wtorek, 23 maja 2017

Rozdział V

- Dosyć! - Wrzasnęłam na całe gardło. Obaj na mnie spojrzeli. Każdy na inny sposób chciał przekazać mi, abym się zamknęła i im nie przeszkadzała. 
Nie mam zamiaru się skarżyć, ale Shinoda w ostatnio jest bardzo kłótliwy. Ciągle coś mu przeszkadza. Jest niespokojny, a nade wszystko nie radzi sobie z emocjami. Przestaje go czasami poznawać. Zmienił się przy mnie i to na gorsze.
- Już wróciłaś? - Mike szybko zmienił swoją groźną minę w przyjazny uśmiech. Podszedł do mnie i mocno pocałował. Lubię kiedy to robi.  Wtedy oboje jesteśmy szczęśliwsi. A ja mam zamiar zachwiać tę równowagę. Zniszczyć idylliczny świat, który zaczęłam budować od podstaw. Jednak ja nie umiem. Po prostu nie umiem tak żyć. Nie chcę tak żyć. Nigdy nie dam mu szczęścia.
- Za wcześnie? - Odwzajemniłam uśmiech, a następnie przywitałam się z Rodrigezem. 
- Nie, my po prostu nie możemy się dogadać. Kwestia charakteru.
- Rozumiem. Nie przeszkadzajcie sobie, ja idę do siebie. Muszę się położyć.
Nauczyłam się kłamać do perfekcji. Przychodzi mi to z taką lekkością. Po prostu żyję w dwóch światach. Jestem z siebie tak cholernie dumna. Ale czy na pewno? Raczej to tylko śmieszna fikcja mojego życia.
Wzięłam odprężającą kąpiel, bo nie wiem, kiedy kolejny raz będę sobie mogła na nią pozwolić. Zapewne nie w najbliższym czasie. 
Spojrzałam w lustro. Nie przypominałam siebie sprzed lat. Tak bardzo chciałabym wrócić do dawnego wyglądu. Nie żałuję, że wyglądam tak, a nie inaczej, jednak dawna ja to dawna ja. Po prostu bardziej się sobie podobałam. 
Tym razem ubrałam się w krótką koszulkę i spodenki. Było za gorąco na elegancję. Z uśmiechem położyłam się na łóżku i uruchomiłam laptop. Byłam już gotowa do wyjazdu. Teraz tylko czekać na dobrą chwilę. Już jutro. 
Źle się czułam z myślą, że go zranię. Ale moją motywacją było zobaczenie Alexa i odebranie dokumentów. Muszę je zniszczyć. Lekarz, który usuwał ciąże nie żyje. Nikomu nic nie powie. Została tylko ta pieprzona dokumentacja. 
Przez moją popieprzoną przeszłość, nie mam przydatków. Nie będę w stanie nigdy w życiu urodzić dziecka. 
To nie może być takie trudne. Zmierzam do paszczy lwa. 
Roześmiałam się ze swojej głupoty. To chyba dobra reakcja na to co mnie czeka. Przecież nie będę w stanie pokonać wszystkich. Jedna, może dwie osoby to nie problem, ale całe stado? Będzie to trzeba załatwić elokwentnie. Dyskretny włam. Dyskretne zniszczenie dokumentacji. Dyskretne znalezienie Alexa. 
Pukanie do drzwi, przywróciło mnie do świata rzeczywistego. 
- Proszę. 
Nie mam pojęcia dlaczego Mike zawsze puka, kiedy chce wejść. Przecież jest w swoim domu, wchodzi do swojej sypialni. Nawet ja nie pukam. Po prostu wchodzę. Jestem bezczelna. Kolejna salwa śmiechu mnie dopadła. Powinnam to zmienić. Nie mogę być tak wesołym człowiekiem. To nieprzyzwoicie niedorosłe. 
- Nie powinnaś słyszeć tej kłótni. Nie miałem zamiaru się wściekać na niego, to tak samo wyszło.
Ta jego mina pełna wyrzutów. Jeszcze trochę i dostanę wyrzutów sumienia.
