torbą podróżną.
- Lee, muszę coś pilnie załatwić. - Spojrzał na mnie porozumiewawczo. Zapewne dzwonił Rodriguez i miał jakieś zadanie dla Shinody. - Proszę, nie opuszczaj posesji. Chłopaki przypilnujcie jej. - Popatrzył na nich, a oni wszyscy zgodnie pokiwali głową. - Do zobaczenia! 
- Mike! Poczekaj. - Podbiegłam do niego. - Proszę, uważaj na siebie. Czy to ma związek z Anarchią? - Przytaknął. 
- Nie bój się, mała. Rodriguez dzwonił, że mają kilka namiarów na nich. Wrócę cały.
- Obiecujesz? - Zapytałam ze strachem w oczach. Nie raz przerabiałam wyjazdy Alexa na "misje". Zawsze się cholernie bałam i zawsze byłam pilnowana przez ochronę. 
- Obiecuję. - Spontanicznie go przytuliłam. Był dla mnie kimś ważnym, mimo że nie znaliśmy się najlepiej. Byliśmy dla siebie obcymi ludźmi. On miał mnie tylko przyzwyczaić do normalnego życia i wspomagać w razie problemów. Jednak stał się dla mnie kimś więcej. Moje serce biło szybciej na jego widok. Ja czułam do niego coś więcej niż tylko sympatię.
- Powinienem wrócić wieczorem. W garażu znajduje się Cadillac Calais z '69. Podobno lubisz się paprać w smarze, więc zrób z nim jakiś porządek. Rodriguez mówił, że pracowałaś już na podobnym.
Zrobiłam wielkie oczy. Boże, ten samochód jest cudny. Mogę go ulepszyć i zrobić całkiem sportowy wózek.
- Dziękuję. - Pocałowałam go w policzek. Odważyłabym się na więcej, ale w kuchni byli chłopaki. Przecież jesteśmy rodziną. 
- Nie martw się o mnie. Wrócę w jednym kawałku.
- Oby nie w czarnym worku. - Spąsowiałam. Zrozumiał moją aluzję i się uśmiechnął. 
- Czekają już na mnie. Trzymaj się i bądź ostrożna. - Przytaknęłam. 
Kiedy opuścił mieszkanie, w moich oczach pojawiły się łzy. Co jeśli nie wróci, albo wróci z kulką w sercu? Boję się o niego. 
Wróciłam do reszty.  Wszyscy patrzyli na mnie z niezrozumieniem. Oni nic nie wiedzą. Nie mogą wiedzieć.
- Co się stało? - Chester objął mnie ramieniem. 
- Wzruszyłam się. W garażu stoi Cadillac, którego mogę podrasować. - Skłamałam. Na twarzy wymusiłam sztuczny uśmiech. 
- Skoro chcesz zająć się autem, to my wszyscy chyba nie jesteśmy potrzebni? Mam kilka spraw do załatwienia i jeśli nie macie nic przeciwko...
- David, jasne. Nie musicie ze mną siedzieć. Nie mam zamiaru robić nic głupiego, a Mike jest przewrażliwiony. I tak idę do garażu. Zapewne wyjdę z niego, kiedy przyjedzie kuzyn.
- Okej, to jakby coś jestem pod telefonem. - Pożegnał się z nami i wyszedł. 
- Ja z nią zostanę, wy też możecie iść. - Głos zabrał Chester. Chester chce się mną opiekować? No proszę bardzo, jeszcze nie dalej niż wczoraj nazywał mnie suką bez uczuć. Jak ten człowiek szybko się zmienia.
- Spoko. Później wpadniemy. - Rzucił Brad. Wszyscy wyszli. Zostałam tylko ja z Chesterem. Nie czułam się komfortowo w tej sytuacji. Nie powinnam z nim spędzać czasu, a mimo wszystko on ciągle jest obecny w moim nowym życiu. 
- Możesz mnie już puścić. - Powiedziałam, a on momentalnie cofnął ramię. 
- To idziemy majsterkować? 
- Jasne. - Odparłam. Zakluczyłam dom i tylnym wyjściem udaliśmy się do mojego hangaru. Tak. Mojego. Kiedy tylko się tu zjawiłam, czekał na mnie garaż z pełnym wyposażeniem. Tam też stał mój Ninja, którego regularnie dopieszczałam, aby wreszcie wziąć udział w wyścigach ulicznych. W przyszłym tygodniu mam się stawić na wyścigu. Gra jest o dużą stawkę, więc chcę wziąć udział. 
- Nie wiedziałem, że Mike ma takie coś na podwórku. 
- Cóż, mi tam się podoba. Nie boję się ubrudzić. - Odsunęłam masywne wrota. Tam ukazała mi się sylwetka auta pod kapą. Jednym ruchem ją ściągnęłam i moim oczom ukazał się cud. Czarny, dwudrzwiowy samochód. Z chromowanymi felgami, sportowym zawieszeniem. Cudo.
Otworzyłam maskę, a tam ujrzałam silnik V8 o mocy około 400 KM. Jeszcze raz - Cudo! 
- Boże, jest piękny. - Szepnęłam. Obeszłam samochód dookoła. W tym aucie nie było już czego podrasować. Wykończony z klasą, przygotowany na wyższą jazdę. Chociaż mogłabym się zająć tuningiem. Myślę, że da się z niego wyciągnąć ponad 200 mil na godzinę. Teraz jedzie mniej więcej 180. A gdyby tak zainstalować nitro? Przecież muszę jeździć najlepszym wózkiem. Gdyby był tu mój Mustang. To był samochód niezniszczalny. Osiemnaście wygranych z rzędu, ponad milion dolarów. A teraz? Wszystko poszło się jebać. Zablokowali moje konta, chociaż na nich nie trzymałam zbyt dużo. Wszystko jest w sejfie, ale jak tam się dostać niepostrzeżenie? Gdybym zabrała to wszystko, co tam mam, to kupiłabym sobie wolność. Może dom na  Bora Bora? O tak, chciałabym tam zamieszkać. 
- Widzisz jaki ten samochód jest piękny?! - Wykrzyknęłam. Wsiadłam za kierownicę, a później odpaliłam. Silnik zamruczał jak kot. Cudo. Boże, dziękuję za taki samochód.
Zgasiłam auto. Znów spojrzałam pod maskę. Silnik ośmiocylindrowy. 
- Zachowujesz się jak dziewczynka, która dostała słodkiego cukierka. 
- I wiesz co? Ten cukierek jest bardzo słodki, ale ty go nie dostaniesz. Nie lubię się dzielić.
- Wolałbym innego cukierka, który zapewne jest o wiele słodszy. - Przewróciłam oczami. Zboczony prymityw. Myśli, że ze mną pójdzie mu tak łatwo, to się kochany myli. Nigdy nie byłam pierwszą lepszą. Nigdy nią nie będę. Alex nauczył mnie mojej wartości. Pokazał, że nie mogę być zabawką. A jednak przez taki szmat czasu nią byłam. 
Znów zajrzałam pod maskę i zaczęłam sprawdzać olej. Znakomity zapach benzyny połączony ze smarem i olejem. Mogłabym się nim najarać.
Czułam natarczywe spojrzenie na swojej dupie. Chester erotoman.
- Możesz przestać gapić się na moją dupę? - Powiedziałam, odwracając się w jego stronę.
- Jestem facetem, tak? A ty jeszcze w tych spodenkach, doprowadzasz mnie do szału. - Uśmiechnęłam się drwiąco. Podeszłam do niego, a dłoń położyłam na jego męskości. Była nabrzmiała.
- Musiałeś dawno się z nikim nie pieprzyć, skoro podniecają cię moje krótkie spodenki. - Zassał powietrze, kiedy delikatnie nacisnęłam. - Masz wygłodniały wzrok, a twoje oczy mówią, że wziąłbyś mnie na masce samochodu. Chcesz się zaspokoić, ale ja nie idę w taki układ. 
- Jesteś suką. 
- Dopiero teraz to zauważyłeś? No proszę, nie rozśmieszaj mnie. Taka suka jak ja skarze cię na ręczne zaspokojenie. - Odwróciłam się i poszłam do samochodu. Jego wzrok był morderczy. Byłam pewna, że w każdej chwili może się na mnie rzucić. Cóż to by było z jego strony głupie. Ćwiczyłam boks, a mój lewy sierpowy jest niezawodny. Niektórzy już mogli go spróbować. Ach, nie skończyło się to dla nich dobrze. Zarobili kulkę w łeb. Alex był nieprzewidywalny. 