- To nie moja sprawa o co kłócisz się z przełożonym. Rób co chcesz. Jesteś dorosłym facetem. A tak po za tym, to jedziesz z chłopakami?
- Tak. Nie pozwolili mi odmówić. - Uśmiechnął się i usiadł obok mnie na łóżku.
- Będę się strasznie nudzić bez ciebie. I zapewne zmarznę w nocy. Smutno mi, kochanie.
Wspominałam, że jestem znakomitą aktorką?
- Jeszcze trochę i zostanę z tobą. 
Przewróciłam go na plecy i na nim usiadłam. 
- Wiesz, myślałam nad naszym dzieckiem. Ostatnio bardzo dużo myślę.
- Przecież wiesz, że nie naciskam. Jeśli nie czujesz się gotowa, rozumiem. Po prostu chcę stworzyć rodzinę. Chcę, żebyś za mnie wyszła, Lee. 
Do cholery, czemu to zaczęłam? Co mam mu odpowiedzieć? Nie chcę dawać mu zbędnej nadziei. 
- To chyba nie odpowiedni moment na takie deklaracje, Mike. 
Jego oczy pociemniały. Zdenerwował się. Szybkim ruchem zmienił pozycję i to teraz ja leżałam pod nim. 
- Co jest z tobą nie tak? Ciągle mówisz, że to nie odpowiedni moment. Jeśli nie chcesz być ze mną to mi to powiedz do cholery. Ile jeszcze masz zamiar mnie zwodzić? Co ci to daje? Lee, jestem cierpliwy. Potrafię wiele zrozumieć. Potrafię nawet zaakceptować twoją przeszłość i to, że jednak kochasz tego dupka. Staram się nie zwracać uwagi, kiedy w nocy szepczesz jego imię. Rozumiem, że dużo przeżyłaś, ale mogłabyś się wreszcie pogodzić z myślą, że nie będziesz całe życie najważniejsza. 
Zdębiałam. Nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć. Brnąć dalej w kłamstwo czy powiedzieć prawdę. 
Zszedł z łóżka i podszedł do okna. Ja nadal leżałam z wielkimi oczami.
Kurwa Lee, weź się w garść. 
- Czy ty siebie słyszysz?! - Wrzasnęłam, zrywając się z łóżka. - Kto za mną ciągle ganiał? Kto nie pozwolił mi wyjechać, kiedy jeszcze nic dla siebie nie znaczyliśmy? Zdajesz sobie sprawę, że uczucia do ciebie nie są czymś planowanym? Nie chciałam się w tobie zakochać. 
- Ale to zrobiłaś!
- To teraz moja wina? Wspaniale! Wiesz dlaczego nie chcę za ciebie wyjść? - Pokręcił przecząco głową. Nadal pałał z niego gniew. - Bo wiem, że jeśli to zrobię, to zmarnuję ci życie. Nie jestem kobietą, którą możesz udomowić. Która będzie gotowała ci obiadki, kiedy wrócisz z pracy. Która będzie czekać na ciebie na lotnisku, gdy wrócisz z trasy! Nie nadaję się do tego! Wiesz dlaczego ciągle nie chcę mieć dzieci? 
Znów pokręcił przecząco głową. Nie miałam już żadnych zahamowań. Mówiłam wszystko, co od dawana chciałam wykrzyczeć światu. I  tak tego związku nie uratujemy. Nie ma żadnego związku!
- Bo nie mogę ich mieć, Mike. - Odezwałam się już spokojniej. - Trzy razy byłam w ciąży. Usunęłam dwie z nich. Coś poszło nie tak i musieli usunąć mi jeden jajnik. Kiedy się zdecydowałam, na dziecko. Poroniłam. Usunęli macicę. Nie jestem w pełni kobietą na jaką zasłużyłeś.
Teraz jemu brakło słów. Poznał prawdę o mnie. Część kamieni spadło mi z serca. Jego oczy były pełne żalu, gniewu, a przede wszystkim strachu. Nie miał się czego obawiać. Więcej go nie skrzywdzę.