- Boże, Mike ma anielską cierpliwość. W jego domu chodzi taka niunia, a on jej nie przeleci. W sumie zawsze był opóźniony w tych sprawach. Czasami się zastanawiamy z chłopakami, czy on nie jest jeszcze prawiczkiem. 
Zaśmiałam się perlistym śmiechem. Mike? Czy on mówi o moim kuzynie? Ma opinię największego playboya w agencji. Tuziny fanek, które zrobią wszystko, aby na nie spojrzał. 
- Jesteście przyjaciółmi, dlaczego go o to nie zapytasz? - Otarłam łzę ze śmiechu.
- No proszę cię, jak to będzie wyglądało?
- Nie wiem, chcę to zobaczyć. On jest szczerym do bólu facetem, więc nie skłamie. 
Uśmiechnęłam się promiennie. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam dwa piwa. Chester jest spoko facetem do czasu, aż nie proponuje niemoralnych czynności. A myśl, że w jego spodniach jest już strasznie ciasno działa na mnie jak płachta na byka. 
- Dlaczego jesteś tak twarda? Żadna laska mi jeszcze nie odmówiła.
- Ja nie jestem żadna. - Upiłam łyk piwa. 
- Zdążyłem zauważyć. 
- Ciesze się. Możesz mieć każdą, a dlaczego uwziąłeś się właśnie na mnie?
- Bo stawiasz opór.
- Aha, a gdybym dała się przelecieć pierwszego dnia, to byś odpuścił? 
- Raczej nie. Za bardzo mnie rajcujesz. Jesteś taka inna od wszystkich panienek. Patrzą na ciebie tłumy napalonych facetów. Co jest z tobą nie tak? 
Postanowiłam, że się z niego ponabijam. Przybrałam bardzo poważny ton.
- Jestem lesbijką. - Zakrztusił się piwem. Jego oczy mało co nie wypadły z orbit. Boże, za taki widok mogłabym zabić.
- Pierdolisz. Całowałaś się z facetem. Nie możliwe. Jak?! - Plątał się we własnych wypowiedziach. Chester, który nie ma żadnej ciętej riposty? To taka rzadkość. - Już mamy odpowiedź, dlaczego się nie da cię zaciągnąć do łóżka. 
- O tak, masz odpowiedź. I to taką poważną. - Rzuciłam z ironią. Nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać. To było nie do pohamowania.
- Co tu tak wesoło? - Usłyszałam głos Mika. 
- Wróciłeś! - Rzuciłam się mu na szyję. Jęknął. W mojej głowie zapaliła się kontrolka. Coś musiało się stać. 
- Stary, ja muszę już iść. Muszę pomyśleć. - Powiedział Chester i opuścił mój garaż. Odprowadziliśmy go wzrokiem. 
- Co ci się stało? - Dotknęłam jego ramienia. Był w bluzie, ale wyczułam bandaż. On jest ranny. 
Zdjęłam z niego okrycie. Widok był straszny. Usztywnienie, całe zakrwawione. Pobladłam.
- Trzeba to opatrzyć, chodźmy do domu. - Wzięłam go za zdrową dłoń i udaliśmy się do kuchni. On usiadł na stołku, a ja zaczęłam opatrywać ranę. 
- Mike, tam nadal jest kula. Boże, naraziłeś swoje życie. - W apteczce znalazłam szczypce. Kula nie była głęboko, więc dam sobie radę. 
Zagotowałam wodę, a później wyparzyłam przedmiot. 
- Chcesz mi to wyjąć na żywca?! - Krzyknął, zabierając rękę.
- Nie bądź dzieckiem. Masz szczęście, że sam nie musisz tego robić. Ja wyciągałam kulę z uda. Bolesna sprawa. Rozluźnij się, obiecuję, że nie będzie bolało.
Oczywiście, że będzie bolało. Jednak może lepiej, żebyś nie wiedział.
Powiedziałam sama do siebie.
- Na cztery. - Powiedziałam. - Raz... Dwa... Trzy. - Pociągnęłam. Mike zawył. Oczyściłam ranę spirytusem. Będzie szczypało i to cholernie. 
- Miało być na cztery. - Powiedział niczym naburmuszone dziecko.