Ostatni raz na niego spojrzałam, a później wybiegłam z domu. Nie wzięłam ze sobą nic. Ani telefonu, ani pieniędzy. Z pękniętym sercem biegłam ile sił w nogach. Będąc w wystarczającej odległości od jego domu, padłam na kolana. Zaniosłam się przeraźliwym krzykiem. Nigdy nie myślałam, że to będzie takie trudne. 
Przecież tego chciałam prawda? Chciałam zniknąć. To jest idealna okazja. Dramatyczna, ale idealna okazja.
Podniosłam się z klęczek i ruszyłam w kierunku magazynów gdzie czekała na mnie furgonetka ze wszystkimi potrzebnymi rzeczami.
Musiałam wyjechać. Kiedy będę daleko od niego, zadzwonię. Tylko na chwilę.
Drogę pokonałam wolnym spacerem przez opuszczone posiadłości i ciemne uliczki. Poszłam na dobrze mi znane skróty.
Wsiadłam do samochodu i odpaliłam. Nie ma już powrotu do domu. 
Zaczęłam kierować się na południowy wschód. Założyłam awiatory, aby czuć lepszy komfort jazdy. Chciałam ominąć wszelki tłum miasta. Postanowiłam zmienić trasę, z którą wielokrotnie się zaprzyjaźniałam i wyjechać po za granice LA. Kierowałam się Aliso St w stronę San Bernardino. 
Przestałam myśleć o tym co zostawiłam za sobą. Liczył się kierunek jazdy i cel. Cel, który muszę osiągnąć.
W międzyczasie zatankowałam auto do pełna i dodatkowo nalałam kanister benzyny. Nie mogę całej trasy spędzić na wyszukiwaniu stacji paliw. To za długo będzie trwało.
Po ośmiu długich godzinach dojechałam wreszcie na popieprzony zjazd. Tylko trzymać się 31B inaczej dupa.  Teraz 27A i dalej kierować się w stronę San Bernardino. Teraz zjazd na prawy pas i zjazd 64A, kierunek - Barstow.
Nie rozumiem, po co im tyle zjazdów? Pętle w których idzie się łatwo pogubić. To nie logiczne.
Teraz I-15 i ciągle prosto przez 70 mil. Ciągle prawa strona po I-40 i te znaki "Needles". Wjeżdżamy do Arizony. Zapadł już zmrok. Pogoda zeszła na psy. A ja jadę niepewnie w zabytkowym aucie. Jeśli się teraz popsuje, to do Montany dojdę pieszo. Sama benzyna mnie kosztowała już dwa razy tyle to lot samolotem w klasie ekonomicznej.
Teraz będzie już z górki. Zjazd 210. Teraz zachodnią Country Club Dr. Dalej na północną 89. Rondo i dalej prosto. Tankowanie. Uzupełnienie kanistra. Kilka paczek chipsów i energetyk. Gotowa na dalszą trasę.
Kontynuacja wzdłuż Coppermine Rd, skręt w prawo i jeszcze jeden w 89. 
Witamy w Utah!
Teraz wzdłuż Center St, zmiana na 89. Prawo. Lewo. Prawo w kierunku Beaver. Teraz na I-15 i przede mną całe 210 mil. Cudownie jeździć nocą. Nie ma korków, przyjemnie zimno. Między czasie można coś zjeść. Strasznie jestem głodna i zmęczona. Już niedaleko. Jeszcze chwila. 
Teraz za znakami "Iinteerstate", a następnie za "Pocatello". Jeszcze długo przez Idaho. Prawie 340 mil.
Wreszcie "Witamy w Montanie"!
Teraz tylko do stolicy. Do pięknej Heleny. 
Zobaczymy, czy będzie miejscem do którego zmierzam. Oby nic się nie zmieniło. 
Muszę odpocząć. Nie chcę swojej wielkiej ucieczki skończyć jako trup w wypadku samochodowym i w dodatku furgonetką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za komentarze:)