- Wymiękłbyś. - Zrobiłam tampon, a następnie owinęłam bandażem elastycznym. Posprzątałam po tej operacji. Kulkę wypłukałam pod bieżącą wodą. Chciałam zobaczyć, który imbecyl strzelał. Pod lupą sprawdziłam inicjały. VB4. Vladimir Bieluk i jego czwarty krąg. Ten sukinsyn powinien już dawno gnić pod ziemią. Był jednym z dziewięciu mózgów całej operacji. Zawsze go nienawidziłam. Był najbardziej brutalnym facetem. 
- Jak dałeś się postrzelić? Przecież jesteście szkoleni. - Popatrzyłam na niego wymownie. Nadal miał ból w oczach. 
Usiadłam mu na kolanach i przytuliłam do siebie. 
- Nie wiem, zrobił to z zaskoczenia. - Objął mnie zdrową ręką. - Już dobrze. Dzięki za pomoc.
- Dlaczego oni ci nie pomogli?
- Spieszyłem się do ciebie. Wiesz, znam dobrze chłopaków. Wiedziałem, że Chester tylko zostanie. Nie mam pretensji do reszty, ale mogli to inaczej rozegrać. Nawiązałaś z nim kontakt.
- Ta. Powiedziałam, że jestem lesbijką. Nie będzie mnie chciał już przelecieć. A tak poza tym to rozmawialiśmy o tobie i twoich podbojach miłosnych. Chodzą słuchy, że nadal jesteś prawiczkiem. - Popatrzyłam na jego reakcję. Najpierw spoważniał, a później wybuchł niepohamowanym śmiechem. 
- Idiota. 
- Zareagowałam zupełnie tak jak ty. 
- Wiesz, on ma dziwne pomysły.
- To nie tylko jego pomysł. Wszyscy Linkini tak uważają. Naprawdę nigdy nie miałeś takiej dziewczyny nawet na pokaz?
- Nie. To nie miałoby sensu. Wiesz, że gdybym się z jakąś związał, musiałbym ją wtajemniczyć w moje życie. Nie chcę tego. Panny, które są już wtajemniczone są dla mnie niczym.
Zabolało. Ja też jestem dla niego niczym. Zamaskowałam mój smutek. Przecież powinnam to przewidzieć. On ma mnie tylko chronić, nic więcej. 
- Jesteś głodny? 
- Nie. Boli mnie ramie. - Zaczął marudzić. Przewróciłam oczami i poszłam po tabletki przeciwbólowe. 
- Weź. Nie mam zamiaru cię otruć, ani nic podobnego.
- Nie boję się ciebie. - Łyknął.
- A powinieneś. - Powiedziałam i poszłam do hangaru. 
Jestem silna. To nie ma znaczenia, że jestem dla niego niczym. Mogę mieć każdego. Muszę wytrzymać tylko niecałe trzy miesiące. Więcej go nie zobaczę. Wyjadę na Bora Bora. Pierdolić go i wszystkich dupków, których spotkałam.
W moim oku zakręciła się łezka. 
Chciałam się zmienić. Przecież, miałam być kimś innym. Przecież to nie miało tak wyglądać. 
Znów zaczęłam ulepszać Kawasaki. Ostatni przegląd przed próbą generalną. 
Oczyściłam swoje myśli ze wszelkich głupot. Byłam tylko ja i maszyna. Bolało mnie. Bolało mnie, że on mnie odrzucił. ''Są dla mnie niczym.'' 
Ja też jestem dla niego niczym. Moje uczucia są tu zbędne. 
Już prawie kończyłam, kiedy zauważyłam małego chipa.  
- Co to kurwa jest? - Zadałam sobie sama pytanie. 
Monitoring dwa cztery. Już wiem. Wiedział, że wezmę udział w wyścigach. Zgarnęliby masę ludzi. O nie, kochani. Nie będzie czegoś takiego. Nie pozwolę. 
Delikatnie odkleiłam nadajnik, a później przepięłam go na metalową półkę. Nie uda im się mnie przyłapać. 
Cadillac też musi być namierzany. Nie jest możliwe, abym tym już prawie sportowym autem jeździła bezkarnie. 
Trzeba przeszukać auto, albo go zniszczyć. 
Nie. Nie jestem w stanie tego zrobić. Ten samochód jest dla mnie zbyt ważny. 
Spojrzałam przez okno i dostrzegam, że jest już ciemno. W sumie jest już noc. Będąc w garażu zawsze tracę poczucie czasu. W sumie to lubię takie zatracenie, kiedy nic nie jest ważne. 
Wzięłam kolejne piwo i usiadłam na masce samochodu. Podkuliłam nogi pod brodę. Dotarło do mnie, że z jednej niewoli trafiłam do drugiej. Tam przynajmniej nie miałam kamer w pokoju oraz nadajników na samochodach. Lepiej już nie mogłam trafić. Muszę się wyrwać z tego więzienia. Nie mogę tutaj dalej żyć. Upiłam łyk piwa. 
Wykańczam się powoli. Westchnęłam. 
Byłam tu sama, zamknęłam garaż, aby nikt nie mógł wejść. Chciałam być sama. Lubię samotność. 
Łzy popłynęły. Byłam zła na siebie i świat. Jednak złość na samą siebie przebijał wszystko. 
Muszę się wydostać z tej klatki. Znajdę jakieś małe mieszkanie na odludziu i tam się przeprowadzę. Będzie to jakaś alternatywa. Jeśli Anarchia mnie znajdzie, to okej. Niech robią co chcą. Zyt długo się męczę. 
Łzy same płynęły po polikach. To było silniejsze ode mnie.  Kiedy ja ostatnio płakałam? Nigdy nie umiałam tego robić, zawsze się wzbraniałam, a teraz? To wyszło tak samo z siebie. 
Uwikłana w pajęczyny życia, staczam się na dno. Spadam i spadam, a ze mną lecą inni. Podobni. Obcy. Wszyscy którzy sobie nie radzą. 
Usłyszałam szarpnięcie za metalowe drzwi. Nie ustąpiły. To dobrze. 
- Lee, jesteś tam? - Mike. Przecież wiesz, że tam jestem. Nawet jakbym chciała uciec, to i tak mnie namierzycie.
Głupie pytanie. 
- Lee, do cholery odezwij się! - Kolejne szarpnięcia. Byłam tu sama. Powiedzenie, że sama jak palec się nie sprawdzi. Ręka ma pięć palców. Ja nie mam nikogo, komu ufam w pełni. 
Nie ustępował. Ciągle próbował dostać się do środka. Po co on się męczy? Przecież jest tu nie jedna kamera. Co prawda, wiem gdzie są i jak ich uniknąć, ale teraz nie ma sensu. Nie zobaczą nic. 
Odszedł. 
To dobrze. Nie chcę go teraz widzieć. Chcę być sama. Tak jest dobrze. 
Z kieszonki wyjęłam fajki. Niezupełnie zwykłe fajki. Zamiast tytoniu miały zioło. Trzeba sobie jakoś radzić. Gdybym zapaliła normalnego skręta, zabraliby mi je, a tak to? Nie mają co zabrać. Odpaliłam. Zachowałam dym długo w płucach. Lubiłam się tym napawać. Często paliłam. Wcześniej jeszcze ćpałam, ale to już kwestia przyzwyczajenia. 
Otworzyłam drzwi w bocznej ścianie i wyszłam. Udałam się nad basen. Kolejny raz się zaciągnęłam. Lubię takie odprężenie. Chociaż, abym w pełni zdobyła relaks powinnam wypalić całą paczkę. 
Usiadłam, mocząc nogi w letniej wodzie. Kalifornia. Ciepło praktycznie cały rok. Pogodne noce pełne gwiazd. Dziś jednak było chłodniej niż zwykle. Przydałaby się bluza. 
Położyłam się. Fajka się skończyła. Odpaliłam kolejną, i kolejną. Było mi coraz lepiej. 
Z mojego błogiego spokoju wyrwały mnie głosy. Zdenerwowane głosy i szczekanie psów. 
Rodriguez przyjechał. Kolejne dowody na to, że ciągle mnie obserwują. Wyszłam z hangaru. Kamery mnie nie zarejestrowały. Nie pojawiałam się w domu. Zadzwonili do Mika. Przyjechali z obstawą. Głupota. Przecież nikt nie wejdzie na tyły domu bez ich wiedzy. Całe siatki laserowe rozprowadzone na podjeździe zawsze ich ostrzegają o potencjalnym 'zagrożeniu'. Głupota. 
Psy były coraz bliżej. Mam ich gdzieś. 
Odpaliłam już piątą fajkę tej nocy. Już normalną fajkę. Kiedy byli już naprawdę blisko, wskoczyłam do wody. Zabrało mi się na pływanie. Dryfowałam na plecach. Błogo. 
- Tutaj. - Powiedział jakiś facet. Latarki zaczęły świecić po mnie. Znaleźli mnie. Nieważne. 
- Eileen Grey, co ty do cholery odpierdalasz?
- Nic. Pływam. - Uśmiechnęłam się na ostry ton Rodrigueza. 
- Znikasz sobie i myślisz, że wszystko ci wolno?
- Nie opuściłam posesji. Dalej jestem na podwórku. Nie zniknęłam. - Mówiłam spokojnie. Nie chciało mi się z nim rozmawiać. 
- Martwiliśmy się o ciebie. 
- Niepotrzebnie. Wiedzieliście, że byłam w hangarze. Wyszłam. Siatki laserowe nie zostały naruszone, więc nie uciekłam nigdzie. W przyszłości bardziej maskujcie swoje zabezpieczenia. - Zaśmiałam się. Oni byli śmieszni. Nic dziwnego, że Anarchię rozpracowują już pięć lat i nadal są w dupie. Prawie. Gdybym nie wsypała najważniejszych, nie zrobiliby nic. Dzieciaki. 
- Wyjdź z tego basenu, proszę. - Mike wreszcie się odezwał.
- Jest mi tu dobrze. 
- Przyjdę po ciebie. 
- Proszę bardzo, nie boję się ciebie. - Zamknęłam oczy. Chciało mi się spać, ale to  by było nieodpowiedzialne zasnąć w basenie. Chlup wody. Wskoczył. Mike, jesteś śmieszny. Objął mnie ramieniem i zaczął ciągnąć w stronę brzegu. Śmieszne. 
- Co się dzieje? - Zapytał, kiedy wyszliśmy. 
- Odpoczywam. - Spojrzałam w jego oczy. Zobaczyłam troskę. I tak nic dla niego nie znaczę, to tylko praca. 
- Chodź do domu, jesteś zmarznięta i najarana. 
- Zdaje ci się. - Podniosłam się z ziemi i udałam do domu. Widziałam, że policja patrzyła na mnie, ale nikt się nie ruszał. Weszłam do pokoju i zamknęłam się na klucz. Chcę zostać sama.
Rzuciłam się na łóżko i szczelnie otuliłam pierzyną.
Zasnęłam.

_____
Owy rozdział miał na celu wprowadzenie was w psychodeliczny świat Eileen. Miał pokazać rozterki osoby po narkotykach oraz trochę zmienić tor akcji.
Pozdrawiam wszystkich,
Pani Ciemności.

4 komentarze:

  1. Anonimowy12.10.14

    Matko Święta, ten rozdział jest cudowny! Najlepszy ze wszystkich dotychczasowych. Przeczytałam kilka razy i po prostu się zachwycam. Dzisiaj bardzo krótko, bo naprawdę brak mi słów.
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dotarłam do tego bloga dzięki Lilith, która zostawiła komentarz u mnie. Wcześniej może gdzieś zobaczyłam, ale niestety nie rzucił mi się w oczy. Żałuję, że zaczęłam to czytać dopiero teraz, bo bardzo mi się podoba. Jestem pod dużym wrażeniem, zarówno opowiadania, jak i ogólnie bloga, jest bardzo dopracowany. Aż żal bierze, że tak mało osób to komentuje, blog zasługuje na o wiele większą popularność, ale widzę, że prowadzą to rozsądne osoby, które piszą, bo lubią a nie po to, aby mieć dużo wyświetleń. Za to również podziwiam. Szanuję to, że nigdzie się nie napraszacie ze swoim blogiem, ponieważ ja, niestety, się napraszam, choć staram się tego nie robić.
    Pozdrawiam i nie mogę się doczekać dalszego ciągu.
    Pełna podziwu Ulix.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezus Chrystus XD
    Te opowiadanie jest takie...takie...no kurde XD
    Takie inne. W dobrym znaczeniu tego słowa. XD

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarze:)